Uśmiechnęłam się słabo.
- Wiesz, to chyba nie jest dobry pomysł. Jestem z wrogiego Klanu, nie pamiętasz? A twoi kompani raczej nie byliby zachwyceni, gdyby znaleźliby wroga w ich jaskini. Raczej miałbyś kłopoty - dodałam spoglądając na niego. - Poza tym, powinnam wracać do siebie, mogą się niepokoić, nikła szansa ale jest.
- Jak uważasz - powiedział. - Jest dosyć ciemno, może odprowadzę cię do granicy?
- Byłoby miło - odparłam uśmiechając się już całkiem. Miał rację, było dosyć późno, a co z tym idzie, ciemno, a na dodatek byłam na obcych terenach. To raczej bogata mieszanka na zgubienie się i potencjalny atak. No i moje szczęście osobiste by to na bank zapewniło...
Na szczęście Arcun znał te tereny, dlatego łatwo prowadził mnie cicho rozmawiając. Szedł tak, żeby unikać swoich albo by być niewidocznym. Tak dotarliśmy do miejsca, gdzie się poznaliśmy przed godzinami, teraz nie wyglądało zbyt zachęcająco, przynajmniej z mojej perspektywy. A jednak sporadyczne wspólne śmiechy jakoś odgoniły tą myśl. Zatrzymaliśmy się bezpośrednio na granicy obu Klanów.
-T o jak, będziesz jutro w pobliżu? - Zapytał basior.
- Na pewno będę tu gdzieś przechodziła - kiwnęłam głową. - Nie lubię siedzieć w miejscu... Może jutro to ja ci pokażę coś?
- Ja jestem na tak - uśmiechnął się lekko. Spojrzał na mnie niezdecydowany. Przekręciłam głowę i wymyśliłam co zrobić. Przytuliłam go lekko na pożegnanie.
- To do jutra - powiedziałam wesoło robiąc krok w tył i truchtem kierowałam się do siebie. Jeszcze mu pomachałam znikając w cieniu lasów.
***
Obudziłam się z krzykiem zlana potem, znowu łzy mi pociekły. Kolejny koszmar, a przysnęłam jedynie ma kilkanaście minut. Westchnęłam przygnębiona ocierając pysk. Odwlekałam tak długo, jak się dało pójście spać, a był już środek nocy. Przytuliłam się do dużego skupiska mchu, który służył mi za niejaką poduszkę czy przytulankę, ale dalej byłam rozdygotana. Może ktoś dysponował jakimś zaklęciem albo napojem usypiającym, taki sen bez marzeń? W tym przypadku sen bez koszmarów to byłby cud. Nie było nocy bez nich, unikałam spania jak tylko się dawało. Nic z tego jednak nie wychodziło. Co noc, co sen czyhał koszmar, każdy był do siebie podobny...
***
Następnego dnia jak zwykle brałam coś na rozbudzenie i ponownie śmigałam jak dzika, jak zwykle. Tym razem postanowiłam sobie umilić czas ślizgając się. Może to i dziecinne, ale bardzo to lubiłam. Praktycznie po śniadaniu rozpędziłam się i wskoczyłam na tworzony przez siebie cały czas lód. Zahaczałam o inne wilki, które nawet krzyczały, gdy minęłam ich blisko na zakręcie ślizgiem. Pod koniec trasy, którą cały czas tworzyłam, wyhamowałam bokiem na lodzie i zeskoczyłam z niego. Tak jakoś się złożyło, że byłam ponownie na skraju obu klanów, Arcun właśnie przechodził dalej. Jak zorientowaliśmy się, że jesteśmy, pomachaliśmy sobie.
<Arcun? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!