Skierowałam się w stronę, którą wskazywała owa strzałka. Miałam nadzieję, że doprowadzi mnie ona do upragnionego celu. A końcu chyba nie bez powodu się tutaj znalazła. Przede mną rozciągały się nieskończone tereny Viridi Agmen. Z tej perspektywy wydawały się być jeszcze okazalsze i piękniejsze. Wszędzie było tak zielono. Akurat zaczął padać deszcz, którego ciężkie, chłodne krople gwałtownie mnie zalały. Tu nie występowało coś takiego jak "mżawka". Tu, jeśli już padało, to porządnie, a chmury zazwyczaj brały się znikąd. Za to jednak kochałam te tereny. Po mojej "śmierci", a raczej odwiedzeniu na krótki czas krainy zmarłych, pokochałam krajobrazy tego klanu jeszcze bardziej. Najbardziej sprzyjała mi rozmaita fauna i flora, ale także obecność tak wspaniałych osób jak Savior, czy Gisei. Czując, jak bardzo moje futro zdążyło nasiąknąć deszczem, zniżyłam swój lot, by już po chwili stanąć na czteren łapach. Podłoże było już wilgotne i schłodzone, a wokół unosiła się przyjemna woń deszczu. To drugi zapach, który uwielbiam najbardziej. Przez chwilę nawet zapomniałam, gdzie w ogóle szłam oraz po co. Szybko jednak mi się to przypomniało. Skierowałam się truchtem w obranym sobie kierunku, aby za bardzo nie przedłużać tej wędrówki.
Pokonałam już spory kawałek drogi, deszcz nadal nie ustąpił, choć teraz już nie lało tak jak wcześniej. Wdychałam zapach wilgoci, wyciszając się zupełnie. Przede mną znajdował się jakby tunel z krzewów dzikich jeżyn. Wyglądały na dojrzałe, to też postanowiłam ich nieco podjeść. Okazały się bardzo słodkie w smaku. Z drugiej strony zastanawiało mnie, co by sobie pomyślał ktoś, kto mógłby tędy przechodzić. Pewnie uznałby mnie za wariatkę lub wybryk natury. Jednak mnie to nie obchodziło, od szczeniaka nie toleruję krwi. Nie przeszkadza mi, kiedy ktoś poluje, jednak sama za nic nie dotknęłabym się do martwego zwierzęcia. Ta szkarłatna ciecz zwyczajnie powoduje we mnie obrzydzenie. Chociaż kiedyś będę musiała pogodzić się z moją naturą, i jakoś "uwolnić się" od tej fobii. Na razie jednak nie widziałam takiej potrzeby.
Ruszyłam w dalszą drogę, przypominając sobie o moim celu, w jakim tu przybyłam. Chciałam zobaczyć na mapie, czy oby na pewno idę w dobrą stronę, jednak nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Musiałam ją chyba zgubić gdzieś po drodze. Mniejsza z mapą, skoro doszłam już tu, uznałam, że pójdę dalej przed siebie. Może akurat idę dobrze i trafię na co, co chciałam odnaleźć. Jednak im dalej zagłębiałam się w las, tym bardziej traciłam wszelkie nadzieje, że wspomniany na mapie skarb istnieje. Zaczynałam sądzić, że była ona zupełnie błędna, a ja głupia znowu dałam się nabrać.
Powoli zaczynało się robić mrocznie. Roślinność znacznie się zagęściła, tak, że można było nazwać to miejsce puszczą. Dodatkowo moja orientacja w terenie postanowiła mnie zawieść. Nie wiedziałam, gdzie się znajduję, a nawet, czy to miejsce należy do naszego klanu. Wszystko wskazywało na to, że się zgubiłam. Ponadto dało się tu wyczuć dziwną, nieprzyjemną atmosferę. Panowała tu magiczna aura. Magiczna, ale nie zbyt przyjemna. Miałam wrażenie, że coś tu nie gra. Chciałam wyjść stąd jak najszybciej, jednak coś mnie zatrzymywało. Jakaś siła nadprzyrodzona kazała mi iść naprzód. Nie potrafiąc jej się sprzeciwić brnęłam przed siebie w nieustającym deszczu. Panowała tu taka cisza, że można było usłyszeć głucho odbijające się od liści ciężkie krople.
