Dni mijały, a nasze szczenięta były już prawie dorosłe. Cieszyłem się z faktu, iż wkrótce opuszczą rodzinne gniazdko i udadzą się do własnych jaskiń, zaczną zakładać rodziny, a nasz ród będzie rósł w siłę z każdym kolejnym pokoleniem. Zawsze byłem jednak zdystansowany do planów na przyszłość i na nic się za bardzo nie nastawiałem, co uratowało mnie przed całkowitą depresją, ponieważ Moon i Tomoe postanowili pokrzyżować mi moje plany na wspaniałe życie swoje i mojej rodziny. A wszystko zaczęło się, kiedy wypuściłem ich na spacer.
- Ale tato, prosimy! - Błagał Tomoe.
- Przecież jest ciemno, dzieciaki - Mruknąłem. - Zresztą, zapytajcie mamy.
- A mama powie żebyśmy zapytali ciebie - Skwitował Moon. - Proszę, pozwól nam.
- No dobra. - Zmiękłem. - Ten jeden raz.
Chłopcy rzucili mi się na szyję i odbiegli skacząc wesoło i wiwatując. Nie byłem pewien swojej decyzji, a takowa w późniejszym czasie okazała się najgorszą, jaką mogli popełnić. Noc to niebezpieczna pora, szczególnie dla takich małych wilków, jak Moon i Tomoe. W nocy wychodzą na zewnątrz dziwne zjawy, wilki z Cecidisti Stellae również się wówczas uaktywniają... Innymi słowy, na każdym kroku czyhała śmierć, która potrafiła bardzo szybko biegać, a niestety, łapki szczeniaków nie są zbyt długie. Miałem jednak nadzieję, że nic złego im się nie stanie. Po dziesięciu minutach od wypuszczenia ich na dwór, zacząłem się martwić, a z przemyśleń w końcu wyrwała mnie Alexis, moja matka.
- Gdzie są twoje dzieci? - Zapytała zaniepokojona.
- Na dworze - Odparłem, czując, że zaraz dostanę niezły opiernicz.
- O tej godzinie?! - Wykrzyknęła. - Musimy ich szybko znaleźć.
Wyszliśmy więc wraz z matką i zobaczyliśmy ich bawiących się niedaleko, odetchnąłem więc z ulgą i poprosiłem ich, aby przyszli już do jaskini. Spełnili moją prośbę, jednak byli bardzo źli, bo przeszkodziłem im w jakiejś ważnej dla nich zabawie. Kiedy upewniłem się, że wszyscy domownicy już śpią, sam poszedłem spać obok Celty.
- Castiel! - Rano ze snu wyrwał mnie jej krzyk.
- Co się stało? - Spytałem, natychmiast zrywając się na równe łapy. Ujrzałem zapłakaną partnerkę.
- Dzieci nie ma! - Wrzasnęła.
Najprawdopodobniej uciekli wieczorem dokończyć swoją zabawę. Tak, to musiało być to. Nie mogli być daleko, jednak bardzo się denerwowałem. Wraz z Celty ruszyliśmy na poszukiwania naszych dzieci, mając nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze. Niestety, podczas poszukiwań natknęliśmy się na coś, co przyprawiło nas o dreszcze.
< Celty? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!