Wbiegliśmy kamiennymi schodami prowadzącymi na szczyt Mglistych Gór — przynajmniej tak powinny się nazywać, z tego co powiedziała mi Ava. Może nie wbiegliśmy na samą górę, ale zatrzymaliśmy się na dość sporym wzniesieniu, które usłane były kwiatami w różowym odcieniu. Przystanąłem na krawędzi pagórka, a wiejący głośno wiatr, sprawił, że nie mogłem dosłyszeć słów wypowiadanych przez Avę. Poczułem się wolny, zamknąłem oczy i uniosłem pysk.
Z mojego gardła wydobył się niski skowyt, przeradzający się w długie, przepełnione emocjami wycie.
Opuściłem łeb, z uśmiechem spoglądając w kierunku wadery. Z początku zaskoczona moim zachowaniem, odpowiadając gestem na gest, zawyła wraz ze mną. Nasze głosy mieszały się w jedność, a ja poczułem, jak nasza świeża więź się pogłębia. Nie chodziło tu o względy romantyczne, a przyjacielskie. Avalanche była dla mnie niczym bratnia dusza. Mogłem śmiało stwierdzić, że szybko zyskała moją sympatię i działało to w drugą stronę. Opuściliśmy łby praktycznie w tym samym momencie.
Nie musieliśmy długo czekać, wkrótce odpowiedziały nam wycia innych wilków, nawet tych z innych Klanów. W oczach przyjaciółki dostrzegłem radość, szybko odwróciła łeb w moim kierunku. Wiedziałem co chce powiedzieć i dokładnie wiedziałem co czuje.
— Rany, Elias, to niesamowite! — zakrzyknęła.
Uśmiechnąłem sie szeroko.
— Naprawdę nigdy tego nie próbowałaś?
— Nigdy a nigdy — Pokręciła gwałtownie głową. — Teraz jednak będę częściej to robić. To takie niesamowite uczucie — mruknęła cicho, zamykając oczy i wsłuchując się w głosy pobratymców.
To był pierwotny odruch, lecz mimo wszystko magiczny. W więzi między wilkami wszystko było ważne. Wspólne wycie było szczególną rzeczą — pogłębiało relacje z innymi i działo się to między wszystkimi wilkami, nawet wrogowie czasem odpowiadali. Bardzo często stosowałem ten trik, gdy sam byłem Alfą.
Westchnąłem głęboko, jakby z tęsknotą.
— Coś się stało? — zapytała Ava, widząc moją nagłą zmianę nastroju.
Pokręciłem przecząco głową. Nie miałem zamiaru psuć jej nastroju ani zamartwiać ją niepotrzebnymi rzeczami. Wprawdzie rozwinęła się między nami przyjaźń, lecz nie byłem pewien czy jestem gotowy powierzyć jej wszystkie moje sekrety. Byłem jednak przekonany, że gdybym tego potrzebował, dałaby mi oparcie.
Spojrzałem na nią. Poczułem usilną potrzebę chronienia Avy i już wiedziałem, że jest przeznaczonym mi wilkiem. Mój ojciec wspominał mi o takim uczuciu, które spotyka Wilka Słonecznego, gdy ten odnajduje tego odpowiedniego wilka. Wspominał też, że owe odczucie bardzo łatwo pomylić z miłością. Ja jednak, nie czułem żadnego pociągu do Avalanche, wiedziałem za to, że to była to moja Podopieczna. Ogarnęła mnie euforia oraz podekscytowanie.
— Na pewno? — Wolała się upewnić.
— Teraz już nie — odparłem pewnie. — Wiesz może kto to jest Podopieczny?
Avalanche uśmiechnęła subtelnie.
— Oczywiście — odpowiedziała z dumą, prostując się. — Wiem nawet, że ty jesteś Wilkiem Słonecznym.
Zaskoczyło mnie to, nie powiem, a ona widząc moją reakcję, napuszyła się jeszcze bardziej. Widocznie radość przyniosło jej fakt, iż mogła mi czymś zaimponować.
— Skąd to wiesz?
— Ojciec nauczył mnie jak rozróżniać typy wilków. Nie umiem ci wytłumaczyć jak to się robi, ale nie zawsze uda mi się zgadnąć — wytłumaczyła. — Mogę ci powiedzieć, że ja jestem Wilkiem Gwiezdnym i bez przeszkód możesz zostać moim Wybawcą — Puściła mi oczko.
Szczerze się roześmiałem.
— Dziękuje za pozwolenie, a także jestem dumny z posiada takiej Podopiecznej jak ty.
***
Spędziliśmy jeszcze trochę na rozmowie, po czym Avalanche odprowadziła mnie pod Wodospad Życia. Nie zdążyłem zwiedzić jeszcze wszystkich terenów należących do Klanu, a stamtąd mogłem bez problemu dotrzeć do swojej jaskini i zając się zdobywaniem skór dla siebie. Wiedziałem już nawet jakie chce i gdzie je porozmieszczam. W głowie miałem plan wyglądu swojego mieszkania.
— Halo! — usłyszeliśmy nieznajomy głos, gdy prawie doszliśmy pod wodospad.
Odwróciliśmy łby, a w naszym kierunku zmierzała brązowa wilczyca o soczyście zielonych oczach, które zaraz wydały mi się znajome. Pogrzebałem w pamięci, po czym z zaskoczeniem powiedziałem cicho:
— Lya.
Avalanche spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
— Witam, na imię mam Brooke — powiedziała na wstępie młoda wadera. — Poszukuję Alfy Watahy.
Wymieniliśmy z przyjaciółką spojrzenia.
— Avalanche, jestem Alfą Klanu Fortis Corde, a to mój przyjaciel, Elias — przedstawiła nas na początek.
Słysząc moje imię, wilczyca przeniosła uwagę z Avy na mnie, a jej oczy zabłysnęła z podekscytowania. Rzuciła mnie się na szyję. Jej zachowanie kompletnie zbiło mnie z tropu.
— Wreszcie cię odnalazłam, ojcze!
< Avalanche? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!