Od czasu, gdy Alexis poszła na spacer, minęło dobre pół godziny. Słońce świeciło już wysoko na niebie, rzucając krótki cień wszystkiego. Alex nigdy nie wychodziła na swoje spacery na tak długo, przez co trochę się zmartwiłem, ale postanowiłem jeszcze na nią poczekać.
Ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w naszej rodzinie, nie należały do tych ciepłych i radosnych. Widziałem, jak moja synowa wraz z Castiel'em przeżywają śmierć swoich dzieci. Alexis również wydawała się być przybita i to znacznie bardziej niż podczas jakichkolwiek wcześniejszych, smutnych wydarzeniach. Sam byłem smutny, bo straciłem przecież wnuki, to ja uczestniczyłem na ich pogrzebie, a powinno być inaczej! Ale od kiedy jest jakakolwiek sprawiedliwość na tym świecie? Mimo tej traumy otaczającej naszą rodzinę, starałem się ich pocieszać. Mówiłem, że wszystko będzie dobrze, że to jakoś się ułoży. Wiedziałem dobrze, że utrata bliskich, w tym również własnych dzieci, boli. Jednak razem z Alex wygrzebaliśmy się z tego i wychowaliśmy jedyne szczenię, jakie nam zostało. Gaster Phoenix i Grace niestety nie dożyli założenia własnych rodzin, czy znalezienia partnera, ale daliśmy z Alex radę. Była silna. Teraz jednak martwiłem się o jej stan. Robiłem, co mogłem, by ją uszczęśliwić - moja partnerka czuła jednak pustkę. Była tak jakby w skorupie, do której nie wpuszczała nikogo, ale nie miałem jej tego za złe. Kochałem ją.
Minęła godzina, potem druga, a Alexis nadal nie pojawiała się w jaskini. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem, myślałem, że zaraz zrobię wgłębienie w "podłodze". Postanowiłem jej poszukać.
Od razu przed jaskinią złapałem jej trop i zacząłem szukać strony, z której był najsilniejszy. Podążyłem za zapachem ukochanej, oddalając się od jaskini coraz bardziej. W pewnym momencie trop się urwał. Zacząłem węszyć, coś silnie pachniało Alexis pode mną. Być może była tu i coś zostawiła, zakopując to w ziemi?
Zacząłem kopać pod sobą, nie dopuszczałem wtedy myśli, że... że Alexis nie żyje. Zauważyłem kawałek jasnego futra, po czym zacząłem kopać szybciej i z większym zdenerwowaniem. Wyczuwałem też zapach innego wilka. Wyciągnąłem moją partnerkę z głębokiego dołu i trzymałem jej martwe, bezwładne ciało w łapach. Wiem, nie powinno się rozkopywać grobów, ale nie miałem pojęcia, że tam znajduje się ciało mojej partnerki.
- Kochanie... Dlaczego... dlaczego ty? Dlaczego akurat ty? - zacząłem płakać i zauważyłem ślady krwi na jej futrze.
Czuć było też, że jej futro przesiąknięte jest zapachem wilka, którego zapach unosił się wszędzie w okolicy. Teraz już wiedziałem, kto zabił moją ukochaną... Największy idiota, morderca, psychopata, jakiego znam. Silent Fear. Tuliłem moją Alexis w łapach delikatnie się kołysząc. Powoli odłożyłem jej ciało do głębokiego dołu, gdzie spojrzałem na nią po raz ostatni, zasypałem dół ziemią, postawiłem nad nim duży kamień a na grobie położyłem niebieski kwiat.
Silent Fear zabił Alexis. Moją Alexis, kogoś komu mogłem bezgranicznie zaufać, kogoś, z kim chciałem dożyć kresu moich dni. Wróciłem do jaskini i położyłem się w swojej części szlochając, przez co zwróciłem na siebie uwagę Castiel'a i Celty.
Alexis odeszła. I już nie wróci. Może już nie cierpi? Dusiła się w tym świecie, a Silent Fear pewnie tylko ukrócił jej cierpienie. Ale jak niby miałem mu za to dziękować? Westchnąłem. Alexis odeszła, i... nie zdążyliśmy się nawet pożegnać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!