Miałam wrażenie, że zaraz mi odpadną łapy, a serce wyskoczy z piersi. Nieprzyjemna fala zimna zalała ciało. Zaczęłam trzepotać łbem, modląc się w duchu, żeby to był tylko sen, tylko pieprzony sen. To nie mogła być prawda. Nie mogła. Nasze dzieci leżały pod starym drzewem...W ułamku sekundy podbiegłam do nich.
- Moon! Tomoe! - schyliłam się, chcąc to coś przepchnąć. Jednak było stanowczo za ciężkie, a oni nie ruszali się.
- Cel! - Castiel zaraz zjawił się obok mnie, aby unieść ogromny pień w górę na kilka sekund.
To mi wystarczyło, aby wyciągnąć delikatnie szczeniaki spod jego ciężaru. Oni... Byli cali we krwi, klatki piersiowe nie unosiły się, nie oddychali. Zaczęłam panicznie oddychać, musiałam im jakoś pomóc, tylko nie wiedziałam jak.. Nie znam się na medycynie.. A każda sekunda jest złotem.
- Cas! Pomóż! Musimy je zanieść do Alfy! - wykrzyknęłam do partnera, który pochylił się nad naszą trójką.
- Cel... - wyszeptał - My... - Przytulił mnie nagle do siebie, głaszcząc po grzbiecie.
- Nie! To nie jest prawda! Oni żyją... oni... żyją - Wtuliłam się w partnera, pozwalając jednocześnie, aby po moim policzku spłynął potok łez.
Basior nie powiedział nic więcej, tulił mnie do siebie, drżąc przy tym lekko. Moje... pociechy, czemu ja...? Tak bardzo chciałam być mamą. Tak bardzo chciałam zobaczyć jak dorastają, znajdują swoje drugie połówki. Wiążą się... Rozpoczynają nowe życie. Może bym potem została nawet babcią. To wszystko moja wina... Moja wina. Nie dopilnowałam ich. Gdyby nie ja... to by... Zaraz moim ciałem zatrzęsła kolejna fala drgawek oraz ogromny potok łez. Nie wiem ile czasu tak minęło, ile czasu... byłam pogrążona w swoim świecie. Ale w pewnym momencie zorientowałam się, że Castiel zdążył powiadomić swoich rodziców, jak i Alfę naszego Klanu. Ku mojej rozpaczy stwierdził on, że nasi synowie nie żyją. Mama Castiela, jak i moja... starała się nas jakoś pocieszyć, szepcząc dobre słowa do ucha, co prawda kiwałam głową, ale nie było takiej siły, żeby mnie uspokoić i odciągnąć od dzieci. Jedynie Castielowi się to udało, dzięki czemu mogliśmy po około godzinie urządzić pogrzeb młodych. Zebrał się cały Klan, a Alfa wygłosił przemówienie, po którym wszyscy zawyli ku niebu, żegnając braci. Po wszystkim przyszedł czas na kondolencje... Ledwo trzymałam się na łapach, Castiel widział to i starał się mnie jakoś podtrzymać.
- Cel...? - spytał kiedy ostatnia osoba odeszła od nas.
Reszty niestety już nie słyszałam, czułam tylko jak upadam, a moje oczy zalewa ciemność. Tomoe... Moon... Moje... skarby.
<Castiel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!