"Ojciec" od razu rozpoczął przygotowania do rytuału, co głównie polegało na zabieraniu i ustawianiu rzeczy. Widocznie był już na to przygotowany, bowiem jego zapasy były rozsiane wszędzie w jasno określonych punktach. Mogłam na to już jedynie patrzeć z leżącej pozycji, nie byłam w stanie trzymać już dłużej głowy przez przytłaczające zmęczenie. Wszystko przygotował w zatrważającym tempie, po kilkunastu minutach już rysował jakieś wzory na podłożu. Ledwie je skończył, obrócił się w moim kierunku, nagle trzymał sporych rozmiarów nóż. Wypowiedział cicho jakieś obce zaklęcie, przez które, klatka ze mną niebezpiecznie blisko się przesunęła do niego. Błysk w jego oku mówił wystarczająco dużo. Nie wahał się zabić własnego dziecka. Kolejne zaklęcie, teraz łańcuchy związały mnie tak mocno, że upadłam. Sprawił, że byłam teraz w zupełności przytomna. Na pewno wolał mieć więcej "zabawy" z bardziej obecną mną. Przystawił mi nóż do gardła.
- W końcu zaraz zginiesz. Może zawołasz o pomoc? Zwykle woła się tego, kogo się kocha - splunął w bok. Otworzyłam szerzej oczy. - Twoja matka wołała swoją rodzinę, ale, och, nic to nie dało. Kto jest twoją miłością, śmieciu?
Moją miłością?
Ale... Och...
Wszystko było tak zawiłe... a teraz? Odpowiedź prosta, chociaż starałam się jej nie słuchać na początku...
Zacisnęłam oczy i zawołałam najgłośniej jak tylko umiałam:
- ARCUN!
Nagle bariera, za którą on był pękła na wiele małych części.
Wyskoczył jak oparzony i po szybkim ocenieniu sytuacji, znalazł się między mną, a czarnym basiorem.
- Arc? - Zapytałam się cicho. Spojrzał na mnie zły.
- Nie myślisz chyba, że dam mu cię zabić? - Nawet w takiej sytuacji musiałam czuć rumieńce? Błagam...
Zanim jednak udało mu się wykonać jakiś ruch, w jaskini zmaterializowały się duchy i parę bestii.
- Witaj ojczulku - syknął duch nastoletniego wilka.
- Tęskniłeś za nami? - Dodała pytanie hydra oblizując się. Inny duch spojrzał na nas.
- Zabierz, proszę, naszą siostrę stąd. Zaopiekuj się nią - powiedział ciepło. Nie ociągaliśmy się, zaraz wyplątaliśmy mnie z węzłów i ruszyliśmy szybko w stronę wyjścia.
- Moja ofiara dla pana! - Ryknął, ale zaraz potwory go dopadły. Nie oglądałam się za siebie. Chociaż miałam mętlik w głowie, mnóstwo myśli, to czułam, że ten widok, co oni robią z nim, nie jest dla mnie. Biegliśmy już kilkanaście minut, dopiero na skraju lasu się zatrzymaliśmy.
- Co to było? - Wysapał basior urywanym głosem.
- Nie wiem i chyba nie chce - odparłam tak samo zmęczona. Zanim cokolwiek mogłam dodać, przed nami pojawił się kolejny duch, tym razem małej wadery. Spojrzała na nas dużymi oczyma, jak to mają w zwyczaju szczenięta.
- On został pokonany i zabrany - powiedziała mając na myśli ojca. - Już nie zabije nas więcej. Mamusia na pewno by się ucieszyła... Ilia?
- T-tak?
- Ciesz się za nas wszystkich życiem - usłyszałam w głowie jej głos. Gdy spojrzałam na zjawę znowu, ta tylko się uśmiechnęła i znikła. Arcun spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Wiesz...
- Hm?
- Słyszałem jak mnie zawołałaś, chwilę przed tym, jak udało mi się wydostać i to, co on gadał na ten temat - powiedział, na co się zarumieniłam, znowu. Uciekłam wzrokiem na bok.
- T-tak.
- Posłuchaj, wiem, że zaraz zaczniesz mówić o tym, że ja i Last... - znowu przemówił - ...ale wiesz co teraz ze mną jest... Il? Czy...?
- Tak bardzo nie chciałam tego przyjąć do wiadomości, bo na pewno zniszczyłoby to przyjaźń - pisnęłam. Czułam się na przegranej pozycji. - A-ale teraz to chyba już nie ma odwrotu.
- Od czego?
- Od zakochania - wymamrotałam nie patrząc na niego.
- Ilia, czy ty właśnie?
- Tak - pisnęłam chowając pysk w łapach z zawstydzenia. Genialne wyznanie miłosne, no nie powiem...
<Arcun? Trochę na to czekałeś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!