Przespałam noc jakby nigdy nic. W zasadzie, zmusiłam się do snu. Przyszło mi to fakt faktem z trudem. Nie byłam w stanie w żaden sposób pozbyć się tych dennych przemyśleń, które targały moim umysłem. Sprawa tajemniczego listu nadal nie została wyjaśniona, co nie dawało mi spokoju. Nie potrafiłam nic z tym zrobić. Chciałam wyjaśnić to za wszelką cenę, dowiedzieć się, co, jak, dlaczego oraz kto mógł to zrobić. Te pytania nie dawały mi spokoju. Nawet podczas niezwykle płytkiego snu próbowałam logicznie wytłumaczyć sytuację, która nie tak dawno miała miejsce. Jednak ile bym opcji nie wymyśliła, nadal coś było nie na rzeczy, nadal coś nie chciało współgrać. Najistotniejsza wydawała mi się możliwość próby zastraszenia mnie przez wrogi klan. Później jednak zaczęłam się zastanawiać, czy oby na pewno jest to możliwe. Fakt, faktem, nie jestem nikim istotnym w naszym klanie, a przynajmniej moim zdaniem lepiej jest atakować kogoś ważnego, kogoś, po czyjej stracie duża część klanu pogrążyła by się w żałobie. Natomiast o mnie nikt by nie pamiętał, dlatego nawet, jeśli byłaby to sprawka wygnańców, nie rozumiałam, dlaczego akurat ja miałam paść ofiarą. Chociaż z drugiej strony... Może jest coś, o czym nie mam nawet pojęcia, a oni to wiedzą, i dlatego jestem dla nich taka ważna? Ta opcja jednak szybko została wykluczona. To nie byłoby możliwe.
Powoli zaczynała mi pękać głowa, dlatego postanowiłam, że odpocznę od tego wszystkiego i zrobię sobie przerwę. Wyłączyłam racjonalne myślenie i opuściłam jakże przytulną norkę, do której, mimo niezbyt wyczerpującej wielkości, zdążyłam już przywyknąć. Żyło się w niej nawet przyjemnie. Była przytulna i zarazem obszerna... Wprost idealna na kawalerkę. Bynajmniej, na czas aktualny. Nie wiem, jak długo to potrwa. Przecież możliwe, że nie będę całe życie sama. Już nawet nie mówiąc o partnerze. A może, jeśli zacznę przyjmować innych, ktoś będzie potrzebował pomocy? Wówczas przydało by się trochę więcej wolnego miejsca. Zwłaszcza, jeśli musiałabym przyjąć kogoś w gościnę na "trochę dłużej".
Postanowiłam całkowicie wyciszyć umysł i ruszyłam na spacerek. Do tej pory zdążyłam poznać znaczną część terenu. A to podczas pobytu z ofiarą, Brooke, a to podczas poszukiwania roślinek do dekoracji dla Gisei... Czy chociażby w poszukiwaniu Saviora, na przykład ostatnio, kiedy chciałam z nim porozmawiać.
