Tak naprawdę nie spałam, cały ten czas na wypoczynek miałam zamknięte oczy, tylko tyle. Za nic nie chciałam naprawdę zasnąć, zaraz zrobiłabym taki raban, że byłoby źle. Zresztą, tę sztuczkę stosowałam co jakiś czas, trochę dało się zregenerować siły.
Cóż, basior się uparł to kierowaliśmy się niewidzialni do ostatniego i najbardziej niebezpiecznego klanu, dalej nie wiedziałam co planował Arcun. Pozostało mi jedynie obserwować i chyba tylko tyle. Nie puszczał mnie ze swoich pleców, nawet mimo próśb, uparł się, nie ma co. Tak w końcu dotarliśmy do szukanej granicy, gdzie musieliśmy już zachować szczególną czujność. Może i krótko byłam w swoim klanie, ale o bezwzględności tego klanu to już wystarczająco dużo zdążyłam się nasłuchać.
Zatrzymaliśmy się w przydrożnych krzakach zaraz przy wiekowym już drzewie. Samiec co prawda chciał iść znacznie dalej, ale nie zgodziłam się, nie czułam się przekonana, czy przybycie tutaj to był dobry pomysł. Całkiem słusznie, ponieważ po paru sekundach od naszego postoju przeszły dwa rosłe wilki, dosłownie kilka metrów dalej. Na chwile tamci się zatrzymali, odwróceni do nas grzbietami, chyba ktoś inny szedł.
- Wracajmy lepiej - szepnęłam uważnie ich obserwując.
- Jesteś pewna? Jeszcze nic nie zobaczyliśmy... - odezwał się równie cicho basior.
- Zobaczymy co innego, mam złe przeczucia.
Wówczas rozmowa tamtych się urwała, jeden spojrzał w naszym kierunku.
- Co jest? - Zapytał się jego towarzysz.
- Chyba coś słyszałem - mruknął i począł kierować się ku nam. Co z tego, że byliśmy niewidzialni? Zawsze mógł nas wyczuć, a wtedy...
Trzeba było działać szybko. Stworzyłam iluzję dla wilka idącego do nas, że to jaszczurka chodziła przy krzakach. Zadziałało, wpatrywał się w transie na leżący dalej kamień.
- Dobra, to nic - odezwał się odwracając do stojącego dalej. Gdy tamci się odwrócili w różne strony w ten sposób, że nie patrzyli ani na siebie ani na nas, Arcun miał kolejny plan. Mianowicie sięgnął po leżącą obok niego małą szyszkę, wycelował i rzucił nią, trafiając w głowę tamtego dalej. Zaraz zwrócił się zdenerwowany do bliższego nam.
- Powaliło cię?!
- Co ja?- Zapytał się nie rozumiejąc. Podeszli do siebie bliżej.
- Po licho rzuciłeś czymś we mnie?!
- To nie ja!
- A kot, jaszczurka?!
Korzystając z ich dosyć głośnej kłótni, szybko ulotniliśmy się z powrotem do klanu basiora. Gdy tam byliśmy już uspokojeni, zaczęliśmy się śmiać.
- To z szyszką było genialne - parsknęłam próbując złapać oddech, na próżno.
- A jaszczurka? Co z nią nie tak? - otarł łzy z kącików oczu ze śmiechu. - Toż to był kamień!
- Moja iluzja - odparłam wesoło. - Ale ten numer wymiatał!
Po czym znowu tarzaliśmy się ze śmiechu.
<Arcun?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!