czwartek, 8 czerwca 2017

Od Ivy - Skarby lasu (Quest #4)

Od ostatniego sennego incydentu starałam się jak najrzadziej odwiedzać teren określany mianem Orlego Lasu. Mimo wszystko, czasami trzeba przekąsić coś więcej niż pochwyconą rybę lub królika. Dzięki takowym wypadom dość dobrze zapoznałam się z obszarem zajmowanym przez klan, do którego należałam. Jednak, pewnego pięknego lecz nieco za bardzo pochmurnego dnia znalazłam coś, co mnie bardzo zaciekawiło. Dookoła mojej jaskini były porozrzucane płatki oraz kwiaty róż. Pierwsza myśl, która we mnie uderzyła była dość idiotyczna. Pamiętałam, że jeden basior niedawno stracił niedoszłą partnerkę... albo już byli parą... szczerze, nie za bardzo obchodził mnie jego los. Wiedziałam jednak, że dość uparcie poszukuje kolejnej wadery do opisywania mianem tej jedynej... aby zapomnieć o niej, gdy tylko z ziemi, która przysypie jej ciało wyrośnie Maryjna Orchidea. Na szczęście, moje, bądź jego, ta teza okazała się być fałszywą równie szybko, jak powstała w moim wciąż zaspanym umyśle. Idealnym przykładem do obalenia tego faktu było to, że kilkanaście metrów róże nie leżały już swobodnie. One po prostu tam wyrastały. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby przez noc ktoś zabawił się w siewcę, rozrzucił nasiona, po czym pomógł im urosnąć. Podniosłam jeden z kwiatostanów i energicznym ruchem wsadziłam go za ucho, przy okazji uważając, aby nie zakuć się małymi,. lecz ostrymi jak igła kolcami. Ogromnym plusem tej czynności był nie tylko fakt urozmaicenia mojego wyglądu, przyjemny zapach kwiatu, przechodzący w woń nektaru powodował momentalny uśmiech, i nawet tak pochmurny dzień, kiedy pogoda na pewno nie mogła zostać określona idealną stawał się piękniejszy. Odchodząc od jaskini mimowolnie spoglądałam pod łapy, nie mogąc napatrzeć się na przepiękny odcień tych tajemniczych kwiatów. Krwista czerwień zdawała się wołać "Chodź ze mną, muszę ci coś pokazać!" Tak więc szłam, z niekrytym entuzjazmem przemierzałam zarówno Orli Las, jak i tereny graniczne z innymi klanami. W pewnej chwili poczułam zimne powietrze, prawdopodobnie nadciągające z obszarów zajmowanych przez sojusznicze stado. Swoją drogą, "Królestwo Dwóch Sióstr" wyglądało jak wyjęte z jakiejś ballady. Samice, obejmujące to samo stanowisko, mogące pogodzić zarówno więzy rodzinne, jak i rządzenie klanem. Pałające do siebie zarówno miłością charakterystyczną dla rodzeństwa, jak i braterską nienawiścią. Tak, to idealnie nadawało się na swego rodzaju hymn lub coś na wzór pieśni pochwalnej. Zabawne, jak wiele rzeczy może stać się poezją w rękach i umyśle wspaniałego twórcy... ciekawe jak opisałby te tajemnicze kwiaty, jakich słów użyłby, aby perfekcyjnie opisać różę, której soki już zamarzły, płatki pokryły się szronem, natomiast sama konstrukcja z organizmu zamieniła się w lód kruchy niczym szkło. Co mógłby uwzględnić opisując ususzoną różę spoczywającą pomiędzy kartkami pamiętnika trzymanego przez waderę podczas pochówku jej partnera...? Jej rycerza w białej sierści i poruszającego się na śnieżnych łapach. Czy opisałby łzy wdowy, uwzględniłby śmierć dwóch żyć w ciągu jednej chwili... Jakie uczucie przepełniałoby jego umysł, gdyby ktoś pokazał mu Różę Pustyni? Czy przejąłby się jej losem, dostrzegł jej kolor schowany głęboko wewnątrz skamieniałej powłoki, widoczny tylko dla oczu wyobraźni?! Czy byłby w stanie pokochać tą różę?! Czy mógłby odnaleźć ciepło bijące z jej serca... Możliwe, że taką moc posiada tylko artysta, wilk szczególnie uzdolniony, patrzący na różę inaczej, niż na kwiat. Widzący w niej wodospad życia, multum tajemnic, które aż proszą się o odkrycie. Czy róża kiedykolwiek spotka tego magicznego osobnika i czy wilk kierujący piórem dostrzeże swoją różę?! Której serce pragnie miłości, niczym