niedziela, 4 czerwca 2017

Od Ivy - Ktoś cię obserwuje (Quest #5)

Do środka mojej jaskini leniwe wpełzały pierwsze promienie porannego słońca. Poprzedniej nocy padłam ze zmęczenia, gdyby ktoś chciał się mnie pozbyć, mógłby to zrobić bez najmniejszego stresu. Od dawna nie miałam tak twardego snu, przepełnionego różnymi wizjami. Jednak najbardziej przeszkadzał mi pewien obraz, widok, który miałam przed oczami dobrą godzinę po przebudzeniu się. Był to mój przyjaciel, wilk, którego porzuciłam w dniu ucieczki z kompleksu. Nie wiedziałam nawet czy żyje, jednak coś nie dawało mi spokoju. Tak jak postanowiłam dnia poprzedniego, chciałam dokończyć zwiedzanie terenów, aby być w pełni zorientowaną. Z racji tego, że Avalanche dnia poprzedniego pokazała mi Wodospad Życia, Słoneczne Jezioro, Rzekę Marzeń oraz Szmaragdową Łąkę pozostały mi dwa większe obszary. Orli Las, z którego to miałam przejść do Mglistych Gór. Przy okazji łapiąc coś na ząb. Po szybkim przeciągnięciu się, zejściu nad wodę, porannej kąpieli oraz dokładnym obmyciu pyska ruszyłam przed siebie. Płonąca kula powoli wychylała się zza horyzontu, powodując przyjemne skrzenie się wody. Zaczęłam trzymać dość szybkie tempo, chciałam jeszcze dziś wpaść do Avalanche z ewentualną propozycją pomocy... nie ukrywam, że chciałam się z nią zaprzyjaźnić. Oczywiście dopuszczałam do głosu myśl, że jako Alfa może nie mieć ani czasu ani chęci na budowanie podstawowych relacji z waderą niższej kategorii. Mimo to warto spróbować... Przystanęłam pomiędzy pięknymi drzewami, a po głębokim wdechu użyłam mojej mocy, tworząc sieć komunikacyjną z kropelek rosy. Pozwoliło mi to w ułamku sekundy namierzyć grupkę królików. Zdjęłam opaskę, momentalnie tworząc trzy kolny. Równie szybko założyłam ją z powrotem. Doskonale znałam lokalizację ofiary, tak więc już po niecałych pięciu minutach podrabiana Ivy przyniosła mi w pysku dorodnego, soczystego królika. Nie wiem czemu, ale wyrobiłam sobie nawyk chwalenia podróbek, zanim je usunę...
- Bardzo dobrze Blind - Wyszeptałam czochrając samą siebie za uchem. - Następnym razem postaraj się podbiec szybciej... 
Wiedziałam, że zarówno tempo biegu, szybkość ataku i sposób, w jaki to robią w pełni kontrolowałam, jednak często lubiłam się do czegoś doczepić. A klon zawsze mnie wysłucha... zanim zamieni się w chmurę czarnego dymu, po otrzymaniu ciosu idealnie w gałkę oczną. Ze spokojem zajęłam się konsumpcją, gdy usłyszałam coś na wzór trzepotania skrzydłami. Musiał być to orzeł, przecież od tego jest nazwa tego... co do... Kruk?! Patrzyłam na ptaszysko raczej na pewno przebijające rozmiarami normalnego osobnika tego gatunku. Jego czarne oczy lustrowały mnie niczym kamery, skrzydła przypominały płaszcz, którym mógłby się śmiało okryć, natomiast pióra... czarne jak smoła, ogromne, majestatyczne i piękne krucze pióra... dosłownie wołały o to, aby wyrwać je z owego stworzenia. Jednak razem z czarnym, podłużnym śniegiem spadło coś jeszcze. Karteczka, przewiązana kawałkiem sznurka. Z racji, iż kończyłam królika, pozostawiłam go na trawie, sama natomiast podniosłam ten dziwny liścik. Po rozwiązaniu kokardki i rozwinięciu kartki papieru, moim oczom ukazał się czerwony napis "Ktoś cię obserwuje...". Ponownie spojrzałam na majestatyczne zwierzę analizując zaistniałą sytuację. Jestem nowa, może to Avalanche chce mnie sprawdzić... tak, to na pewno ona. Odwróciłam się, aby dokończyć posiłek, jednak po upolowanej zwierzynie została jedynie krwawa plama i resztki futra. Błyskawicznie puściłam falę nerwową, ponownie łącząc się z rosą, co przyniosło pozytywny skutek. Czarna masa przypominająca wilka uciekała z resztkami zdobyczy. Momentalnie posłałam za nią dwa pozostałe klony. Jedyne, co udało mi się zarejestrować to cios wyprowadzony w ślepię tego drugiego. Straty pierwszego nawet nie zarejestrowałam. To wszystko, jak i kierunek uciekającego cienia utwierdziło mnie w przekonaniu, że to właśnie Alfa się ze mną bawi... Cóż, tereny musiały poczekać. Tym razem będąc lekko spiętą puszyłam w stronę Wodospadu Życia, aby wyjaśnić tą głupią grę. Po przeskoczeniu kilku kamieni znalazłam się wewnątrz jaskini Avalanche, która wyraźnie zaspana właśnie podnosiła się z posłania. 
