czwartek, 29 czerwca 2017

Od Inez - C.D. Savior'a "Granica głupoty"


Słowa basiora zupełnie zbiły mnie z tropu. Uratował mnie przed zgonem. Ale.. Zastanawiało mnie jedno. Przecież nie jestem piórkiem, mogłam mu zrobić krzywdę... A on zachowywał się zupełnie tak, jakby nic się nie stało. W ogóle, dlaczego? Dlaczego to zrobił? To pytanie kłębiło się w mojej głowie od momentu, kiedy odpowiedział na moje pytanie. Nie potrafiłam za nic wytłumaczyć sobie tej jednej rzeczy, odpowiedzieć. Każda banalna odpowiedź wydawała się nielogiczna, bezsensowna. Przecież jest alfą, ma swoje obowiązki, zmartwienia. Ja jestem tylko zwykłą, nic nie znaczącą waderą. Kto by się mną przejmował? Przyjaciół jako takich nie mam, jedynie dobrych znajomych.. Moja śmierć nic by nie zmieniła. A mimo to jednak mnie uratował. Już drugi raz. Chociaż.. Może jednak mi się po prostu wydaje. Od ostatnich wydarzeń pewnie poprzekręcało mi się w głowie, przez co teraz nie wiem co mam myśleć. Mam totalny mętlik w głowie. To na pewno z przemęczenia, po prostu mi się wydaje. Savior to dobry alfa, troszczy się o wszystkich jednocześnie, nie mogłam być wyjątkiem. Albo raczej miałam nadzieję, że nim nie jestem. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, dlatego stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli w ogóle nie będę myśleć.
Poczułam się winna, że tak się dla mnie naraził. Może lepiej by było, gdybym umarła zaraz po urodzeniu. Albo w ogóle nie powinnam się urodzić. Nie dość, że jestem ofiarą losu, to jeszcze sprowadzam nieszczęście na innych. Nie wiedząc jak mogę zareagować podkuliłam uszy i spuściłam łeb, wwiercając swój wzrok w ziemię.
- Przepraszam... - Wyszeptałam niemal bezdźwięcznie, z braku sił. Nie miałam pojęcia, co innego powiedzieć. To były jedyne słowa, jakie przychodziły mi na myśl. - Przepraszam, że naraziłam cię na ból.
- Ale nic się nie stało, naprawdę. Ważne, że ty przeżyłaś - Dostrzegłam na pysku wilka delikatny uśmiech.
Te słowa spowodowały, że mój umysł zetknął się z rzeczywistością, niczym lodowaty prysznic w królestwie piachu i gorącego klimatu. To był prawdziwy szok. Cenił moje życie bardziej, niż swoje własne. Byłam na prawdę pod wrażeniem. Jednak po chwili uświadomiłam sobie, że to przecież nie może być prawda. To tylko mój zmęczony organizm powodował, że miałam jakieś dziwne omamy. Byłam na skraju wyczerpania nerwowego, to się zdarza. Za bardzo sobie kolorowałam rzeczywistość. Przecież to nie miało możliwości zaistnieć.
- Wszystko w porządku? - Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie ton głosu wilka. Powiedziałabym, że był zatroskany, jednak znowu wyszło by na to, że mój stan za bardzo dawał się we znaki. Poprzez tak długie przebywanie na słońcu naraziłam się na udar, co mogło być powodem odbierania rzeczywistości z zupełnie innej, nierealnej perspektywy. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak właśnie było, jednak nie mogłam na to nic poradzić.
- Tak, tak.. Wszystko gra - Odpowiedziałam po chwili, jednak moja odpowiedź chyba nie przekonała alfy. Spojrzał na mnie nie do końca pewny, czy mi wierzyć, czy nie, jednak ostatecznie  moje przekonywania nie podziałały tak, jakbym chciała.
- Poczekaj tutaj, znajdę jakieś rozwiązanie, żeby ci pomóc.
- Poradzę sobie. Nic mi nie jest. Naprawdę - Wyszeptałam. Basior jednak nie posłuchał, a zamiast tego skierował się do swojej kryjówki, prawdopodobnie po coś, co mogło pomóc mi wrócić do zdrowia. Nie chciałam jednak, żeby poświęcał mi tyle czasu. Korzystając z okazji skierowałam się w kierunku swojej jaskini. Przyszło mi to z trudem, ponieważ kruki, które dopadły mnie na granicy, spowodowały dużo obrażeń. Na dodatek leżenie na słońcu w takim stanie przyczyniło się do przypalenia skóry w niektórych miejscach, dlatego też każdy krok, każdy najdrobniejszy ruch, przynosił za sobą ogromny ból. Nie wiem, komu próbowałam to udowodnić, ale chciałam pokazać, że jestem silna i nic nie może mnie złamać. Może chciałam udowodnić to samej sobie. Nie wiem. Ale moim celem było dotarcie do domu. 
Zanim jednak przekroczyłam "granicę" Wszechwiedzącego Lasu, aby wyjść na Plażę Beztroski, skąd mogłam dostrzec zarysy Klifów Nadziei, ból zdążył się nasilić. Nie mogłam stwierdzić, gdzie było jego źródło, ani która część ciała bolała najbardziej.Bolało dosłownie wszystko. Od czubka nosa po koniec ogona. Powietrze wydawało mi się tak suche jak nigdy. W pewnej chwili po prostu nie miałam już sił, by stawiać kolejne kroki. Skóra paliła niemiłosiernie a słońce, choć nadal blokowane przez liście drzew, wydawało się być oślepiające. Ułożyłam się w cieniu jednego z licznych drzew, wręcz zmuszając się do kolejnego oddechu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ktoś za mną szedł.

<Sav?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!