Znowu resztę nocy przeleżałam z zamkniętymi oczyma albo cicho zajmowałam się sobą, ale dałam radę i byłam jakoś wypoczęta, nawet niewiele. Słyszałam jak wszedł z powrotem, jednak wolałam grać w swoją grę i dalej udawać, że śpię.
- Hej, czas wstawać - odezwał się. Otworzyłam leniwie oczy, by zaraz je zamknąć.
- Jeszcze pięć minut - mruknęłam przewracając się na drugą stronę. Z trudem powstrzymał się od parsknięcia. Na chwile wszystko ucichło... I zaraz zaczął mnie łaskotać. Otworzyłam oczy starając się bronić, ale on jakby doskonale wiedział, gdzie mam łaskotki.
- Dość, dość! - Pisnęłam płaczą ze śmiechu.
- To panienka wstanie na śniadanie? - Zapytał się nie przerywając czynności.
- Tak, już!
- Zgoda.
Po czym wielce zadowolony zrobił krok w tył dając mi spokój. Kiedy nabrałam powietrze w płuca i otarłam z kącików oczu łzy, spojrzałam na niego. Wkrótce pogrążeni w rozmowie, zabraliśmy się za jedzenie. Już ustalaliśmy, co będziemy dziś robić.
***
Ledwo wyszliśmy z jaskini, a ktoś zawołał mego przyjaciela w jakiejś sprawie. Spojrzał niezdecydowany, ale dałam mu znak, że poczekam. W końcu jest w swoim klanie i musi coś pewnie robić. Chciałam usiąść gdzieś, jednak wówczas ktoś mnie zawołał spokojnym głosem. To była tutejsza alfa.
- Ilio, możemy porozmawiać?
- Pani alfo, dzień dobry. Co się stało?
- Chodźmy w jakieś ustronne miejsce - wkrótce byłyśmy w jej jaskini. Gdy usiadłyśmy, ponowiła rozmowę. - Muszę ci powiedzieć, że to miłe jak ty i Arcun się przyjaźnicie, mimo innych klanów.
- W sumie jest on bardzo miły - powiedziałam, na co kiwnęła głową.
- A wiesz, że przed tobą, rozmawiał tylko z jedną waderą? Słyszałaś o niej, o Last Hope?
- Tak, Arcun opowiadał mi o niej - potwierdziłam. Wadera westchnęła.
- Więc sama rozumiesz... Arcun zachowywał się w stosunku niej tak samo... Co o tym myślisz?
- Wiesz alfo, to dla mnie, jakby to ująć... - zaczęłam dobierając słowa. - Ja po prostu nigdy nie miałam z tym styczności... Wszystkie wilki, czy to wadery, czy to basiory, widziałam zawsze jako towarzyszy zabaw. Więc nie wiem...
- Po prostu nigdy nie doświadczyłaś potęgi miłości - uśmiechnęła się lekko. Wstała i dodała jeszcze - Kto wie jak sprawy się potoczą. W razie czego, myślałaś o zmianie klanu?
- Tak - zaśmiałam się. - Ale jednak u siebie tolerują moje wybryki, tu raczej mało kto byłby na tyle cierpliwy. Jeśli pozwolisz, już pójdę. Do widzenia.
Po pożegnaniu się, wyszłam z jaskini myśląc o tym, co powiedziała. Miłość, posiadanie drugiej połówki, nawet zmiana klanu... Ale to nie dla mnie przecież.
Nikt nie wytrzymałaby z takim narwańcem.
***
- Gdzie idziemy? - Zapytałam się, drepcąc za basiorem. Ten spojrzał na mnie wesoło.
- Dzisiaj naszym celem jest Szmaragdowa Łąka. Już jesteśmy prawie. Droga prowadzi przez różne takie górki, więc łatwo się poślizgną... - nie dokończył, bowiem sam to zrobił i poleciał w moją stronę. Próba jego złapania skończyła się tym, że przewrócił mnie i tak turlaliśmy się bezpośrednio na łąkę. Gdy się zatrzymaliśmy, otworzyłam oczy. Pierwsze, co zobaczyłam, to ciało Arcun'a, a wokół wiele roślin. Podniósł głowę i tak chwile wpatrywaliśmy się w siebie.
- Um, Arcun? - Zapytałam cicho.
- Tak? - Odezwał się nawet ciszej niż ja, dalej patrzył mi w oczy.
- Czy... Czy mógłbyś puścić moją łapę, żebym mogła wstać?
- Tą łapę? - Zapytał delikatnie mi ją ściskając. Potwierdziłam, ale on tylko się uśmiechnął.
<Arc, co kombinujesz? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!