O ile wcześniej czułam smutek, o tyle teraz odczuwałam skrępowanie spowodowane napotkaną przeze mnie wilczycą. Zachowywała się dziwnie, sądziłam, że wpadłyśmy na siebie przez czysty przypadek, jednak zaprzeczył temu fakt, iż mnie śledziła. Postanowiłam zachować spokój. Mogła mieć różne pobudki i nie musiały to być akurat te najgorsze, choć te najbardziej podsuwał mi umysł.
Zaczynało świtać, dzięki czemu odczułam ulgę. Przynajmniej teraz wilczyca mogła sobie odpuścić śledzenie mnie. Logicznie myśląc, nie miała by gdzie się schować przed moim wzrokiem. Modliłam się w duchu, żeby okazała się mieć trochę "taktu", bo już takie śledzenie w blasku dnia, byłoby naprawdę przerażające.
Instynkt podpowiadał mi, żebym skierowała się w stronę jaskini mojego ojca. Zatrzymałam się, ale dotarło do mnie, że nie wiem kompletnie, gdzie się znajduje. Z nerwów zaczęło szybciej mi bić serce, a po czole spływały kropelki potu. Świdrowałam wszystko wokół oczami. Panika ogarnęła mnie doszczętnie.
Nie mogąc więcej nad sobą kontrolować, rzuciłam się szybkim biegiem przed siebie.
Łapy systematycznie odbijały się od trawiastego podłoża już od jakiegoś czasu, a ja podziękowałam sobie w duchu za te wszystkie treningi. Wypracowałam sobie doskonałą wytrzymałość, które w obecnej chwili bardzo mi się przydała. Jednak nie byłam maszyną i w pewnym momecie moje płuca zaczęły mnie palić, a mięśnie boleć.
Wpadłam w wysoką trawę i padłam na pysk. Dyszałam ciężko, starając się unormować oddech. Dotarło do mnie, że nie było to rozsądne posunięcie z mojej strony. Znajdowałam się na nieznanych mi terenach całkowicie wykończona i niezdolna do jakiejkolwiek walki. Zachciało mi się płakać, znajdowałam się w cholernie złej sytuacji.
Do moich nozdrzy doszedł zapach śledzącej mnie wilczyca, która zdawała się zbliżać do mnie w zastraszająco szybkim tempie. Przylgnęłam do podłoża całym ciałem, kuląc się. Zmusiłam się do cichszego oddychania przez nos. Nie chciałam, aby mnie wykryła, choć praktycznie graniczyło to z cudem.
Cudem, który niestety się nie zdarzył. Bowiem stanęła nade mną głośno sapiąc. Jej spojrzenie było dziwne — to najlepsze słowo, bo inne nie oddały by tego co czułam. Nagle w mojej głowie usłyszałam głosik, nakazujący mi uciekać jak najszybciej. Niestety nawet nie byłam w stanie podnieść się z gleby. Spróbowałam uspokoić się po raz kolejny. Bronią, która mi pozostała były gra słowna.
< Inez? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!