Po pikniku byłem wyraźnie zmęczony, więc dosyć szybko odpłynąłem w krainę snów. Nigdy nie lubiłem za bardzo spać, ta czynność wydawała mi się czymś okropnym. Nie dość, że marnowałem swój cenny czas, to jeszcze dosyć często moje sny nie należały do najmilszych. Niestety, niektórzy snów nie mają prawie w ogóle, inni mają same wspaniałe, a prawdziwi pechowcy idąc spać przeżywają piekło. Podobno istniały jakieś tabletki czy napary na spokojny sen, jednak wyrobienie ich pewnie było kosztowne, a ja potrzebowałbym tego końską dawkę. Tak więc, musiałem radzić sobie bez leków.
Śpiąc snem dość głębokim, nie powinienem mieć problemów. Sny przeważnie nawiedzają nas, kiedy śpimy dość płytko, wtedy nasz mózg jest bardziej aktywny. Niestety, dla mnie głęboki sen wciąż pozostawał płytkim. Jak już mówiłem, wojownicy nigdy się nie wysypiają, będąc cały czas na straży.
Na początku było przyjemnie. Śniło mi się moje ostatnie spotkanie z Echo. W moim śnie wyglądała równie ładnie, jak na żywo, jednak nie pasowała mi tutaj jedna rzecz. Dialog między nami się nie zgadzał, podobnie jak jej ogólne nastawienie do mnie...
- Chciałbym, abyś przyjęła mnie do Luminosum Iter - Powiedziałem.
- Niby czemu miałabym to zrobić? - Zaśmiała się. - Wiem przecież kim jesteś!
- Nie należę do Cecidisti Stellae! - Odparłem krzycząc. Nie wiedziałem, czemu moja postać podnosi głos. Powoli zaczynałem z perspektywy trzeciej osoby przechodzić do pierwszoosobowej, wczuwać się w sytuację swojej podróbki, nędznego wytworu mojej wyobraźni. Nawet nie zauważyłem, kiedy stałem już twarzą w twarz z wilczycą, kompletnie zapominając o tym, że śnię.
- Ale idealnie się do nich nadajesz - Prychnęła z dziwnym uśmiechem. - Wiem co zrobiłeś! Twoje sumienie jest splamione krwią niewinnych wilków... twoich przyjaciół, partnerki! Taki samiec jak ty nie zasługuje na tak piękne miejsce do mieszkania. Nie zasługuje na kontakt z taką waderą jak ja. Nawet nie myśl, że z tej relacji może wyjść coś więcej. Nie zasługujesz nawet na przyjęcie do watahy, a co dopiero na moją przyjaźń!
Każde z jej słów mnie raniło. Nie tylko dlatego, że czułem dziwne przywiązanie do białej wilczycy, ale również dlatego, że miała rację... Starałem się nigdy nie myśleć o tym, co zrobiłem. O tym, co się wydarzyło. Jednak jej słowa zmusiły mnie do tego. Na szczęście, moje myślenie nad przeszłością nie trwało długo. Echo urosła do imponujących rozmiarów, odpowiadała wielkością smokom, po czym bezproblemowo chwyciła mnie w zęby i połknęła. Spadałem w dół jej układu pokarmowego z zawrotną prędkością, gdy nagle uderzyłem w coś twardego. Po ponownym otwarciu oczu, znalazłem się w miejscu, w którym nigdy nie chciałem się znaleźć. I sytuacji, która miała się nigdy nie zdarzyć.
Rainbow biegła przodem, ja zaraz za nią, natomiast tuż obok mnie wędrowali nasi przyjaciele, pozostałe basiory należące go Watahy ze Smoczych Gór. Wymyśliliśmy tą nazwę odnajdując ten dziewiczy teren, jednak wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, jak bardzo ta nazwa jest trafna. Dopiero mieliśmy się o tym przekonać, ale na razie żadne z nas się tym nie przejmowało. Wszyscy cieszyliśmy się, że udało nam się w końcu odnaleźć odpowiednie dla nas terytorium. Nikt nie wiedział jeszcze o dobrej nowinie, jaką była ciąża mojej partnerki, Samicy Alfa. Bardzo prawdopodobnym było, że nasze szeregi powiększą się w końcu o jakąś kolejną wilczycę, póki co samica czuła się bardzo niekomfortowo i dziwnie wśród samych basiorów. Nikt jednak nie sprawiał jej problemów. Była świetną przywódczynią i cieszyłem się, że może mieć we mnie oparcie i korzysta z tego.
Wbiegała do niewielkiego Kanionu, kiedy zaczęło się to tragiczne zdarzenie. Śmiejąc się, zniknęła mi z pola widzenia. Potem nie słyszałem już, aby biegła, czy się śmiała. Ciszę przedarł krzyk. Znajdowała się w paszczy gigantycznego, białego smoka, który wychylił się zza skały, gdzie ostatni raz widziałem moją partnerkę. Wołała o pomoc i udzieliłem jej tej pomocy. Zaczęliśmy wszyscy walczyć z białym smokiem, jednak po chwili zleciało się ich całe stado. Było to około dziesięć osobników, nas nie było o wiele więcej, a Rainbow była wykluczona z walki. Ząb smoka przebił jej brzuch, jednak wciąż starała się cokolwiek robić. Niestety, jej działania nie były zbyt efektowne.
Nagle upadł jeden z naszych. Niebieski wilk imieniem Sketch, mój najlepszy przyjaciel. Został zabity przez wielką smoczycę o zielonych łuskach. Wtedy właśnie rozpoczęła się prawdziwa masakra. Ogarnięty furią mordowałem wszystko. Za każdym razem, kiedy umiejętność ta ulega aktywacji, tracę wzrok. Polegam jedynie na zmyśle węchu i słuchu. Tam, gdzie czuję krew i słyszę serce, tam morduję. Zamordowałem każde żyjątko. Wszystkich, łącznie z moimi.
Kiedy furia minęła, stałem nad swoją partnerką, która dyszała ciężko. Patrzyła na mnie jednym okiem, które jej zostało. Krzyczałem, wiłem się, błagałem o pomoc. Nikt nie przyszedł. Nikt nie żył. Świat natomiast, zaczął wirować, a ja obudziłem się bezpieczny, w swojej jaskini nad Lodowym Jeziorem, cały oblany potem.
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!