Z tego względu miałam już dość dobrze wykształconą orientację w terenie i potrafiłam odnaleźć się w nawet najtrudniejszej sytuacji. Znałam położenie większości drzew i potrafiłam rozpoznać nawet najdrobniejszy szczegół. Zdawało mi się, że znam każdą drogę i ścieżkę w tej krainie. Jak się okazało, byłam w błędzie. Przekonałam się o tym tejże nocy. Podczas spaceru zdążyłam skręcić w jedną z alei ciągnących się pośród drzew potężnego lasu. Nie zwracałam zbytniej uwagi na to, gdzie szłam. W końcu jednak wyczułam przyjemną, słodką woń. Pomyślałam, że to egzotyczne kwiaty postanowiły rozkwitnąć. Jednak szybko dotarło do mnie, że ten zapach... Wręcz nie pasował do tych terenów. Spojrzałam pod łapy. Okazało się, że kierowałam się wzdłuż wyznaczonej jak gdyby ścieżki z płatków krwistoczerwonego kwiatu róży. Ciekawa nie przystanęłam ani na krok. Zamiast tego jeszcze bardziej przyspieszyłam, tym samym zaczynając iść wzdłuż płatków. Wkrótce potem napotkałam całe ich górki. Zapewne ktoś zostawił je tam celowo. Łącznie z kartką papieru, wystającą z piasku. Od razu wzdrygnęłam się na ten widok. Przypomniała mi się wiadomość, którą przekazał mi kruk. Pomyślałam, że może ktoś sobie tylko żartuje, albo jest to kolejna "wskazówka". Wzięłam się na odwagę i podniosłam kartkę z zieii. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast napisu, którego treść mrozi krew w żyłach, dostrzegłam na kartce coś jak mapę. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Jak zwykle jednak ciekawość wzięła górę. Ruszyłam według wyznaczonej trasy, nie wiedząc, co mnie czeka. Zastanawiało mnie, kto mógł zostawić tą "mapę", oraz czy faktycznie jest coś, do czego ona prowadzi. Jeśli mam być szczera, na początku wydawało mi się, że to po prostu jakieś głupie żarty, czy coś w tym stylu. No bo co robi takie nietypowe znalezisko w ziemi? Z drugiej strony jednak ciekawiło mnie, po co ktoś chciał to schować. Wpadłam na ten pomysł tylko z tego względu, że mapa leżała częściowo pod ziemią. Logicznym było, że ktoś chciał ją tam schować nie bez powodu. Chociaż jednocześnie możliwe, że ktoś był tu przede mną, jednak nie udało mu się wydostać materiału z nieznanej mi przyczyny. Jednak nie zależnie od tego, które rozwiązanie okazało by się poprawne, w głowie nadal pozostawała ciekawość. Ciekawość, czy oby na pewno do czegoś prowadzi wyznaczona ścieżka. Chciałam to odkryć. Niezależnie, czy okazało by się to żartem, czy nie, chciałam poznać cel do którego prowadzi droga.
Bez zastanowienia skręcałam w kolejne alejki, jednak miałam dziwne wrażenie, że są one narysowane bez większego celu. Do tej pory wydawało mi się, że tylko krążę dookoła jednego miejsca.
To całe chodzenie jednak okazało się sensowne dopiero w chwili, kiedy wycieńczona rozmyślaniem i błędnymi danymi na mapie ułożyłam się w cieniu jednego z rozłożystych drzew. Zaczęłam składać bez większego celu kartkę ze zwyczajnej nudy i braku jakiegokolwiek pożytecznego zajęcia jakie mogłabym w tamtej chwili wykonać.
Materiał był na tyle delikatny, że spokojnie składał się tak, jakbym chciała. Z początkiem nie miało to większego sensu. Zwykłe niedokładne kreski i linie. W pewnej chwili jednak przyjrzałam się stworzonemu dziełu. Nierówne kreski przyjęły formę dokładniejszego zarysu. Ułożenie linii tworzyło teraz wyraźny szkic... Wulkanu. Dodatkowo nad nim litery tworzyły proste hasło. "Widzę cię". To mną wstrząsnęło. Momentalnie się ocknęłam. Okazało się, że przez przypadek przysnęłam. Jedynie zmrużyłam na chwilę oczy, a skończyło się to dziwnymi zwidami. Skierowałam wzrok znów na kartkę, którą teraz trzymałam pod łapą. Nic, co mi się wydawało, nie miało miejsca. Materiał był w stanie nienaruszonym, nie widniał na nim żaden obrazek.
Ja jednak jako ta dość ciekawska osoba postanowiłam przetestować prostą taktykę, która mi się "przyśniła". Tak oto zaczęłam składać kartkę na wiele różnych możliwości, nie osiągając jednak zamierzonego celu. Stwierdziłam, że czas ruszyć w dalszą drogę. Może po prostu szłam nie tak, jak było trzeba. Wspięłam się na jedno z drzew, z myślą, że w ten sposób prędzej rozpoznam teren i uda mi się dotrzeć do celu. Nie myliłam się. Z tej perspektywy było widać więcej. Wzbiłam się w powietrze używając jednej z moich zdolności, aby ułatwić sobie podgląd terenu. Gdy tylko spojrzałam w dół, moim oczom ukazała się widoczna na ziemi strzała w kierunku północnym. Bingo!
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!