poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Altheny - Obserwator (Quest #5)

Dzisiaj była wręcz piękna noc na spacer. Udało mi się odnaleźć Fallena i wyciągnąć go na spacer. Chciałam miło spędzić z nim czas, ponieważ ostatnio nie mieliśmy dla siebie go zbyt dużo. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, zmieniając temat z minuty na minutę. Czułam się, jakbyśmy trochę ogłupieli... Na szczęście przez cały czas byliśmy sami i nie musieliśmy krępować się przy reszcie... Nadal bowiem nie rozwiązaliśmy sprawy ujawnienia naszego związku... W końcu rozmowa zeszła również na klan
- Powoli dorównujemy reszcie, prawda...? – zapytałam, przybierając dumną pozę. Cieszyłam się, że rośniemy w siłę i że prędzej czy później będziemy w stanie pokonać wszystkie pozostałe klany
- Dokładnie. Myślę, że jest naprawdę nieźle... Weź bowiem pod uwagę, że nasi są tak jakby „wyszkoleni”. Są silniejsi, bardziej doświadczeni i bezwzględni... – odparł, nie patrząc na mnie. Spojrzałam na niego z ukosa, po czym do głowy przyszedł mi głupi pomysł. W jednej chwili rzuciłam się na niego z impetem, przez co – znowu – udało mi się go wywalić
- I kto tutaj jest silniejszy?! – zażartowałam, stając nad nim i uniemożliwiając mu podniesienie się z ziemi. Nim jednak się zorientowałam, on przewrócił mnie skrzydłem i zamieniliśmy się pozycjami. Chciałam zrobić to samo, ale nie miałam jak. Poza tym, nie korzystając z masy całego ciała raczej nie miałam szans tego dokonać
- No i co teraz powiesz...? – mruknął, a ja go polizałam. Zaśmialiśmy się oboje – Jak mnie przekonasz?
- Złaź, bo nas zobaczą!
- Prędzej czy później zapewne się dowiedzą... – odparł z nonszalanckim uśmiechem na pysku. Cieszyło mnie, że czuł się komfortowo w moim towarzystwie, ale naprawdę dziwnie bym się czuła, gdyby nas ktoś teraz „nakrył”. Choć mogłoby to być ciekawe...
- Mogę ich zawołać i będzie prędzej – powiedziałam przekornie, a on po chwili pozwolił mi wstać. Otrzepałam się, po czym cicho zaśmiałam
- Przekonywująca jesteś... – stwierdził, trącając mnie nosem. Odwzajemniłam czułość, po czym ruszyliśmy przed siebie. Kierowaliśmy się w stronę Opustoszałych Mokradeł. Tam usłyszeliśmy coś na kształt skrzeku. Był bardzo głośny i donośny, więc natychmiast się zatrzymaliśmy i spojrzeliśmy w górę. Nad nami leciał ogromnych rozmiarów sęp. Był on wyjątkowo ciemny, w życiu nie widziałam podobnego osobnika. Nagle w naszym kierunku zaczęło spadać coś jasnego, i oboje myśląc, że są to jego odchody, odsunęliśmy się na bezpieczną odległość. Ku naszemu zaskoczeniu jednak była to zwinięta kartka, która upadła tuż pod moimi łapami. Fallen od razu do mnie podszedł i oboje przyjrzeliśmy się tajemniczej kartce. Rozwinęłam ją, i naszym oczom ukazał się rozmazany napis „Jesteś obserwowana”. Spojrzeliśmy po sobie zszokowani i zbici z tropu. Nie wiem dlaczego, ale trochę mnie to wystraszyło...
- O co tu chodzi...? – szepnęłam. Chciałam odezwać się normalnie, ale tak trochę bardzo mi nie wyszło. Fallen nie wyglądał na zakłopotanego, tylko na złego – To nie twoja robota, prawda...?
- Nie... – mruknął, wciąż wpatrując się w kartkę – Wątpię, aby to była też sprawka kogoś z mojego durnego rodzeństwa, to nie w ich stylu... Zaszłaś może ostatnio komuś za skórę?
- Emmm... Był taki jeden... – odpowiedziałam, lekko tuląc uszy i odwracając wzrok. Pierwszy raz nie chciałam chwalić się, że kogoś zabiłam – Był...
- Ciekawych rzeczy się teraz dowiaduję... – mruknął, chyba niezbyt zadowolony – Ale tak jak mówiłem, to nie w ich stylu... Chyba, że próbują odwrócić od czegoś naszą uwagę...
- W co wątpię – dokończyłam za niego. Po chwili ciszy, lekki strach przeszedł bardziej w irytację. Po co to komu było? Jakaś durna zabawa w obserwację, podchody... Dlaczego ten ktoś nie może po prostu zaatakować?! Nie rozumiałam ich...