Nie wiedząc dokąd dokładnie mam się kierować, szłam jedynie przed siebie, patrząc gdzieś w dal. Byłam jakby w transie. Choć widziałam horyzont, jakby nie wiedziałam, że patrzę w jego stronę, oraz dlaczego. Po prostu zmierzałam tak, gdzie poniosły mnie łapy. Z początku bez większego celu, jednak jak się później okazało, mapa nie była żartem, a jej cel znajdował się tuż przede mną. Jednak w tamtej chwili o tym nie wiedziałam. Z każdym kolejnym krokiem czułam się coraz dziwniej. To przestawało być przyjemne, a stawało się męczarnią. Miałam tylko nadzieję, że to tajemnicze miejsce nie zadziała źle na moją psychikę.
Z każdym kolejnym krokiem szło mi się coraz gorzej i coraz bardziej pragnęłam wrócić. Jednak nie potrafiłam się zatrzymać. Zrobiłam to dopiero w chwili, gdy coś wbiło się w moją łapę. Ponownie uświadomiłam sobie, że jestem ofiarą losu. Nawet chodzić nie potrafię tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Postanowiłam sprawdzić, co przeszkodziło mi w dalszej wędrówce. Tu magiczna aura wyjątkowo się nasiliła, robiąc się już zupełnie nie do zniesienia. Zignorowałam jednak ból i dziwną atmosferę tego miejsca. Spojrzałam na swoją łapę. Skaleczenie było dość głębokie i sączyła się z niego ciecz, która teraz dziwnym trafem przybrała lekko fioletową barwę. A było to spowodowane kamieniem, o który się skaleczyłam. Niby zwykły, szary kamień, nieco większy od reszty. Jednak było w nim coś niespotykanego. Narysowane na nim zostało oko. Oko, które pobłyskiwało fioletowym światłem. Podniosłam przedmiot w celu przyjrzenia się mu. Były dwie opcje dotyczące wzoru. Albo został namalowany farbą fluorescencyjną o mocnej poświacie i zwyczajnie nic nie znaczył, albo ktoś znał się na czarach a kamień jest zaklęty. Wówczas było tylko jedno rozwiązanie, iż nie znalazł się tu przypadkowo, oraz musi coś oznaczać.
Miałam co prawda nadzieję na to pierwsze, jednak panująca tu aura i dziwna atmosfera, były dość mocnymi dowodami by wykluczyć jakiekolwiek tego prawdopodobieństwo. Zatem kamień, jak zapewne całe to miejsce, był zaklęty. Zastanawiałam się jednak, co może oznaczać wzór oka namalowany na nim. Przypominał te wzory z pradawnych czasów, jednak ja się na tym nie znałam za dobrze. Praktycznie wcale nie miałam o takich sprawach pojęcia. Wzięłam kamień ze sobą i ruszyłam do domu. Moim celem było przeszukanie wszelkich możliwych ksiąg w poszukiwaniu czegoś na ten temat. Choćby miało mi to zająć cały dzień. Zasadniczo nie wiem, z jakiej racji się tego podjęłam. Było to dla mnie nie byle wyzwaniem. Zwłaszcza z racji, że pewnie nie mieliśmy w naszym klanie żadnej biblioteki. Przypuszczalnie jedyna możliwa znajdowała się na terenach wiecznie zasypanych śniegiem, jednak nie wiedziałam, czy będę tam mile widziana, oraz jak zakończy się moja podróż w tamte okolice. Moje ciało, mimo nie zbyt długiego pobytu w klanie Savior'a, zdążyło się przyzwyczaić do ciepłych, deszczowych klimatów. Przejście granicy i wkroczenie na tereny Luminosum Iter, gdzie panują skrajnie niskie temperatury, wręcz gwarantowało nagłe oziębienie organizmu, co raczej nie mogło skończyć się dla mnie dobrze. A nawet jeśli przeżyłabym tą nagłą zmianę, z moim nigdy nie opuszczającym mnie "szczęściem" istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że jak zwykle wpakuję się w jakieś tarapaty, z których nie mogłabym, zwyczajnie nie mogłabym wyjść bez choćby jednego poważniejszego obrażenia. To by było zbyt nierealne jak na mnie. Pozostawało jeszcze małe prawdopodobieństwo, że ktoś z klanu do którego przynależałam, miał choć minimalne pojęcie na temat, na który poszukiwałam informacji. Z drugiej strony jednak uznałam, że nawet, gdyby tak było, to i tak nie ma najmniejszych szans na to, że mogłabym jakkolwiek o to zapytać. Nie znam jeszcze wszystkich, a jak wiadomo, nawiązywanie nowych znajomości przychodzi mi z dużym trudem. A co dopiero te kilka słów, mających wyrazić pytanie o znajomości z rzeczami nadprzyrodzonymi, magicznymi lub coś w ten deseń. Bądź co bądź, pierwszym, co musiałam zrealizować, był powrót na tereny domowego zacisza. Skierowałam się w stronę z której tu przybyłam, albo raczej z której wydawało mi się, że przybyłam. Przez ostatnie minuty coś zawładnęło moim umysłem pozbawiając świadomości, przez co nie byłam do końca pewna, czy kierowałam się w dobrą stronę, chcąc odnaleźć drogę powrotną. Nie było by miło, gdybym się pomyliła, bo nie były to dobrze znane mi okolice. Jeśli nie należały do mojego klanu, marne były szanse na to, by w razie czego ktoś mnie znalazł.
