wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Sierry - C.D. Arcady'ego "Potencjalny obiad"


Od wyjścia Arcady'ego minęło z jakieś 15 minut. Wybudziłam się już całkowicie, na co potrzebowałam dosłownie chwilki. Wolałam kiedy Arcady był tu ze mną... Świetnie czułam się w jego towarzystwie. Wiedziałam, że te nasze potajemne spotkania nie są legalne według praw i zasad Klanów. Zdradzaliśmy nasze Klany, a to nie było zbyt w porządku. Zostawiając Klany; nigdy nie spodziewałabym się, że wilki z Cecidisti Stellae będą chciały jednak pomóc. Jeszcze zrozumiałabym jeśli nieśli by tą, jakąkolwiek pomoc innym wilkom z Klanu. Ale nie z trzech pozostałych. Jednak Arcady w stosunku do mnie był... inny. Jeszcze żyłam, więc było chyba dobrze. Nie wiem, jaki Arcady był dla innych mojego pokroju - niezbyt mnie do interesowało. Wiem, że zabrzmię samolubnie i egoistycznie ale... chciałam mieć go tylko dla siebie. Chciałam mieć przyjaciela, którego chyba nigdy tak naprawdę nie miałam. Niestety, nasza znajomość, przyjaźń, jak zwał, tak zwał, z czasem stała się problemem. Nie mogliśmy tak po prostu otwarcie spotykać się i razem bawić, turlać w śniegu czy oglądać gwiazdy i rozmawiać, co chwila śmiać się - musieliśmy się ukrywać. Ale jeśli mieliśmy jakieś szanse, chciałam walczyć o tą przyjaźń i ukrywać się tak długo, jak będzie trzeba, a nawet przez całe życie.
Westchnęłam cicho. Cóż, tak to czasem bywa - jedni wolą układać sobie życie tylko w zakresie znalezieniu drugiej połówki i posiadaniu dużej, licznej, wesołej rodzinki, a drudzy wolą wieść życie bardziej skomplikowane, polegającym na... właśnie: takie wilki nie miały zbyt wiele planów na przyszłość, działały żyjąc tu i teraz... osobiście przyznaję, należałam do tych z drugiego typu. Wiedziałam tylko, że chcę zostać tu z Arcady'm. Wzięłam pierwszą lepszą pustą "księgę", a w zasadzie tylko okładkę z kartkami w środku i zaczęłam pisać to, co wiem na temat tych świecących w nocy kwiatków, które widziałam na granicy. Nie, nie, to wcale nie to, że przyda mi się lub innym wilkom, chociaż to drugie może. Mówiłam Alfom, że przyszłam tam, by napisać księgę na temat tych roślin. Co zrobię, kiedy spytają mnie o nią, czy zaproponują, bym dała im ją do przejrzenia? To było w awaryjnym wyjściu, tak na wszelki wypadek. Skończyłam, kiedy napisałam dosłownie wszystko, co o nich wiem z obserwacji. Strona, dwie i zamknęłam księgę, po czym odłożyłam ją na wysoki a jednocześnie płaski kamień, gdzie leżało jeszcze wiele innych ksiąg. Westchnęłam i wróciłam do pomieszczenia robiącego mi za sypialnię, po czym, gdy miałam już coś sięgnąć, usłyszałam swoje imię, na co momentalnie się odwróciłam.
- Sierra? - usłyszałam głos jednej z Alf mojego Klanu. Aha, czyli siostry zamierzały złożyć mi teraz niezapowiedzianą wizytę. Pospiesznie wróciłam przed wyjście z mojego domu.
- Witajcie Echo oraz Estranged, co was tu sprowadza, w czym mogę wam służyć? - powitałam ich ciepłym uśmiechem.
- Chciałyśmy sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku. - odwzajemniła uśmiech różowa wadera.
- W jak najlepszym. Miałam właśnie wybrać się na polowanie, czy Alfy chciałyby wybrać się na nie ze mną? - spoglądnęłam to na Echo, to na Estranged.
- Nie, nie trzeba. My musimy wracać do swoich obowiązków. - kiedy różowa wilczyca chciała coś odpowiedzieć, Echo jej przerwała. - Bywaj, Sierro.
- Żegnajcie. - uśmiechnęłam się szerzej, a kiedy upewniłam się, że odeszły, odetchnęłam głęboko.
Wróciłam do pomieszczenia w którym sypiałam i wzięłam z kąta moje torby, po czym wyszłam z jaskini i udałam się na polowanie.

*** Tydzień później ***

Szykowałam swoje torby, gdyż miałam w planach właśnie teraz udać się po Lazuryty dla Arcady'ego. Minął już tydzień, więc dzisiaj, czy jutro, miał pojawić się u mnie basior. Chciałam, by miał świeże kwiaty, więc udałam się z torbami na pobliską ośnieżoną łąkę. Tam rosły malutkie, niebieskie kwiaty. Budziły we mnie zachwyt - niby proste, małe kwiatki, a tak bardzo piękne i delikatne. Nie przeszkadzało im to zimno, stały prosto wychylając swe malutkie, niebieskie główki spod śniegu. Zerwałam dokładnie siedem Lazurytów, po czym ułożyłam je delikatnie w jednej ze swoich toreb. Ruszyłam w kierunku swojej jaskini, co chwila sprawdzając stan roślinek. Nie chciałam oddać Arcady'emu pogniecionych i zmarnowanych kwiatków - w idealnym stanie mogły być bardziej wydajniejsze.
Gdy znalazłam się przed jaskinią usłyszałam szelest za sobą. Oglądnęłam się więc w tamto miejsce i niczego nie zauważyłam. Zignorowałam to, mając na celu odłożenie kwiatków na półkę z księgami, by potem czekać na powrót Arcady'ego. Kiedy tylko ponownie odwróciłam przed siebie łeb, dotknęłam niespodziewanie nosa wyczekiwanego przeze mnie samca swoim nosem. Z lekka się wystraszyłam, po czym odłożyłam swoje torby, w których nadal znajdowały się drobne Lazuryty pod ścianę i spojrzałam z dalszej odległości na basiora. Trzymał w pysku trzy, może cztery Tubalniki, które włożył do drugiej mojej torby. Posłałam mu delikatny uśmiech.

< Arcady? :>> >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!