środa, 28 czerwca 2017

Od Inez - C.D. Brooke "Ofiara"


Ocknęłam się po pewnym czasie. Mimo upadku na skały i kilku obrażeń, nic mi się nie stało. Wyszłam jak najszybciej z wody i popędziłam w kierunku towarzyszki, wiedząc, że może jej grozić niebezpieczeństwo. Gdy tylko wbiegłam na wzgórze dostrzegłam szarżującego na nią niedźwiedzia. Sama wilczyca leżała we krwi przybita do pnia drzewa. Ignorując własne rany pobiegłam jej z pomocą. Fakt, nie chciałam jej zabić osobiście, ale to nie znaczy, że pozwoliłabym jej zginąć w jakimkolwiek wypadku. Rzuciłam się na niedźwiedzia, wiedząc, że inaczej załatwić się tego nie da. Zamiast go jednak atakować, zwiałam między jego łapami i pognałam przed siebie tam, skąd przyszedł. Czyli prosto do lasu. Rozwścieczona bestia, jak też się okazało, zaczęła mnie gonić. Co chwilę wściekły ryk wydobywał się z gardła zwierza. Wbiegłam między drzewa resztkami sił, których powoli brakło. Na szczęście misiek upatrzył sobie jakieś owoce, a ja mogłam spokojnie wrócić. Użyłam mocy latania bez skrzydeł by jak najszybciej przemieścić się do rannej wilczycy. Po kilku minutach byłam już z powrotem. Zignorowałam dyskomfort spowodowany dużą ilością krwi. Wiedziałam, że teraz mam ważniejsze sprawy, niż przejmowanie się szkarłatną cieczą. Nie potrafiłam jednogłośnie stwierdzić jak mocne były obrażenia, jednak byłam pewna, że wilczyca potrzebowała natychmiastowej pomocy. Przeniosłam ją szybko w prowizoryczne schronienie znajdujące się nieopodal. Była to jaskinia wydrążona w skale, a dokładniej rzecz biorąc spory otwór w niej. Ułożyłam pysk wadery na prowizorycznej poduszce z mchu, po czym wybiegłam na chwilę, aby znaleźć odpowiednie rośliny. Nie znałam się za bardzo na medycynie, jedynie na zielarstwie. Chciałam jednak pomóc waderze jak najlepiej tylko potrafiłam. Zebrałam kilka odpowiednich ziół i przygotowałam z nich napar, który mógłby pomóc Brooke. Tak jak myślałam, za bardzo nie poprawiłam jej samopoczucia, jednak już po chwili było widać, że chociaż psychicznie czuła się lepiej. Ból nie był tak odczuwalny, a proces krzepnięcia krwi przyspieszył. Nic więcej jednak nie mogłam zdziałać. Chyba, że wykorzystać swoją moc, jednak nie znałam do końca jej właściwości, a wolałam nie ryzykować. Jedyne co mi pozostało, to czekać, aż stan towarzyszki się polepszy.

<Brooke?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!