Poprzednie opowiadanie
Myśli o Avalanche, tej małej pierdole, musiały mnie najść akurat w takim momencie. Althena użyła kilku słów, które były wypowiadane podczas ogłaszania, kim zostają Alfy poszczególnych Klanów. Wtedy to właśnie stwierdzono, że Avalanche stworzy najpotężniejszy i najliczniejszy Klan, który zawładnie Sola Animarum. I szczerze mówiąc, to było dla mnie ważniejsze, niż cała reszta tej moim zdaniem idiotycznej walki. Chciałem po prostu pokazać mojej siostrze, że nie powinna zawsze wierzyć innym i że jej miejsce nie jest na szczycie, na dnie też niekoniecznie, ale na pewno nie nade mną. To ja jako jedyny w rodzinie posiadałem skrzydła, więc pod względem dosłownym byłem już nad nimi, jednak jeśli chodzi o metaforyczne znaczenie, byłem na dnie, pod wszystkimi. Klan każdego był już bardziej rozbudowany, jednak wilki w Cecidisti Stellae odznaczały się dużym wyszkoleniem i niemałą siłą, dlatego nie martwiłem się o walkę. Mimo wszystko, marzyłem o prawdziwej potędze, a nie takiej złudnej. Wcale nie byliśmy potężnym Klanem. Byliśmy zlepkiem kilku wyrzutków, którym pozostało już tylko zabijanie, jedyna forma rozrywki w Klanie. Tylko my jak idioci włóczyliśmy się po terenach i zabijaliśmy inne wilki. Nikt jeszcze tego nie robił. Klan mojej siostry miał to do siebie, że mieszka w nim zdecydowanie najlepszy wilk w całej Watasze, Patton. Tego to każdy się boi. Nie dość, że to podobno jakiś diabeł strącony z piekła, to jeszcze jest o wiele bardziej wyszkolony, niż reszta wilków. To był as w rękawie mojej cholernej siostry, wilk, dzięki któremu miała zagwarantowaną wysoką pozycję w Watasze. Obawiałem się go, szczególnie, że ostatnio zaznaczył swoją obecność i pokazał siłę. Nie miałem zamiaru mówić o tym Then z jednego, prostego powodu - o nią bałem się bardziej, niż o kogokolwiek innego. Gdyby usłyszała, że wydaje mi się, iż ten wilk stanowi dla nas przeszkodę, z pewnością od razu pognałaby z chęcią zabicia go i już prawdopodobnie by nie wróciła. Miałem jednak nadzieję, że Cecidisti Stellae też zyska kiedyś takiego wilka i będzie mogło zmierzyć się z Fortis Corde, a także innymi Klanami, bo o nich nie zapomniałem. Mimo wszystko jednak, moim największym wrogiem z pewnych względów była Avalanche i to jej Klan chciałem wykończyć najbardziej.
Myśli o Avalanche, tej małej pierdole, musiały mnie najść akurat w takim momencie. Althena użyła kilku słów, które były wypowiadane podczas ogłaszania, kim zostają Alfy poszczególnych Klanów. Wtedy to właśnie stwierdzono, że Avalanche stworzy najpotężniejszy i najliczniejszy Klan, który zawładnie Sola Animarum. I szczerze mówiąc, to było dla mnie ważniejsze, niż cała reszta tej moim zdaniem idiotycznej walki. Chciałem po prostu pokazać mojej siostrze, że nie powinna zawsze wierzyć innym i że jej miejsce nie jest na szczycie, na dnie też niekoniecznie, ale na pewno nie nade mną. To ja jako jedyny w rodzinie posiadałem skrzydła, więc pod względem dosłownym byłem już nad nimi, jednak jeśli chodzi o metaforyczne znaczenie, byłem na dnie, pod wszystkimi. Klan każdego był już bardziej rozbudowany, jednak wilki w Cecidisti Stellae odznaczały się dużym wyszkoleniem i niemałą siłą, dlatego nie martwiłem się o walkę. Mimo wszystko, marzyłem o prawdziwej potędze, a nie takiej złudnej. Wcale nie byliśmy potężnym Klanem. Byliśmy zlepkiem kilku wyrzutków, którym pozostało już tylko zabijanie, jedyna forma rozrywki w Klanie. Tylko my jak idioci włóczyliśmy się po terenach i zabijaliśmy inne wilki. Nikt jeszcze tego nie robił. Klan mojej siostry miał to do siebie, że mieszka w nim zdecydowanie najlepszy wilk w całej Watasze, Patton. Tego to każdy się boi. Nie dość, że to podobno jakiś diabeł strącony z piekła, to jeszcze jest o wiele bardziej wyszkolony, niż reszta wilków. To był as w rękawie mojej cholernej siostry, wilk, dzięki któremu miała zagwarantowaną wysoką pozycję w Watasze. Obawiałem się go, szczególnie, że ostatnio zaznaczył swoją obecność i pokazał siłę. Nie miałem zamiaru mówić o tym Then z jednego, prostego powodu - o nią bałem się bardziej, niż o kogokolwiek innego. Gdyby usłyszała, że wydaje mi się, iż ten wilk stanowi dla nas przeszkodę, z pewnością od razu pognałaby z chęcią zabicia go i już prawdopodobnie by nie wróciła. Miałem jednak nadzieję, że Cecidisti Stellae też zyska kiedyś takiego wilka i będzie mogło zmierzyć się z Fortis Corde, a także innymi Klanami, bo o nich nie zapomniałem. Mimo wszystko jednak, moim największym wrogiem z pewnych względów była Avalanche i to jej Klan chciałem wykończyć najbardziej.
- Raczej nie - Rzuciłem, nie wiedząc za bardzo co odpowiedzieć.
- Pytam, bo wyglądasz, jakby coś cię martwiło - Mruknęła. Zdziwiło mnie to, jak dobrze Althena mnie zna, pomimo faktu, iż w sumie nie znamy się długo. Teraz ona była moją podporą, motywacją, a zarazem małym skarbem. Byłem pewien, że nigdy jej tego nie powiem. Nie umiałem zdecydować, czy ważniejsza jest dla mnie Then, czy władza. Wiedziałem, że Althena jest zdystansowana nie tylko ze względu na swój brak doświadczenia w związku, ale nie chce też, abym zaniedbywał Klanowe sprawy z jej powodu. Niestety, Klan, snucie różnych planów, obmyślanie strategii i plucie na moje rodzeństwo stanowiło moje drugie poza lataniem hobby. Byłem w stanie pogodzić swoją pracę z przyjemnościami, miałem dużo wolnego czasu, więc nie miała się czym martwić. W sumie, pomyślałem, że miło by było, gdyby kiedyś została moją oficjalną partnerką, wtedy mogłaby mi pomagać w takich sprawach jeszcze bardziej, niż teraz.
- Wiesz, Then, Alfa Klanu ciągle ma pełno zmartwień - Westchnąłem, a następnie uśmiechnąłem się lekko do wadery, patrząc jej prosto w oczy. - Być może wkrótce się o tym przekonasz.
< Althena? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!