poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Eliasa - C.D. Avalanche "Wodospad życia"


Nie miałem okazji wychować mojej córki, co było winą Lyi i czułem wobec niej wielki żal. Żałowałem, że nie mogłem doświadczyć wspaniałego uczucia ojcostwa od korzeni, szczególnie patrząc na to, na jaką wspaniałą wilczycę wyrosła Brooke. Z wyglądu bardziej przypominała matkę, która podobnie jak ona, posiadała smukłą, aczkolwiek bardziej umięśnioną budowę ciała, a także piękne zielone oczy. Jednakże to oczy córki były o wiele bardziej zjawiskowe. Straciłem całkowicie głowę dla mojej ukochanej Brooke, która od tego momentu została moim oczkiem w głowie.
Z dumą spojrzałem raz jeszcze na nią, nie mogąc napatrzeć się na tak wspaniałą istotę, po czym przeniosłem wzrok na przyjaciółkę. Przyglądała nam się z uśmiechem i czułością. Jednak w jej spojrzeniu zaskoczyło mnie coś, czego bym się po niej nie spodziewał, a przemknęła tamtędy chwilowa zazdrość. Wiedziałem, że Avalanche w przyszłości planowała mieć partnera i gromadkę szczeniąt, jednakże nie sądziłem, że przypadkowe spotkanie z moją córką wywoła w niej również negatywne emocje.
— Tato — powiedziała Brooke, skupiając na sobie moją uwagę. — Czyli mogę z Tobą zostać? — zapytała z nadzieją. 
Zamrugałem zdziwiony jej pytaniem. Odpowiedź wydawała mi się oczywista, ale to Avalanche decydowała kto może zostać członkiem Fortis Corde. Ponownie na nią patrząc, rzuciłem jej natychmiastowe spojrzenie, które zaraz powtórzyła moja córka. Z wyczekiwaniem wpatrywaliśmy się w młodą Alfę. 
— Witamy w Fortis Corde, Brooke — przemówiła oficjalnie, jednak miękki uśmiech zakwitający na jej ustach, niwelował efekt.
Moja córka rzuciła się Avalanche na szyję, a ta bez sprzeciwu oddała uścisk. Miałem nadzieję, że podobnie jak ja, Brooke polubi moją przyjaciółkę, ale chyba o to już nie musiałem się martwić. Patrząc na to, odniosłem wrażenie, że to już nastąpiło. Wilczyce odsunęły się od siebie.
— Bardzo Ci dziękuje — mruknęła cicho brązowa wadera. 
— Nie ma za co. A teraz leć, spędź trochę czasu z Eliasem — zachęciła ją Ava, lekko pchając w moim kierunku. 
Wyglądało to tak jakby dopadł ja smutek i chciała się nas pozbyć, a jednocześnie cieszyła się wraz z nami. Przyjrzałem się jej, a ona widząc moje uważne spojrzenie, szybko odwróciła wzrok. Postanowiłem, że przyjdę do niej, gdy spędzę trochę czasu z moją córką. Wyrzucając chwilowo z głowy myśli o przyjaciółce, opuściłem jaskinię znajdującą się za Wodospadem Życia.
Razem z Brooke zwiedziliśmy tereny, które od razu przypadły do gustu brązowej waderze. Ucieszyłem się z tego powodu, bo bardzo chciałem, aby polubiła miejsce, które tak podbiło moje serce. Pokazałem jej, gdzie znajduje się moja jaskinia, a ona wraz ze mną zdobyła nieco skór. Zaprezentowała mi swój umiejętności i musiałem przyznać, że zaimponowała mi jej sprawność, bowiem w jej wieku nie potrafiłem tego co ona nawet w połowie.
Jaskinia, którą wybrała sobie moja córka, prezentowała się dobrze — dwukomorowa, ale praktyczna. Aktualnie siedzieliśmy w niej, planując jak wilczyca może ją wyposażyć i ozdobić. Pomysły miała ciekawe, a także bardzo różnorodne, więc stwierdziła, że każdy z nich jeszcze dokładnie rozpatrzy.
— Tak w ogóle tato, to jakim typem Wilka jesteś? — zapytała Brooke, opierając łeb na przednich łapach.
— Słonecznym, a ty? 
Nie pamiętałem już jakim typem była Lya, ale miałem nadzieję, że nie Księżycowym. Ten typ, jak dla mnie, był najgorszy. Oczywiście niektórych z nich było mi szkoda, w końcu zdarzały się takie, które nie prosiły o to i nie miały na to wpływu.
— Gwiezdnym.
Ta odpowiedź nie uspokoiła mnie. Nie mogłem chronić Brooke, moją Podopieczną została Avalanche. Mogło się zdarzyć, że jakiś Wilk Księżycowy mógł wybrać moją córkę na swoją Ofiarę. Wolałem, żeby do tego nie doszło. Wyprułbym sobie żyły, gdyby coś się jej stało. Zbytnio ją pokochałem, aby ją stracić.
— Dużo miałeś partnerek? I czy kochałeś, którąś z nich tak naprawdę?
Nowy temat, który rozpoczęła Brooke był trudny. Zawahałem się chwilę czy nie zrezygnować, ale ostatecznie stwierdziłem, że jeżeli ja dowiedziałem się wiele o niej, ona także miała do tego prawo.
— Parę i wydaje mi się, że żadnej z nich nie kochałem.
Brooke zacisnęła wargi. Widocznie odpowiedź w jakimś stopniu na nią wpłynęła. Jednakże niezbyt pozytywnie, co mnie zmartwiło.
— Nawet mamy? — zapytała cichutko ze smutkiem.
Zdezorientowany otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale z mojego gardła nie wydostały się żadne słowa. Milczałem, a ona już znała odpowiedź. Uśmiechnęła się smutno i powiedziała cicho:
— Mam nadzieję tato, że znajdziesz kiedyś kogoś takiego.
Spieprzyłem sprawę. 
Opuściłem jaskinię córki, bo ta poprosiła mnie o to, abym wyszedł. Wiedziałem jak to odebrała. Myślała, że została moim dzieckiem z przypadku. Nie myliła się dużo, ale czy fakt, że teraz dużo dla mnie znaczyła, mógł coś zmienić?
O tym postanowiłem porozmawiać z nią później. Chciałem dać jej czas. Teraz musiałem porozmawiać z Avalanche, gdyż miałem wrażenie, że ona także mnie potrzebowała. Ruszyłem na poszukiwanie jej.

< Avalanche? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!