Dobiegł mnie świeży powiew wiatru, powietrze zawsze pachniało w ten charakterystyczny sposób przed zbliżającą się burzą. Wolno otworzyłam oczy. Łeb miałam zwrócony ku wyjściu jaskini. Mój oddech był leniwy i niezwykle spokojny, co z początku mnie przeraziło. Szybko uniosłam łeb przez co zakręciło mi się w głowie.
Uspokoiłam się, kiedy zrozumiałem, że wciąż żyje, a nie umieram, jak sądziłam na początku. Zacisnęłam mocno zęby, przez moją głowę przeszedł nieprzyjemny ból. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tak jak trafnie na początku stwierdziłam, znajdowałam się w jaskini. Wydrążona w skale, dosyć duża, prezentowała się całkiem dobrze.
Mogła to być jaskinia Inez...
Ta myśl przeraziła mnie. Szybko wyrzuciłam ten pomysł z głowy. Zapach wilczycy był zbyt delikatny. W tym miejscu musiała przebywać nawet krócej ode mnie. Zaraz uderzyła we mnie metaliczna woń krwi. Skierowałam swoje spojrzenie na brzuch. Cała jego lewa strona była pokryta różnymi liśćmi. Sądząc po zapachu, były to przeróżne zioła. Nie do końca świadoma skąd się to wzięło, przypomniałam sobie starcie z niedźwiedziem. Skrzywiłam się mimowolnie, ból, który wtedy poczułam był okropny. W dodatku musiałam złamać sobie parę kości.
— Widzę, że już wstałaś. — Dobiegł mnie głos wadery.
Inez stała u wyjścia jaskini, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. W łapach trzymała jakąś roślinność, najpewniej leczniczą.
Niepewnie skierowała się w moim kierunku, po czym odłożyła zioła na glebę, zatrzymując się nieopodal mojej rany.
— Muszę teraz wymienić Ci opatrunki — wyjaśniła. — Będzie boleć, ale nie ruszaj się — dodała, patrząc na mnie ostrzegawczo.
Skinęłam lekko głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć.
Wilczyca delikatnie oderwała prowizoryczny opatrunek składający się z liści. Zabolało mnie to, bo roślinność przykleiła się do świeżej rany. Syknęłam cicho, gdy oderwała ostatni liść. Podotykała ranę w różnych miejscach, z uwagą patrząc na jej stan.
— I jak? — zapytałam odruchowo.
— Za dobrze to nie wygląda, ale przynajmniej dobrze się goi — odparła.
Wystraszyłam się.
— Ale żadne zakażenie się nie wdało?
— Nie — odpowiedziała z rozbawieniem, widząc moją przerażoną twarz. — Po prostu długo będziesz musiała odpoczywać i czekać, aż rana się zasklepi.
— Aha — mruknęłam, czując ulgę.
Inez wróciła do dalszej pracy.
< Inezka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!