środa, 28 czerwca 2017

Od Inez - C.D. Savior'a "Granica głupoty"


Chwilę przed wybudzeniem się z tego dziwnego stanu przypominającego śpiączkę, czułam jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim organizmie. Mój umysł spoczywał jeszcze w półśnie, przez co nie byłam w stanie jednoznacznie stwierdzić gdzie się znajdowałam ani co się stało. Nie pamiętałam w tamtej chwili za wiele. W zasadzie to nic nie pamiętałam. Przyjemna fala ciepła zniknęła tak szybko jak się pojawiła, nie pozostawiając po sobie choćby śladu obecności. Dopiero po chwili zaczęły docierać do mnie bodźce z zewnątrz. Dźwięki, takie jak szum liści i cichy śpiew ptaków, obrazy, będące przez jakiś czas jedynie kolorowymi, rozmytymi plamami tworzącymi abstrakcyjną mozaikę, i zapachy, z początku niewyraźne i zlewające się z tłem. Zapach drewna, świeżego powietrza, krwi... I nieokreślony, wyrazisty, lecz przyjemny. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że owa woń świadczyła o obecności innego wilka. Gdy to sobie uświadomiłam, zerwałam się gwałtownie na równe łapy, jednak równie szybko okazało się to złym posunięciem. W głowie nadal miałam mętlik, siarczysty ból ponownie zaatakował obezwładniając mnie, czego skutkiem był mimowolny upadek. Przed oczami zamajaczyło jasne światło i towarzyszący temu silny ból głowy. Objawy bardzo podobne do migreny. Przez chwilę słyszałam nieprzyjemny szum. Ale nie z otoczenia.. Jakby roznosił się wewnątrz czaszki. Nie mogąc tego znieść zasłoniłam pysk łapami, w nadziei, że może to przyniesie jakiś rezultat. Tak się niestety nie stało, a dodatkowo poczułam w gardle smak krwi. Ledwie się przemogłam żeby ją przełknąć.
- Ocknęłaś się - Usłyszałam niewyraźnie przyjemną dla ucha barwę głosu jakiegoś wilka. Zaraz zaraz. Przecież ja doskonale znam ten głos. Jednak nie mogła być to prawda. Odwróciłam się w kierunku dźwięku, w nadziei, że mi się przesłyszało. Przyjmowanie takiej pozycji w obecności kogoś wyższego w hierarchii, niezależnie od sytuacji, było niestosowne. Jednak moje przemyślenia i nadzieje okazały się żmudne. W miejscu gdzie spojrzałam stał on. Wysoki, brązowy basior na którego pysku wyraźnie malowała się ulga. Obserwował uważnie moją osobę że stoickim sposobem. Próbowałam wstać, nie chciałam stracić w jego oczach. Jednak moje obolałe ciało nie chciało ze mną współpracować, czego skutkiem było ponowne zmierzenie się z płaską powierzchnią. Skarciłam się za to w duchu. Wiedziałam, że takie zachowanie z mojej strony, równa się nie tolerancją dla kogoś ważniejszego, jednak nie potrafiłam nic na to poradzić. Miałam tylko nadzieję, że on to zrozumie. Naprawdę nie chciałabym zaprzepaścić naszej relacji. Chociaż niby to nic takiego, ponieważ skończyło się na kilku prostych zdaniach, w zasadzie nic nie znaczących, jednak dla mnie to znaczy naprawdę wiele. Kilka prostych zdań, które pomogły mi się poczuć bezpiecznie, pomogły odzyskać nadzieję na lepsze jutro. Byłam mu za to wdzięczna z całego serca. Nie chciałam znów podupaść na duchu, poczuć się tak jak kiedyś, jak ofiara losu, której los zgotował najgorsze piekło. Nie chciałam tego stracić.
Po kilku minutach, kiedy zebrałam w sobie siły, spróbowałam usiąść, chociaż tyle mogłam zrobić. Łapy nadal ledwie wytrzymywały ciężar reszty ciała, Pulsujący ból w skroniach nie chciał ustąpić, przed oczami nadal miałam mroczki a do tego wszystkiego kręciło mi się w głowie. Wzięłam głęboki oddech, a po chwili wszystko wróciło do normy. Cisza. Spojrzałam na basiora, który jakby nigdy nic, nadal mnie uważnie obserwował. Nie chciałam zadawać podstawowych pytań, jakie nasuwały mi się na myśl. Jednakże nie widziałam innego wyjścia, po prostu chciałam wiedzieć.
- Jak się tu znalazłam? - Spytałam na tyle wyraźnie, na ile pozwalała mi susza w gardle.
- Znalazłem cię przy granicy podczas obchodu terenu. Leżałaś niemalże martwa. Co się stało? - W głosie wilka wyraźnie słyszałam zaskoczenie i troskę. Widać, że martwił się o członków swojego Klanu. Jakby nie patrzeć, to była jedna, duża rodzina. Jednak te słowa sprawiły, że przypomniało mi się wszystko, co mnie spotkało.
- N..Nic takiego... - Odpowiedziałam, rzecz jasna, niezbyt szczerze. Nie chciałam, żeby się przejmował. A obawiałam się co by powiedział, jak by zareagował, gdyby dowiedział się prawdy. - Ja już pójdę. Nie chcę przeszkadzać - Rzuciłam na odchodne, następnie wstając. Ruszyłam w kierunku wyjścia z kryjówki. Doskonale wiedziałam, że znajduje się ona w koronie jednego z najwyższych drzew w naszym klanie, jednak nie przypuszczałam, że mój stan jest aż taki zły. Ignorując prośbę, lub raczej naleganie, abym została, ponieważ powinnam odpoczywać, zrobiłam kolejny krok do przodu. Jednak perspektywa, z jakiej aktualnie patrzyłam, i doskwierający mi ból sprawiły, że momentalnie straciłam równowagę i spadłam z drzewa, "lecąc" z zawrotną prędkością ku ziemi, znajdującej się kilkanaście, jak nie kilkaset, metrów pod nami.

<Savior?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!