— Tak — mruknąłem, wracając myślami do rozmowy z Brooke. — Jednak jest niedoświadczona, martwię się o nią.
— Nie martw się. Każdy uczy się sam, nawet Ci, którzy najpokorniej słuchają — Uśmiechnęła się delikatnie wadera.
Rozwiało to w pewnym sensie moje wątpliwości, ale miałem pewne obawy, z którymi nie podzieliłem się z przyjaciółką.
— Avalanche, miałaś kiedyś przeczucie, że Twoje życie wywróci się do góry nogami? — Rzuciłem pytanie w przestrzeń, a ono odbiło się od ścian jaskini.
Wilczyca zastanowiła się na odpowiedzią.
— Tak, wtedy, gdy dowiedziałam się o przeznaczeniu moim i rodzeństwa.
Spojrzałem na nią. W jej oczach doszukałem się zrozumienia, którego w tym momencie najbardziej potrzebowałem. Łączyła nas jedna, bardzo ważna rzecz, będąca fundamentem naszej przyjaźni, a była to zgodność.
Siedzieliśmy w ciszy, delektując się swoim towarzystwem. Ava była pogrążona w myślach, tak jak ja w swoich. Obecność przyjaciółki dobrze na mnie wpływała. Zmieniłem pozycję, kładąc się i wygodnie rozciągając. Wilczyca zwróciła na mnie chwilowo uwagę. Dosłownie mogłem zobaczyć, jak na jej ustach rozkwita szeroki uśmiech.
— Dosyć tego leniuchowania. Obowiązki wzywają.
Z niechęcią wstałem. Zbyt wygodnie mi się leżało.
— Dziękuje Ci Lias — powiedziała.
— Oj, dobra, dobra. Bliskim nie musisz okazywać wdzięczności — Mrugnąłem do niej, na co zareagowała cichym prychnięciem i szczerym uśmiechem.
Opuściła jaskinie bez pożegnania, co również ja uczyniłem.
Słońce dzisiaj mocno przygrzewało, więc postanowiłem wybrać się do lasu. Cień drzew schronił mnie przed promieniami. Rzadko tu bywałem, chociaż uwielbiałem drzewa, a dokładniej to co z nich można było stworzyć.
Szedłem leśną dróżką, wydeptaną przez inne wilki. Dało się wyczuć ich zapachy — bardziej lub mnie intensywne, w zależności do tego jak dawno temu przemierzały Orli Las. Jedna woń przykuła moją uwagę, bowiem była ostrzejsza i zmieszana z zapachem krwi.
Ruszyłem, z początku wolnym tempem, z każdą chwilą nabierając szybkości i lawirując między drzewami, aż wpadłem na polanę. Oślepił mnie blask słońca, natychmiast reagując, zmrużyłem oczy. Nie widziałem zbyt wyraźnie. Domyśliłem się po konturach postaci, że był to mój pobratymiec pożywiający się sporych rozmiarów zwierzyną.
< Ivy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!