- Avalanche, jeśli chciałaś królika, wystarczyło powiedzieć.. poza tym, po co ci takie resztki? - Zapytałam siadając w wejściu. 
- Ivy, po pierwsze dopiero co wstałam... po drugie, za cholerę nie wiem o jakim króliku mówisz - Powiedziała leniwie się przeciągając. 
- Zaraz, czyli ani ten kruk, ani list nie są od ciebie? - Tym razem byłam wyraźnie zdenerwowana. 
- O czym ty mówisz, dobrze się czujesz?
- Chciałam zwiedzić resztę terenów, na śniadanie złapałam sobie królika, podczas jego konsumpcji przyleciał kruk, ogromny kruk. Był sporo większy, niż normalny osobnik, wiec pomyślałam, że to wytwór jakiegoś wilka. Popatrzył się na mnie przez chwilę, po czym wyrzucił mi taki list - Mówiąc to wręczyłam karteczkę Avalanche. 
- Wiesz... - Zaczęła. - Nigdy nie słyszałam, żeby jakikolwiek wilk miał możliwość tworzenia zwierząt. Zamiana w nie, owszem. Zdarzały się... ale to jest naprawdę nurtujące.
- Myślisz, że to może być ktoś z Klanu twojego brata? - Zapytałam z lekką niepewnością w głosie. 
- Raczej nie. Oni nie bawią się w podchody, a przynajmniej nie bawili się do tej pory. Powiedz, czy będziesz w stanie wskazać miejsce spotkania w Orlim Lesie? 
- Raczej nie, nie znam go jeszcze aż tak dobrze.
Rozmowa z Alfą trwała dobrą godzinę, zdecydowała, że zarówno ona, Patton jak i ja rozpoczniemy przeszukiwanie lasu, służącego za miejsce do polowań. Do tej pory miły, przyjazny i na swój sposób znajomy las stał się nagle miejscem mrocznym, tajemniczym, przepełnionym grozą i niechęcią. Tak bardzo chciałam go opuścić, wziąć kąpiel w chłodnym jeziorze lub w delikatnym prądzie rzeki. Na przyjemności musiałam jednak sporo poczekać. Po raz kolejny usłyszałam trzepot skrzydeł, a wielkie ptaszysko usiadło na gałęzi, znajdującej się za moim grzbietem. Odwróciłam się, a lodowaty, pozbawiony emocji, lecz ciekawski wzrok stworzenia powoli mierzył każdy fragment mojego ciała. 
- Nie jesteś zwykłym stworzeniem... - Zaczęłam mówić podchodząc do niego. - A jeśli nie jesteś stworzeniem, to czym jesteś...? 
