Poprzednie opowiadanie
Leżałam przybita w swojej nowej jaskini, nie mając najmniejszej ochoty na to, żeby ją opuścić. Słowo ojca wprawiły mnie w taki, a nie inny nastrój. Nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewałam, pytając go o to. Nie chciałam, żeby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nigdy nie obwiniałam mojej matki za to, że nie posiadałam ojca, ani za to, że nie powiedziała mu o mnie. Teraz dla odmiany, czułam wobec niej wyłącznie żal.
Ułożyłam się na boku, wpatrując się bez większego entuzjazmu w przestrzeń. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, ustępując miejsca swojemu następcy — księżycowi. Sen był długi i przez niego straciłam cały dzień, lecz uspokoił mnie. To prawda, że był najlepszym lekarstwem na wszystko. Jednakże czułam, że ten efekt przechodzi, a negatywne uczucia ponownie biorą górę.
Westchnęłam cichutko.
Nie lubiłam być sama. Zawsze gdzieś obok była Lya, która znała mnie i doskonale wiedziała jak ma się zachować w danej sytuacji. Znała mnie dobrze, w końcu była moją matkę. Niestety tego samego nie mogłam powiedzieć o ojcu, kompletnie nie wiedzącym jak ma się wobec mnie zachowywać. Zdałam sobie sprawę, że pogłębienie naszej relacji i wzajemne poznanie siebie będzie trudne.
Zazdrościłam Avalanche tego, że zdążyła już poznać w jakimś stopniu Eliasa. Gdzieś tam odzywał się złośliwy głosik, że znaczyła dla niego więcej niżeli moja matka, ale szybko wyrzuciłam go z głowy. Ufałam młodej Alfie, a może raczej miałam przeczucie, że nie okłamywała mnie mówiąc, że są przyjaciółmi.
Przewróciłam się na drugi bok. Zmrużyłam oczy, nieprzyzwyczajona do subtelnego światła, które dostawało się do środka przez wejście w jaskini. Noc wydawała się być przepiękna. Nie chciałam wychodzić z jaskini, ale zmusiłam się do tego, żeby wstać. Spacery nigdy mi nie pomagały, lecz miałam dziwne wrażenie, że jeśli wyjdę to coś mnie spotka.
Niepewnie wyszłam z jaskini, a srebrna tarcza przywitała mnie w całej okazałości. Często z matką wpatrywałyśmy się w gwiazdy. Dla każdej z nas przybierała inny kształt, tworząc wymyślone przez nas konstelacje. Śmiałyśmy się z tego, jak różne było nasze spojrzenie na świat. Zawsze wtedy twierdziła, że jestem podobna do Eliasa.
— Myliłaś się — prychnęłam ze złością.
Pogrążona w myślach, ruszyłam przed siebie, kompletnie nie patrząc na to, gdzie idę. Dopiero po chwili dotarła do mnie woń obcej wilczycy. Odwróciłam się gwałtownie, a nieznajoma przyglądała mi się z niebywałym zainteresowaniem.
< Inez? >
Leżałam przybita w swojej nowej jaskini, nie mając najmniejszej ochoty na to, żeby ją opuścić. Słowo ojca wprawiły mnie w taki, a nie inny nastrój. Nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewałam, pytając go o to. Nie chciałam, żeby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nigdy nie obwiniałam mojej matki za to, że nie posiadałam ojca, ani za to, że nie powiedziała mu o mnie. Teraz dla odmiany, czułam wobec niej wyłącznie żal.
Ułożyłam się na boku, wpatrując się bez większego entuzjazmu w przestrzeń. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, ustępując miejsca swojemu następcy — księżycowi. Sen był długi i przez niego straciłam cały dzień, lecz uspokoił mnie. To prawda, że był najlepszym lekarstwem na wszystko. Jednakże czułam, że ten efekt przechodzi, a negatywne uczucia ponownie biorą górę.
Westchnęłam cichutko.
Nie lubiłam być sama. Zawsze gdzieś obok była Lya, która znała mnie i doskonale wiedziała jak ma się zachować w danej sytuacji. Znała mnie dobrze, w końcu była moją matkę. Niestety tego samego nie mogłam powiedzieć o ojcu, kompletnie nie wiedzącym jak ma się wobec mnie zachowywać. Zdałam sobie sprawę, że pogłębienie naszej relacji i wzajemne poznanie siebie będzie trudne.
Zazdrościłam Avalanche tego, że zdążyła już poznać w jakimś stopniu Eliasa. Gdzieś tam odzywał się złośliwy głosik, że znaczyła dla niego więcej niżeli moja matka, ale szybko wyrzuciłam go z głowy. Ufałam młodej Alfie, a może raczej miałam przeczucie, że nie okłamywała mnie mówiąc, że są przyjaciółmi.
Przewróciłam się na drugi bok. Zmrużyłam oczy, nieprzyzwyczajona do subtelnego światła, które dostawało się do środka przez wejście w jaskini. Noc wydawała się być przepiękna. Nie chciałam wychodzić z jaskini, ale zmusiłam się do tego, żeby wstać. Spacery nigdy mi nie pomagały, lecz miałam dziwne wrażenie, że jeśli wyjdę to coś mnie spotka.
Niepewnie wyszłam z jaskini, a srebrna tarcza przywitała mnie w całej okazałości. Często z matką wpatrywałyśmy się w gwiazdy. Dla każdej z nas przybierała inny kształt, tworząc wymyślone przez nas konstelacje. Śmiałyśmy się z tego, jak różne było nasze spojrzenie na świat. Zawsze wtedy twierdziła, że jestem podobna do Eliasa.
— Myliłaś się — prychnęłam ze złością.
Pogrążona w myślach, ruszyłam przed siebie, kompletnie nie patrząc na to, gdzie idę. Dopiero po chwili dotarła do mnie woń obcej wilczycy. Odwróciłam się gwałtownie, a nieznajoma przyglądała mi się z niebywałym zainteresowaniem.
< Inez? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!