niedziela, 25 czerwca 2017

Od Echo - C.D. Zera "Jedna decyzja"


Burza rozszalała się na dobrze, przez co widoczność spadła do około metra. Nie wyobrażałam sobie powrotu w takich warunkach, tym bardziej, że zanosiło się na noc. Pewnym było, że ten wieczór spędzę w dość doborowym towarzystwie, w którego skład wchodził jedynie Zero. Mimo to, nieważne jak drogi mojemu sercu byłby osobnik znajdujący się ze mną, w obecnej sytuacji moje myśli krążyły dookoła siostry. Wadery, która równie dobrze mogła leżeć w tym momencie pod warstwą stopniowo narastającego śniegu. Sama wizualizacja tego zdarzenia powstała w najdalszych zakątkach mojego umysłu przyprawiła mnie o poważne dreszcze. Musiałam jakoś stłamsić tą ponurą wersję wydarzeń. Po raz kolejny rzuciłam okiem na wyjście z naszego aktualnego schronienia, jednak nie dostrzegłam tam nic oprócz bieli. 
- Zero, umiesz tańczyć? - Nie mam pojęcia skąd wzięło mi się to pytanie. Mogłam zadać każde inne, jednak wybrałam akurat to... Byłam wręcz przekonana, że mój rozmówca również nie mógł tego wiedzieć...
- Nie wiem, dla niektórych to czy umie się coś robić mierzy się inaczej. Przykładowo, mogę uważać, że walczę perfekcyjnie, podczas gdy inny wilk patrząc na mój styl stwierdzi, że jest on gówno wart. Dlaczego pytasz? 
Musiałam wymyślić coś na szybko, nie mogłam po prostu przyznać się, że zadałam to pytanie tylko i wyłącznie z chęci przerwania przerażającej ciszy. 
- Mamy teraz sporo czasu, a zawsze chciałam się nauczyć kilku podstawowych kroków. Stwierdziłam, że miejsce byłoby do tego odpowiednie. 
- Tak sądzisz? Nie uważasz, że ziemia i ewentualne ściany są trochę za twarde? - Zaśmiał się szyderczo. 
- Czy ty próbujesz wytknąć mi pewne wady? Chodzić jeszcze potrafię - Skwitowałam udając wielce obrażoną panienkę.
- No własnie, jeszcze - Do moich uszu doszło ciche mruknięcie. 
Samiec powoli zaczynał działać mi na nerwy, jednak w ten pozytywny sposób. Gdzieś w głębi pragnęłam dawać mu więcej możliwości do dogryzania mi. Chciałam słyszeć jego śmiech, widzieć błysk w oczach... Jednak tym razem musiałam zareagować w inny sposób. Nie wiedziałam jak on to odbierze, ale miałam cichą nadzieję, że nie będzie na mnie wściekły. Wstałam i delikatnie pochyliłam się w przód. Napięłam, mięśnie łap, po czym skoczyłam w jego stronę. Zdawałam sobie sprawę, że nie odskoczył tylko i wyłącznie z własnej woli. Ten prowizoryczny atak zajął mi wystarczająco czasu aby podnieść się z pozycji leżącej. Natomiast Zero siedział, no, może kilka sekund temu jeszcze siedział. Aktualnie jego grzbiet stykał się z podłożem natomiast moje łapy powoli zatapiały się w sierści basiora, przy okazji dociskając go do ziemi. Walczyłam z wewnętrzną chęcią. Oczami wyobraźni widziałam, jak powoli opuszczam się na przednich łapach i wtulam się w sierść znajdującego się pode mną wilka. Mimo to wciąż przyglądałam się rozbawionym ślepiom basiora. Iskierki, które w nich płonęły przypominały te rozpalone w oczach szczeniaka, który po raz pierwszy dostał od rodziców zgodę na osamotnioną eksplorację terenów swojego klanu. Udało mi się go sprowokować, jednak ta sytuacja pokazała mi jedna rzecz. Nie doceniałam go, jednym płynnym ruchem wyswobodził się spod moich łap, po czym zamienił nas miejscami. Tym razem to ja czułam przenikliwy chłód podłogi. Postanowiłam nie być mu dłużna. Używający tylnych łap (którym celowo pozostawił pełną swobodę ruchów) odrzuciłam go do siebie, po czym momentalnie się podniosłam. Zaczęliśmy swój imitowany pojedynek, ja byłam dla niego przeciwnikiem, z którym śmiało mógł się bawić zanim go wykończy... W moich oczach Zero przybrał postać rannej i zmęczonej zwierzyny, z którą mogłam zrobić prawie wszystko. Po kilkunastu próbach uzyskania dominacji nad przeciwnikiem (każda z nich zaczynała się tak samo leniwie i kończyła w ten sam sposób... znów staliśmy twarzą w twarz) zaczęłam odczuwać lekkie zmęczenie. Ignorując ten fakt ponownie "rzuciliśmy się sobie do gardeł", tym razem jednak Zero zadbał o to abym nie mogła ruszyć niczym innym poza łbem. Próbowałam uwolnić się kilkukrotnie, mimo to zostałam zmuszona do poddania się dość szybko. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na ciemność, która zapanowała na zewnątrz... nieprzenikniona ciemność i towarzyszący jej świst wiatru. Z naszych pysków wydobywał się delikatne obłoczki pary, co mogło świadczyć jedynie o spadku temperatury. 
- Zero, może przejdziemy w głąb jaskini... Ogrzejemy się i, no wiesz... prześpimy. Wydaje mi się, że jest już dość późno - Zaczęłam wciąż leżąc na zimnej ziemi.
- Jasne, jeśli przyznasz, że wygrałem - Głos samca rozdarł wnętrze jaskini emanując przyjemnym dla ucha sarkazmem. 
- Przyznam ci co tylko chcesz, tylko do cholery zejdź ze mnie! - Warknęłam przy okazji śmiejąc do rozpuku. 
Wilk posłuchał mojej propozycji i już po chwili czekał na mnie z rozpalonym, jasnym płomieniem. Podążyłam w stronę świetlistych języków niczym ćma, jednak moim celem nie był ogień, a wilk, który go wytwarzał. Przyjemne ciepło muskało mój pysk w chwili gdy kładłam się u boku Zera. Ten natomiast spojrzał na mnie niepewnie. 
- Jeśli się przytulimy będzie nam cieplej... oczywiście odejdę jeżeli przeszkadza ci takie rozwiązanie - Wyjaśniłam spoglądając w oświetlone oczy samca. 

<Zero? Nie umiem pisać romansów...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!