Ptak odpowiedział gardłowym krakaniem, po czym ponownie wzbił się w powietrze. Tym razem nie miałam zamiaru pozostawić go samego sobie. Rzuciłam się w pościg, kilkakrotnie otrzymując uderzenie od gałęzi, na którą wbiegałam. Po dłuższej chwili wypadłam z Orlego Lasu, ptak natomiast kierował się w stronę Mglistych Gór... drugiego punktu mojej dzisiejszej podroży. Czułam, jak zwierzę stopniowo przyspiesza, jednak nie miało na celu mnie zgubić. Zawsze, gdy zwalniałam tempa on również zaczynał szybować. Z upływem czasu teren zmieniał się na bardziej kamienisty, zaczęły się pagórki, ja natomiast miałam coraz większe problemy ze złapaniem oddechu. Dysząc, powoli wspinałam się na kolejną półkę skalną, widząc jak gęsta mgła stopniowo mnie otacza. Kątem oka zauważyłam kruka, który wyraźnie podchodził do lądowania. Jeszcze tylko jednej skok, Ivy... Wdrapałam się na coś przypominającego arenę umieszczoną na ściętym szczycie góry. Ptaszysko siedziało idealnie na jej środku, spoglądając na mnie, jednak nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Poczułam lekkie drżenie, a na podłożu zaczęły losowo zapalać się runy. Rozpoznałam alchemiczne symbole srebra, miedzi, złota, wody, ziemi i ognia. Każde z wymienionych świeciło na biały kolor, natomiast pozostała, zdecydowanie większa część emanowała czarną poświatą. Czarny kruk rozpiął skrzydła, podniósł głowę, a z jego gardła wydobyło się głośne wycie. Stałam przerażona, spoglądając na coś, co przypominało transformację, jak się później okazało... to słowo idealnie określało zmiany zachodzące w kruku. Przed moimi oczami stanął basior, początkowo go nie rozpoznałam... jednak on wiedział kim jestem. 
- Witaj Ivy, ty zdradziecki pomiocie - Wyszeptał podchodząc niebezpiecznie blisko. 
Momentalnie zerwałam opaskę, tworząc przy tym dziewięć kopii samej siebie. Dopiero, gdy skierowałam swój wzrok na samca, dotarło do mnie kim tak na prawdę był ten piękny ptak. Alfa mojej poprzedniej watahy stał przede mną... był tam we własnej osobie. Jego grzbiet obfitował w liczne cięcia, wyszarpane kawałki mięsa i nadpalone fragmenty skóry. Zaraz za nim pojawiła się kolejna wadera, również kojarzyłam ją z widzenia. Zza moich pleców wyszedł, a raczej wyczołgał się samiec, którego pozbawiłam życia za pomocą bomb... była to pierwsza ofiara ataku. Rozkazałam kopiom otoczyć mnie, sama natomiast zaczęłam tworzyć ładunki wybuchowe. 
- Masz naszą krew na łapach! - Krzyknął ktoś z tłumu. 
- Myślisz, że twój czyn był chwalebny?! 
- Zdradziłaś nas dwukrotnie! 
Czułam wyraźnie jak mój oddech przyspiesza, mało brakowało, abym całkowicie zatraciła się w oddychaniu i tak rozrzedzonym powietrzem. Każdy z wilków, które widziałam, zbliżał się nieuchronnie, natomiast moje kolny dość skutecznie powstrzymywały je przed atakiem za pomocą Igieł. Problemem nie była jednak ilość atakujących duchów, a fakt, że każdy atak klona pożerał moje własne siły. W pewnym momencie poczułam jak łapy zamieniają się w watę, natomiast obraz przed oczami czernieje. Gdy się obudziłam, instynktownie otworzyłam tylko jedno oko. Nadal leżałam we mgle, jednak po rozchyleniu skażonej powieki, moim oczom ukazały się zlane krwią, ranne, poharatane, a co najważniejsze, martwe pyski większości członków rodzinnego stada. Brakowało tylko jednej osoby, mojej matki. To właśnie ona była jedyną waderą, która nie przyszła aby mi się ukazać. Leżałam bezwładnie, nie miałam siły się ruszyć... każdy z moich klonów leżał spętany... 
- Żyj póki możesz, dziecko... - Wyszeptał martwy basior. - Żyj tak, abyś cieszyła się swoją marną egzystencją. Każdy z nas czeka na ciebie w innym miejscu. Po śmierci będziesz przeżywać męki pod naszym komandem! Doświadczysz tego, czego my doświadczyliśmy... A teraz śpij... 
Mówiąc to grupa samic podniosła moje sparaliżowane strachem ciało i cisnęła je w przepaść. Spadałam dość długo, nieraz obijałam się o skały... w chwilę przed uderzeniem coś błysnęło...
Były to promienie porannego słońca, wschodzące nad spokojną taflą wody. Czułam, że jestem zlana potem... serce biło mi jak oszalałe, natomiast ja sama w duchu zaczynałam się śmiać. Ponownie wyszłam z jaskini, wykąpałam się w chłodnym, płynnym lustrze dla całego świata, po czym ruszyłam zwiedzać tereny... tak jak miała to w planach. Tym razem jednak postanowiłam ominąć Orli Las... sama nie wiem z jakiego powodu.

QUEST ZALICZONY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!