Jak się jednak okazało, droga, którą postanowiłam iść, nie okazała się być błędną, i szybko znalazłam wyjście. Z początku wydawało mi się, że dziwna aura zdążyła mnie opuścić, wraz z pozostawieniem tego tajemniczego miejsca daleko za sobą. Okazało się jednak, że było to fałszywe przeczucie. Przekonałam się o tym wkraczając już na Plażę Beztroski. Zostawiłam kamień w "jaskini", która nadal pozostawała jedynie otworem wykopanym w podłożu, po czym wybrałam się na krótki spacer. Pochłaniałam wilgotne powietrze stąpając po brzegu plaży. Byłam zmęczona tym dniem, oraz wyprawą w nieznane. Ogólnie ostatnie wydarzenia były dość męczące. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Po otrzymaniu kartki z dziwnym przesłaniem, w którym ktoś powiadomił mnie o rzekomym obserwatorze, oraz odkryciu dziwnej mapy, która ostatecznie doprowadziła mnie do tego niezwykłego znaleziska, byłam zwyczajnie wyczerpana. Chciałam chwilę odetchnąć, jednak sprawa tajemniczego przesłania nadesłanego przez czarnego kruka, nadal nie była do końca wyjaśniona, co mnie nieco niepokoiło. Jednak wkrótce dochodził wschód, a mój umysł był zbyt wyczerpany, abym mogła nad czymkolwiek jeszcze dziś rozmyślać, dlatego postanowiłam się zdrzemnąć. Zaraz po przebudzeniu zamierzałam podjąć działanie i spróbować dowiedzieć się czegoś zarówno w sprawie tajemniczego obserwatora, jak i oka, które znalazłam dzisiejszej nocy. Wróciłam powolnym krokiem do jaskini, wciąż napawając się rześkim, nadmorskim powietrzem. Gdy tylko przekroczyłam "próg" swojego mieszkania, przypomniałam sobie, że przecież miałam je jakoś udekorować. Mimo obecności lodowych figur nadal wiało tu pustką. Cóż, muszę się zająć tym następnym razem. W tamtej chwili miałam nieco inne zmartwienie. Kamień, który przyniosłam z dzisiejszej wyprawy, emitował jaśniejsze światło, aniżeli przedtem. Chociaż z drugiej strony mogło mi się jedynie tak wydawać, ponieważ było już dość ciemno, i zwyczajnie poświata mogła dawać wyraźniejszy kontrast, co dawało wrażenie, że kamień świecił jaśniej. Szybko jednak dotarło do mnie, że to nie zwidy, a faktycznie świeci mocniej. Zrozumiałam to dopiero, gdy znów wyczułam silną aurę, jaką dawał. Od tego rozbolała mnie głowa. Postanowiłam wyrzucić kamień jak najdalej, najlepiej rzucić go do wody, jednak on stał się dziwnie ciężki. Ledwie mogłam go przesunąć i to o niecały centymetr, wywołując przy tym wgłębienie w podłożu jaskini. To było co najmniej dziwne, i jeszcze bardziej zmotywowało mnie do tego, aby dowiedzieć się jakie może być jego potencjalne źródło i co może znaczyć znak, znajdujący się na nim. Jednak zanim cokolwiek zrobiłam, poczułam się dziwnie senna. Ułożyłam się na środku pomieszczenia i zasnęłam spokojnie, nie wiedząc, co mnie wkrótce czeka.
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!