usychający kwiat wody, czy spojrzy na nią inaczej, zignoruje kamienną powłokę wytworzoną przez stres, strach, brak poczucia bezpieczeństwa... czy przytuli swoje znalezisko, zatroszczy się o nie, zrosi wodą jej płatki oraz pozbawi kolców, tak, aby już nigdy nie wyrządziła mu nawet najmniejszej krzywdy. Mój apel do samej siebie przerwało nagłe doznanie bólu. Spojrzałam na łapę, w której siedział dość sporych rozmiarów kolec. Usunięcie go nie było problemem, natomiast dyskomfort przy stawianiu każdego jednego kroku, to już inna sprawa. Zacisnęłam palce, a czerwona kropelka upadła na płatek o jedwabnej strukturze. Co ciekawe, na początku wędrówki nie pomyliłam się opisując kolor jako krwistą czerwień. W ułamku sekundy kropla zniknęła mi z oczu, zlewając się z tłem o takim samym odcieniu.
- Jak nazwałbyś to artysto... białą różę, owiniętą starą chustą, ciągle raniącą się przez jej nieostrożność. Kwiat, który pomimo swej barwy jest jak Róża Pustyni. Coś, czego piękno trzeba dostrzec... jak opiszesz tą samicę, która do życia nie potrzebuje wody, czy jedzenia... tylko bliskości. 
Usiadłam zakrywając pysk łapami, łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że myśląc "róża" chodziło mi o mnie. Uczucia, które zamarzają, gdy przychodzi czas zabójstwa, świadomość zdrady... powodująca wieczne wysuszenie emocjonalne... podróż, dzięki której zyskałam skalną powłokę... Każdy aspekt się zgadzał, jednak brakowało mi jednego. Artysty, wilka chcącego odnaleźć moją głębię. Jednak, to nie był czas na załamywanie się nad swoim losem. Spostrzegłam, że znajduję się poza granicami watahy, natomiast róże zamiast tworzyć ścieżki poczęły formować okrąg. Na samym jego środku widniało coś, co kształtem przypominało skrzynię. I tu znów, dużo się nie pomyliłam. Mała szkatułka, którą wyjęłam, zawierała mapę, co ciekawe, na owej mapie była zaznaczona droga, odpowiadająca tej, którą dopiero co przybyłam. Jej koniec znajdował się... dokładnie za moją jaskinią! Rzuciłam się pędem, gnałam przed siebie, czując ulatniającą się woń własnych łap. W chwili, gdy przekroczyłam granice Fortis Corde było już prościej. Ponownie przebiegłam przez obszar zawierający powietrze z krain wiecznego śniegu, co ciekawe, w drodze powrotnej nie zauważyłam już ani jednego kwiatu, również ten zza mojego ucha dematerializował się w nieznany mi sposób. Jeszcze tylko kilka kilometrów dzieliło mnie od poznania prawdy, nie miałam pojęcia czemu aż tak bardzo mi na tym zależało... może w końcu byłabym w stanie odnaleźć mojego artystę. Kto wie, takie znalezisko mogło poprowadzić mnie dosłownie w każdą przygodę, ja natomiast bardzo chciałam odkryć to, co było gdzieś za moim aktualnym miejscem zamieszkania. Gdy moim oczom ukazała się skromna, dwuosobowa jaskinia, służąca mi za miejsce odpoczynku, zwiększyłam tempo. Dwoma susami znalazłam się nad nią, po czym wytworzyłam dwa klony. Rozkazałam im kopać w najbardziej prawdopodobnym miejscu, to był trzeci, trafiony strzał dzisiejszego dnia. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk drapania w szkło, tym bardziej zaciekawiona podbiegłam usuwając obie kopie. Moim oczom ukazała się kopuła z kwiatem zamkniętym wewnątrz niej. Wyglądała cudownie, a o jej właściwościach dowiedziałam się na przestrzeni następnych dni. W deszczową pogodę płatki przybierały błękitny odcień i zaczynały ociekać czymś, co mogę określić jako diamentowy pył. Podczas wyjątkowych upałów zmieniała swoją formę na wcześniej wspomniany pustynny kwiat, natomiast gdy miałam zły humor usychała, zazwyczaj na jeden dzień. Nie mam pojęcia w jaki sposób ona funkcjonuje, jednak jedno wiem na pewno. Ja jestem tą, która dostrzegła jej piękno.. mam nadzieję, że niedługo ktoś dostrzeże moje.

QUEST ZALICZONY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!