poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Withered Rose - Wędzidło

Obudziłam się w jaskini. Była godzina może północna, może znacznie późniejsza. Odczuwałam jednak pewnego rodzaju niepokój. Było strasznie zimno. Nie był to jednak chłód, był to raczej powiew przeszywający do kości. Powoli wyszłam z mojego miejsca zamieszkania . Bolało mnie całe ciało, zupełnie, jakbym spadła z wysokiego klifu na skały, ale się nie zabiła. Ah, te porównania.
Zaczęłam się rozglądać, siedząc na gałęzi. Cały czas pocierałam skrzydłami boki, próbując utrzymać chociaż trochę ciepła. Nic z tego. Wokół mnie zaczęła zbierać się powoli mgła. Była nienaturalnie biała. Zaczęłam kasłać. Czułam, że łzawią mi oczy, że jeśli nic nie zrobię, najprawdopodobniej przyjdzie mi zakończyć swój żywot właśnie teraz przez powolne uduszenie się. Zaczęłam rozpędzać mgłę skrzydłami. Jednak "mgła" okazała się nie być... mgłą. Zaczęła powoli spychać mnie z gałęzi. Nacisk był tak mocny, że po prostu poślizgnęłam się na gałęzi i runęłam w dół na ziemię, z impetem uderzając głucho o ziemię.
Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Było to coś na wzór celi. Byłam przywiązana do dużego stołu, leżąc na boku i będąc przywiązana pasami, zaś w moim pysku znajdował się knebel wyglądający niczym wędzidło, który uniemożliwiał mi wypowiedzenie chociażby słowa. Wspaniale, po prostu cudownie. Tylko marzyłam o tym, żeby po prostu tak znikąd znaleźć się w celi, zakneblowana i przypasana. 
Po chwili do "celi" wszedł wilk trzymający w pysku piłę. Po chwili odłożył ją przy stole, na mniejszym stoliczku, na którym dopiero teraz zauważyłam leżące inne przyrządy. Były tam piły mniejsze, większe, nożyki, scyzoryki, maczeta... Gdybym zaczęła wymieniać zrobiłaby się długa lista.
- Jest, ślicznotko - usłyszałam głos i spojrzałam na wilka. Miał na sobie maskę zakrywającą jego pysk. - Jak się czujesz? - zagadnął i zdjął knebel.
- Niech cię to nie interesuje - wydusiłam i zaczęłam kasłać.
- Czyżbyśmy nie chcieli rozmawiać, hm? - odparł przymilnym głosikiem, nachylając się nade mną.
- Odpierdol się - rzuciłam.
- Ale nie tak niegrzecznie. - podniósł gwałtownie moją głowę tak, bym na niego popatrzyła.
Odrzucił mój łeb tak, że poczułam stróżkę krwi spływającą po lewej stronie mojej głowy. Włożył mi knebel do pyska i zaczął grzebać w narzędziach. Wyciągnął z małej szufladki coś, co wyglądało zupełnie jak stetoskop.
- Zobaczymy, jak bije serduszko. - powiedział do mnie, niczym do dziecka.
Nie był to jednak stetoskop. Na końcu znajdował się ogromny, ostry kolec, którym basior zaczął jeździć w okolicach mojego serca. Blisko od serca wbił mi go w klatkę piersiową. Z moich oczu poleciały łzy.
- Nie płacz... - rzekł i wytarł łzę płynącą po moim policzku. - Nie będzie bolało.
Mówiąc to, wbił jeszcze kolec w mój grzbiet. Później wydobył strzykawkę z jakimś płynem w środku. Wypuścił powietrze, wbił igłę w mój kark i wpuścił płyn do mojego organizmu. Wtedy zemdlałam.
Obudziłam się na zewnątrz. Czemu nagle znalazłam się tutaj...? Mimo, iż byłam cała poraniona i nie miałam praktycznie siły nawet na oddychanie, zaczęłam biec. Byle gdzie, byle przed siebie, byle jak najdalej od tego miejsca. Wbiegłam do jakiegoś lasu. Usłyszałam szuranie i zatrzęsła się lekko ziemia pod moimi łapami. Po chwili ogromny kolec, podobny do tego ze "stetoskopu", tyle, że o wiele razy większy, wbił się w mój brzuch, unosząc mnie lekko w górę. Zaskomlałam. Wtedy wyczułam zapach znanego wilka. Po chwili zza zakrętu powoli wyłonił się Silent Fear. Jeszcze jego tu brakowało... Dwoma palcami wyjął powoli knebel, który nadal znajdował się w moim pysku, zostawiając go jednak wiszącego na mojej szyi. 
- Czyżby ktoś tu potrzebował pomocy? - uśmiechnął się szyderczo.
- Nie chcę twojej pomocy - warknęłam.
- To ja sobie popatrzę - położył się przede mną, cały czas wlepiając we mnie wzrok. - Popatrzę, jak powoli umierasz.

< Silent Fear? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!