Tej nocy spacerowałam tak, jak co dzień, brzegiem plaży, łapiąc w płuca jak najgłębsze oddechy przepełnione zimnym, nadmorskim powietrzem. Spojrzałam w niebo. Ciemny granat przerzedzany w niektórych miejscach purpurą i błękitem, odbitym od zachodzącego słońca, stanowił idealne tło, jakby kotarę, na której majaczyły miliony gwiazd. Tej nocy na niebie pojawiały się nieliczne, niewielkie chmury, sunące powoli wraz z wiatrem w kierunku lądu. Jeden z ciemnych, wielkich statków osłaniał księżyc, wywołując wrażenie zaćmienia. Jednak wiatr począwszy dąć, rozpędził wszelkie chmury. Chwilę później nad ziemią zawisła cisza. Jednak była przyjemna, pasowała do tego momentu. Wiatr umilkł na dobre rozproszony w koronach drzew, a w przejrzystej wodzie odbiła się srebrna tarcza księżyca, tworząc idealny okrąg. Pełnia. Cudowne zjawisko. To była pora wprost idealna na spacer. Ciepłe powietrze wiszące nad ziemią, nie tak gęste jak w południe, do tego woń deszczu, który występuje na tych terenach stosunkowo często. Cisza wypełniała mą duszę, a w oczach zabłysnął księżyc, od którego blasku zalśniło również moje ciemnogranatowe futro. Nie wiedziałam dokąd się kierować, więc ruszyłam na tereny Orlego Lasu. Szybko jednak zmieniłam kierunek, skręcając w stronę, której nie zdążyłam jeszcze dobrze rozpoznać. Stopniowo przyspieszałam, prawdopodobnie wraz ze zbliżaniem się do celu. Dość szybkim krokiem dotarłam w miejsce, gdzie dwa tereny łączą się ze sobą. Gęstwiny stopniowo znikały, by po chwili ukazać mi nieznany jeszcze teren. Teren, na który w normalnych okolicznościach nie wchodziłabym bez większego powodu. Już stąd dało się wyczuć obcą woń, nieznaną. Intensywny zapach innych wilków. Rozejrzałam się, dochodziło stąd chłodne powietrze, znacznie rzadsze niż to, które występuje w klanie, do którego przynależę. Po chwili jednak zapachy zniknęły, a ja poczułam na skórze silne oddziaływanie księżycowej tarczy. Do moich nozdrzy dotarła bardzo słodka woń, delikatna, niczym zapach kwitnącego kwiatu. Głuchy dźwięk zabrzmiał w mej głowie, nakazując iść. Nie wiem, dlaczego go posłuchałam, ale ruszyłam przed siebie, w nieznane. Z każdym krokiem coraz bardziej odczuwałam zmianę klimatu, a cudowny zapach wypełnił ostatecznie me płuca. Poczułam się dość niezręcznie. Nie rozglądając się nagle zaczęłam gnać przed siebie. Chociaż nie lubię biegać, tym razem, nie widziałam innego wyjścia. Nie mogłam nad sobą zapanować. Łapy jakby same mnie prowadziły po nieznanych mi zupełnie terenach. Aż w końcu odnalazłam ją... Brązowa wilczyca o zielonych oczach spoglądała w niebo, skulona w swojej jaskini, jakby nie mogąc zasnąć. Zaciągnęłam się raz jeszcze słodkim zapachem, aż głos w mojej głowie dał o sobie znać. Był niewyraźny, ale dokładnie usłyszałam, że mam zabić. Tylko kogo? Czyżby to była moja ofiara? Ale przecież... Ja nie chcę rozlewu krwi. Nie potrafię zabić małego zwierzęcia, a co dopiero.. wilka. Przyglądałam się dłuższy czas waderze, w ciszy, próbując jednocześnie pozbyć się nurtującego mnie, wewnętrznego głosu.
<Brooke? Historię czas zacząć :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!