poniedziałek, 26 czerwca 2017

Od Regalo De'Oro - Gorzka prawda

Spokojny jak zwykle dzień. Jedynym urozmaiceniem była dzisiejsza podróż. Ah, ja wraz z Carmine wybieraliśmy się na Szczyty Martwych Aniołów. Wczoraj uzupełniliśmy zapasy wody, dzisiaj zostało nam tylko spakowanie potrzebnego mięsa i innego pożywienia. Mimo, że na co dzień mieszkam w zimowych warunkach, na samą myśl o wyprawie przeszywały mnie dreszcze. Car podchodziła do tego z przymrużeniem oka. Dla niej gorszą podróżą było znalezienie watahy. Cóż, może racja. Mieliśmy na początek w planach zabrać jeszcze Arcuna z tą Ilią, jednak siostra zaprotestowała i w końcu idziemy sami. Może i lepiej.
Przed wschodem obudziłem się tylko po to, aby nie zaspać. Rano jest dosyć sporo dobrej zwierzyny łownej. No więc wyszedłem wolnym krokiem z jaskini, aby upolować jakąś sporą sztukę. Nie... Ze cztery sztuki będą odpowiednie. W końcu trochę czasu tam spędzimy.

***

Przygotowany wyruszyłem w miejsce, gdzie z Carmine mieliśmy się spotkać. Oczywiście tam była.
- Cześć Car! - Powitałem ją.
- Witaj bracie! - Uśmiechnęła się serdecznie.
- Ty wszędzie pierwsza! - Zażartowałem.
- Znasz mnie... Taka jestem.
Nawet jeśli należała do Ceciditi Stellae, okrutna nie była. To moja siostra, kocham ją.
- Wyruszamy? - Zapytałem.
- Jasne! Już czas - Stwierdziła.
Raźnym krokiem ruszyliśmy ku Szczytom Martwych Aniołów.
Podróż jak podróż mijała specyficznie. Raz na rozmowach, raz w ciszy. Nagle zobaczyłem ogromne szczyty.
- Carmine, zobacz! - Krzyknąłem.
Aby zobaczyć szczyt gór trzeba było unieść łby jak najwyżej. Widok był cudowny. Ośnieżone czubki gór... Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Pięknie. Nie zachwycaliśmy się długo i ruszyliśmy dalej. Nie odbyłoby się oczywiście bez wyścigu. Wyścig pt.: ,,Kto pierwszy do tego kamienia?''. Heh, uwielbiam takie zabawy, mimo tego, że niemal zawsze przegrywam. Po prostu czułem, że żyję. Po chwili byliśmy już u podnóża gór. Delikatnie się zląkłem wysokości oraz ryzyka, że zasypie nas lawina. No cóż, takie ,,uroki'' gór. Rekompensowały mi to myśli, o tym, że to wspaniała przygoda.
Byliśmy już na jakiejś...skale? Znajdowała się na 1/4 wysokości góry. Dobre i to. Zbliżało się południe. Kto wie, czy już nie było popołudnie. Czas się nie liczył. Ewentualnie czas spędzony z siostrą.

***

Jest! Pół góry zdobyte! Radość nieopisana. 
- Re... Reg... Regalo... - Wydukała siostra.
- Tak?
- LAWINA! - Krzyknęła.
Zdążyła użyć mocy i wznieść się w górę. Ja nie zdążyłem. Zostałem przysypany.

***

Dzięki moim mocom udało mi się wydostać, jednak z moim skrzydłem nie było najlepiej. Było najwyraźniej złamane. ,,Powitała'' mnie siostra.
- Co ty..?!
- Siostro, udało się, wydostałem się!
- Jak?! - Nie dowierzała. - Ty... ty miałeś umrzeć!
Nie umiałem w to uwierzyć. Ona... Jednak chciała mnie zabić. Ona... Wywołała lawinę.
- Ty masz zginąć!- Krzyknęła. 
Wzięła mnie za kark i zrzuciła ze skał. Byłem bezsilny. Nie mogłem się ratować. Skrzydło złamane, nie mogłem wzlecieć. To koniec. To musiało nastąpić. Nie spodziewałem się tego, że moja własna siostra... Łzy ciekły mi policzkami. Już za chwilę... Za chwilę roztrzaskam się o skały. Boże, CZYM JA ZAWINIŁEM?! Siostra leciała nade mną. Mimo, że zrobiła mi coś takiego, nie mogłem powiedzieć na nią nic złego. Kochałem ją. To koniec. Już są skały. Żegnajcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!