wtorek, 27 czerwca 2017

Od Savior'a - C.D. Inez "Granica głupoty"


Wyszedłem na codzienny, tradycyjny obchód terenów Viridi Agmen. Moje obchody były według mnie czymś obowiązkowym i priorytetowym, ponieważ Klan Fallen'a nie wdarł się już tylko na ten teren. W Klanach moich sióstr zginęło już kilka wilków. Brat był przepełniony nienawiścią głównie do mej ognistowłosej siostry, jednak wiedziałem, że jego uczucie względem mnie jest bardzo zbliżone. Echo wraz z siostrą zaszły mu za skórę najmniej, nie miał zbyt wielu powodów do zemsty na nich, a przynajmniej ja nic o takich nie wiedziałem. Byłem szczęśliwy, że członkowie mojego Klanu mogą spać póki co spokojnie... wszyscy, oprócz mnie. Niestety, ktoś musiał czuwać.
W chwili, kiedy zauważyłem jakiegoś wilka leżącego na ziemi, podziękowałem sobie w duchu, że wyszedłem na ten obchód trochę wcześniej. Samica o imieniu Inez leżała bezwładnie, a kruki powoli oblatywały jej ciało, które wciąż pozostawało żywe. Szybko pogoniłem czarne ptaszyska i sprawdziłem, co się dzieje z wilczycą. Jej skóra w niektórych miejscach była spalona, a rany znajdowały się praktycznie na całym jej ciele. Kruki zaczęły już zrywać z niej skórę, jednak byłem pewien, że ta bez problemu powinna się zregenerować, jeśli będę działał szybko. Czasu było jednak niewiele, więc musiałem szybko wymyślić, jak pomóc członkini mego Klanu.
Znałem się nieco na medycynie, jednak jakaś część mnie mówiła, że nie dam sobie rady i lepiej zostawić to komuś na odpowiednim stanowisku. Zrodziło się jednak kilka argumentów, które zmusiły mnie do załatwienia tego w pojedynkę. Przede wszystkim, nie chciałem męczyć Inez, a co gorsza, pozwolić jej na taką śmierć. Zacząłem wertować swoje moce. Słoneczne Uderzenie było jedynym ratunkiem. Mogłem albo wyleczyć Inez, albo ją zabić. Wszystko zależało od tego, jak czuję się gdzieś w środku. Czułem niepokój, przerażenie, ale jednocześnie wydawało mi się, że panuję nad sytuacją, byłem do tego incydentu nastawiony optymistycznie i czułem spokój. Zaryzykowałem i użyłem mojej mocy, ale wadera nie zareagowała. Jej rany lekko się zagoiły i na pewno już tak nie bolały, jednak moc nie miała rażącego efektu, ze względu na wielkość i powagę tych obrażeń. Wiedziałem, że będę ją musiał zanieść do Kristin, jednak na razie postanowiłem jak najostrożniej wziąć ją na grzbiet i zanieść do siebie.
Królewskie Korony były miejscem o magicznej wręcz aurze, uspokajały i koiły, dawały poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałem, że mój spokój jest osiągnięty tylko przez to, że teren jest trudno dostępny i mało wilków tu przychodzi. Gdyby nie to, chyba miałbym niezłe urwanie głowy. To było również najlepsze miejsce dla Inez do odpoczynku. Niestety, wdrapywanie się na drzewo z jak największą ostrożnością było dość problematyczne, ale ostatecznie Inez została bezpiecznie przeniesiona na dość sporą wysokość. Idąc po gałęziach i liściastych balkonach niczym małpa, wreszcie znalazłem się u celu, czyli na moim tarasie z gałęzi i liści. Ułożyłem Inez na swoim posłaniu ze skóry i spróbowałem jeszcze raz użyć Słonecznego Uderzenia, co spowodowało ocknięcie się wilczycy.

< Inez? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!