Pokręciłem przecząco głową.
Ku mojemu zaskoczeniu Althena okazała się dobrą mistrzynią. Ba, nawet umiała przyspieszyć mój kurs nauki do maksimum, byleby tylko szybko mnie się pozbyć.
— Tam — Wskazała łapą na wulkaniczną górę. — Znajduje się jaskinia Alf. Tamto miejscem zwą Gniewnym Wulkanem i radziłabym się Tobie trzymać od niego z daleka, dopóki nie dorośniesz, a także nie będziesz miał naprawdę ważnej sprawy do Fallen'a — ostrzegła mnie. — Nie lubi jak się mu przeszkadza — dodała szybko.
— Pfff — prychnąłem, a Althena posłała mi groźne spojrzenie. Na wspomnienie tego co ostatnio mi zrobiła, skuliłem się nieco. Może lepiej nie ryzykować? W pewnym sensie była dla mnie miła, a przynajmniej teraz.
— Dobra — zamyśliła się chwilę, po czym skierowała w stronę odległego lasu. — Jak już wspominałam Ci wcześniej, nasz klan składa się z doskonałych morderców i szpiegów, których wypadałoby poznać. Jednak wydaje mi się, że miałeś wystarczająco czasu, aby niektóre z nich poznać? — Spojrzała na mnie pytająco, a ja przytaknąłem. — Wprawdzie z tym powinnam pomóc ci wraz Silent'em, ale on jest zajęty, a nie sądzę, żeby wilki w naszym klanie chętnie zebrałyby się tylko po to, żeby Cię poznać. Przechodząc do rzeczy, najwyżej w hierarchii stoi Fallen, co jest oczywiste. Jego zdążyłeś już poznać — Uśmiechnęła się z szyderczym uśmieszkiem. — Tak samo jak Silent Fear'a. Należą jeszcze do nas takie wilki jak: Mortimer, o nim mogę ci powiedzieć tyle co nic, niezbyt go znam.
— A jak wygląda? — zapytałem zaciekawiony.
Althena dyskretnie skinęła głową w kierunku wilka przemierzającego las, który był coraz bliżej nas. Basior potężnej budowy o czarnym jak noc futrze, rzucił nam tylko jedno ostrzegawcze, zarazem groźne spojrzenie.
— To właśnie on. Dobrze się złożyło, że akurat tu był. Są jeszcze Withered Rose, skrzydlata wilczata, uganiająca się za Fear'em. — Ją akurat znałem doskonale, nie musiała mi o nie nic mówić, bo wystarczająco dużo dowiedziałem się o niej od mojego przyszywanego ojca, kiedy to cały czas na nią marudził. — Niedawno do naszej watahy dołączyły Abizou i Carmine De'Blood, pierwsza z nich jest praktycznie cała czarna z nieznaczną domieszką czerwonego, poznasz ją po bardzo cienkim ogonie z frędzelkiem, a druga również czarna, jednak tą wyróżniają oczy. Bez trudu rozpoznasz obie. Jak będziemy mieli szczęście może je nawet spotkamy.
— Sądziłem, że nasz klan jest większy — powiedziałem pogardliwie.
— Jesteśmy traktowani jak wyrzutki, więc oczywiste, że nie każdy będzie chciał do nas dołączyć. Niektóre Wilki Księżycowe chowają się po innych klanach, starając się wtopić w tło i żyć — prychnęła, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że ma to za głupotę. — Ale ma to swoje plusy, jak i minusy. Plusem może być to, że gdyby było nas za dużo, nie mielibyśmy tylu ofiar do zabicia, a minusem fakt, że pomimo wspaniałych morderców, wygrana może nie przyjść tak łatwo.
W skupieniu pokiwałem głową, żeby dać znać Althenie, że cały czas ją słucham.
— To jest Las Umarłych — zatrzymaliśmy się przed owym miejscem, a później weszliśmy w głąb jego mroku. — Mawiają, że jest nawiedzony, ale jak dla mnie to bzdury. Poza tym jest to najlepsze miejsce na polowanie. Tutaj można spotkać bardzo często, nawet jakieś małe zwierzątko, żeby nasycić na jeden dzień. Na naszych terenach, pomimo wszystko, trudno przeżyć — wyjaśniła mi moja mistrzyni. — A więc znasz się choć trochę na polowaniu?
— Może — burknąłem, nie za bardzo chcąc powiedzieć prawdę.
Althena wzniosła oczy ku niebu i zaklęła siarczyście pod nosem.
— A miało to trwać krótko — warknęła. — W międzyczasie, gdy będziemy szukać ofiary, mogę Cię nauczyć nieco o zielarstwie, czyli roślinki i te sprawy.
< Althena? Polowanie i zielarstwo bardzo ciekawa rzecz. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!