Na prośbę wadery, wyszłam razem z nią za śladem uciekiniera, jednak nie miałam pomysłu gdzie mógł pójść. O dziwo, wkrótce go znalazłam jak padał na ziemię. Zawołałam Avę i udało nam się go jakoś przenieść do jego jaskini. Miałyśmy obie czuwać, ale obowiązki wadery ją wzywały, więc zostałam z nim sama. Nie musiałam zbyt długo czekać, aż się obudzi. Dosłownie po kilku minutach otworzył oczy.
- Nieźle nas nastraszyłeś - powiedziałam spoglądając na niego. Milcząc odwrócił głowę tak, że nie patrzył na swojego rozmówcę. - Hej... Alfa powiedziała mi, że słyszałeś naszą rozmowę. Głupio wyszło, wiem, ale...
- Jakie "ale"? - Przerwał mi dalej patrząc gdzie indziej. - Nie lubisz mnie, nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, jeszcze lada chwila się odwrócisz i zostanę znowu sam. Kłamałaś cały ten czas o przyjaźni?!
- To nie tak - zaczęłam, ale przez jego podniesiony głos, skuliłam się lekko. - Ja cię bardzo lubię, ale nie tak, jak chciałbyś. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Już właśnie w to wątpię - warknął wstając. Zaczynałam się bać.
- Ja naprawdę nie znam tego, jak kochać - starałam się mówić spokojnie, ale głos mi już zaczynał drżeć. - ...Nie znam całej sytuacji, może przypominam Last Hope, ale dalej jest mi przykro, że ją straciłeś!
- Co ty wiesz o stracie ukochanych osób?! - Wrzasnął, robiąc krok ku mnie, cofnęłam się do ściany. Zaraz zaszedł mnie i odciął mi drogę ucieczki. Cały czas krzyczał dając upust swoim emocjom. Jego spojrzenie było przepełnione furią. - Ponoć nigdy nikogo nie straciłaś, a teraz masz czelność po tych wszystkich kłamstwach jeszcze pierdzielić dalej głupoty?!
- Proszę, przestań... Nie krzycz - jęknęłam, coraz bardziej przerażona. Krzyk był tak potworny, że naprawdę się go bałam, czułam, jak oczy robią mi się szkliste.
- I teraz jeszcze mnie przepraszasz i liczysz, że zaraz znowu będzie wszystko wesołe?!
- Arcun, dość! - Podniosła głos alfa. - Coś ty narobił... Ilia? - Powiedziała patrząc na mnie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ciekną mi łzy.
- Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz... - powiedziałam rozdygotana nie będąc w stanie nawet podnieść łapy i wytrzeć łez - ...to po co tu jeszcze jestem?
Jego łapa zawisła w powietrzu. Szybko wyskoczyłam z kąta i z płaczem pognałam jak najdalej. Nie chcę tam wracać, tak bardzo nie chcę.
Nie zatrzymywałam się ani razu, chociaż wiele wilków z mojego klanu widząc mnie, wołało za mną, pytali co się stało. Gnałam tak, aż wbiegłam do jaskini i tam dopiero się zatrzymałam. Opadłam i wtuliłam się w poduszkę, by zagłuszyć płacz.
Arcun mnie nienawidzi, chociaż chciałam mu powiedzieć, że lubię go szczerze, ale nie umiem się w nim zakochać, naprawdę. Miłość była mi obca. Teraz jedynie leżałam i łkałam. Nikt nie wchodził do mojej jaskini, ale trochę kłębiło się ich przy wejściu.
<Arcun?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!