piątek, 4 sierpnia 2017

Od Altheny - C.D. Fallen'a "Chantaje"


Westchnęłam. Przez znaczną część mojego życia nie mogłam się "wyluzować". Poza tym, przez ten mimo wszystko krótki czas, który tu spędziłam, zdążyłam się przywiązać do naszego klanu. Wiedziałam, że pomimo iż wszyscy działamy na własną łapę, musimy jako Alfy zapewnić im względne bezpieczeństwo. Chciałam jednak, abyśmy w razie potrzeby potrafili współpracować. Chciałam być dobrą Przywódczynią - kimś, kto zawsze jest w stanie pomóc swoim pobratymcom, nie ważne co się stanie. Kimś, komu mogą zaufać. Nie czułam się potworem, a jedynie kimś specyficznym. Wydaje mi się, że to było dość dobre określenie.
Wiedziałam, że w innych klanach ktoś rozsiewał pogłoski o nadchodzącej wojnie. Co prawda, na nas nie robiły wielkiego wrażenia, jednak perspektywa wielu mordów ekscytowała członków naszego klanu. Niezbyt mi się to podobało, ale co mogłam zrobić? Nic...
Jednak to prawda, że relacje między naszym klanem a całą resztą są bardzo napięte. Wystarczyła jedna iskierka, aby doszło do wybuchu. A biorąc pod uwagę nasze upodobania, do tego mogło dojść w każdej chwili... Wydawało mi się, że tylko ja podchodzę do tego na poważnie. Wszyscy traktowali wojnę jak zabawę, urozmaicenie codzienności. Nikt nie zwracał uwagi na liczebność WSZYSTKICH trzech klanów – z tego co wiem, jeśli połączą siły i wszystkie wilki będą walczyć, będą atakować nas 33 osobniki. A nas jest tylko 6. Co z tego, że jesteśmy dobrze wyszkoleni? Na każdego z nas przypada 5, 6 wilków – nie mamy szans na wygraną i dobijało mnie to. Nasz klan był zbyt pewny siebie...
Dopiero ryk podopiecznych Fallena wyrwał mnie z zamyślenia. Zupełnie o nim zapomniałam. Spuściłam uszy i odwróciłam wzrok
- Przepraszam, znowu się zamyśliłam – burknęłam, zawstydzając się
- Cholera, Then.. Niedługo będziesz mnie przepraszać za to, że żyjesz – zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się półgębkiem. Może powinnam...? No cóż... Koniec tego wszystkiego. Gdybaniem nic nie wskóram. Od teraz wszyscy musimy czekać na to, jak potoczą się nasze losy.

*około miesiąc później*

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość spokojnie. Jak każdego dnia wybrałam się na obchód terenów, oczywiście nikogo nie spotykając. Do czasu...
Przy Wodopoju Grzeszników natknęłam się na Silent Feara. Wyglądał na zadowolonego z tego faktu. Od razu poinformował mnie, że chciałby niedługo spotkać się w jego jaskini i omówić pewną sprawę. Zdziwiło mnie to, ale również po części ucieszyło. Dawno z nim nie rozmawiałam, a jego towarzystwo chyba jeszcze nigdy mi nie przeszkadzało. Lubiłam go, nie dało się tego ukryć. Od razu więc zgodziłam się u niego stawić. Jednak po głębszym zastanowieniu, wydało mi się to trochę dziwne – ciekawiło mnie, co to musiało być, skoro nie mogliśmy tego omówić tutaj. No cóż... Pewnie niedługo się dowiem

< Silent? Sorry że takie bez ładu i składu ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!