piątek, 30 czerwca 2017

Od Ivy - Pora zażegnać samotność, cz 1

Kolejny piękny wieczór spędzałam przed pojemnikiem, a dokładniej mówiąc z różą zamkniętą wewnątrz wcześniej wspomnianego szklanego naczynia. Delikatnie zdjęłam opaskę, po czym otworzyłam oko. Zionęła z niego pustka... uparte osobniki powiedziałyby, że przypomina ono nocne niebo. Sklepienie pozbawione delikatnego blasku gwiazd. Nic się nie zmieniło od tamtego feralnego dnia. Znamię przypominające macki nadal rozciągało się prawie po połowie pyska czyniąc go delikatnie rzecz ujmując mało atrakcyjnym. Opuściłam wzrok tylko po to, aby zbadać fragment szmatki służący mi jako osłona. Była stara, dziurawa i brudna w wielu miejscach. Nie pomagały nawet częste próby prania. Może to i dobrze, lubiłam te plamy, działały niczym wspomnienia... do teraz mogłam śmiało wskazać ślad pozostawiony przez oleistą ciesz przepełniającą szyby wentylacyjne starego ośrodka badawczego. 
Dalsze próby podejścia do Eliasa nie miały sensu, wolałam pozostać na etapie przyjaźni z prostego powodu... Ze względu na uczucia, którymi pałała do niego Avalanche. Było to widać na kilometr... te oczy, kiedy zauważyła mnie obok samca... Wyglądała jakby chciała mnie zarżnąć na miejscu, a przynajmniej ja tok to odebrałam. Mimo to mam cichą nadzieję, że wszystko im się ułoży... a do tego czasu... trzeba było znaleźć sobie zwierzątko. W tym celu musiałam udać się do Alfy, z którą to nie rozmawiałam od czasu naszego "niespodziewanego" spotkania. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie m i miała za złe próbę zaprzyjaźnienia się z basiorem. Jak postanowiłam tak zrobiłam, jednak dopiero po kolejnej nocy spędzonej w objęciach chłodnej ściany. 

***

Ranek nie zapowiadał się zbyt dobrze, ciemne, burzowe chmury pokryły niebo, a silny i nieprzewidywalny wiatr ściągał chłodne powietrze z terenów Luminosum Iter. Cóż, najwyraźniej pogoda była przeciwna moim planom.... Ruszyłam w kierunku wodospadu życia po drodze próbując unikać otwartych przestrzeni. Wyszło mi to prawie idealnie, mimo to gdy wchodziłam do jaskini wadery Alfa wyglądałam tak, jakby trafił we mnie piorun. 
- Ivy, co cię do mnie sprowadza? - Jak zawsze, zimny i opanowany głos wadery przebiegł się po wnętrzu. nigdy nie potrafiłam rozgryźć uczuć, które wyrażał... 
- W naszym klanie nie ma Poszukiwacza Towarzyszy, a ja...
- Chciałabyś jakiegoś? - Uprzedziła mnie. 
- Tak, możesz mi pomóc? - Zapytałam z nadzieją w głosie. 
- Oczywiście, o jakim zwierzęciu mówimy? 
- Nie wiem czy to możliwe, ale czy gdzieś w okolicy żyją warany? 
- Warany? - Powtórzyła jakby nie dowierzając. 
- Dokładnie, wiem, że proszę o wiele, ale nie wiesz może gdzie...
- Virdi Agmen, a dokładniej ich tereny. Jestem pewna, że tam jakiegoś spotkasz. 
- Odwiedzę ich tereny jeszcze dziś, bardzo ci dziękuję. 
Nie uzyskała odpowiedzi, a jedynym wyjściem, które mi pozostało było wyruszenie na tereny zaprzyjaźnionego z nami klanu. Od tej pory całkowicie zignorowałam ciągle psującą się pogodę, przed oczami miałam tylko i wyłącznie mojego przyszłego towarzysza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!