A jeśli to nie był żaden znany nam wilk...? Może to był ktoś spoza watahy, albo jakieś magiczne stworzenie...? Ale, z drugiej strony, co one miałyby akurat do mnie? Poza wysłaniem jednego do jakiegoś wymiaru, nic im nie zrobiłam... Poza tym, to też nie byłam ja, tylko to przeklęte oko...
- Ok Fallen, wydaje mi się, że już z naszego spaceru nici... Pozwolisz, że wrócę do siebie?
- Jesteś pewna, że nie chcesz zostać ze mną?
- Spokojnie, nic mi się nie stanie. A nawet jeśli, dam sobie radę. Aż taka słaba chyba nie jestem... – rzuciłam na odchodnym i ruszyłam w kierunku swojej jaskini. Chciałam o tym zapomnieć, jednak to nie dawało mi spokoju. Kto, lub co, to mogło być? Dlaczego padło na mnie? Nie byłam zbyt istotną postacią, nie liczyć mojego związku z Fallenem, o którym teoretycznie nikt nie mógł wiedzieć. A nawet jeśli, to to niewiele dawało, bo Fallena mógł nienawidzić każdy. No ale cóż... Z drugiej strony ekscytowałam się na myśl, że prawdopodobnie prędzej czy później wpadnę w jakąś pułapkę albo znajdę mojego Obserwatora i dojdzie do walki. Czułam, że to może być ktoś naprawdę silny i pokonanie go będzie prawdziwym wyzwaniem. Dawno nie walczyłam z nikim silniejszym ode mnie, i to było trochę dołujące. Nie chciałam ciągle polować na sarny i jelenie, to robiło się zbyt nudne... Chciałam zatopić kły w czymś większym, potężniejszym... Stoczyć prawdziwą walkę na śmierć i życie i ją wygrać. Po prostu chciałam zrobić coś, czego nie zrobił nikt inny. Chciałam wyróżnić się z tłumu, stać kimś, kto ma wpływ chociaż na parę rzeczy. Kimś, z kim trzeba się liczyć. Ale na razie wciąż byłam jednym z wielu graczy, pomimo moich starań...
Przemyślenia te zabrały mi całą wędrówkę do mojej jaskini. Nie wchodziłam do niej jednak, tylko ułożyłam się na wzniesieniu, które odpowiadało za jej sufit. Było stąd doskonale widać niebo, a o tej porze także znikający księżyc. Jego tarcza stawała się coraz ciemniejsza, zbliżał się nów. Nie lubiłam tego okresu, ponieważ moje moce były co prawda silniejsze ze względu na żywioł, ale ja sama czułam się słabo i dość niewyraźnie...
Wpatrywałam się w ciemne, gwiaździste niebo przez długi czas. Co kilka minut kładłam głowę na łapach, próbując zasnąć, jednak gdy tylko zamykałam oczy, słyszałam taki jakby warkot. Nie mogłam rozpoznać co to za stworzenie, ani czy to on, czy ona... I zaczęło być to denerwujące, ponieważ coraz bardziej chciałam zasnąć. W końcu jednak stwierdziłam, że to nie ma sensu. Najwyraźniej nie dane było mi się przespać i wypocząć...
Wstałam i ruszyłam przed siebie. Zamknęłam oczy i zamieniłam w cień. Kierowałam się w różne strony, nie obchodziło mnie, dokąd idę. Cały czas jednak w głowie widziałam obraz... Był on dobrze mi znany, ponieważ przed oczami wyobraźni miałam krajobraz Opustoszałych Mokradeł. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy tylko otworzyłam te prawdziwe, znajdowałam się w ów miejscu. Coś najwyraźniej musiało być na rzeczy...
W tej samej chwili usłyszałam głośny warkoto-pisk, od którego jeżyła się sierść i uszy bolały. Kojarzyło mi się to z rżeniem konia, który mógł mieć zmiażdżone płuca i był w tym czasie topiony (tak, takie skojarzenia są u mnie dość powszechne). Nie wiem dlaczego, ale zbliżyłam się ku lekko brudnej wodzie. Im bliżej niej byłam, tym wrzask stawał się częstszy i głośniejszy. Naprawdę mocno bolały mnie uszy i głowa, ale nie ustąpiłam. Chciałam wiedzieć, co to jest za stworzenie. Może to było to, na co czekałam...
Gdy tylko dostałam się na tyle blisko, że mogłam dostrzec swoje odbicie, usłyszałam chlust wody. W ostatniej chwili dostrzegłam w niej dwoje miętowo-piwnych oczu, a pół sekundy później w powietrze wybiło się coś, co wyglądało jak koń z wężowo-rybim, niby nie kończącym się ogonem. Nie miałam pojęcia, jak to coś mogło się bez problemu ukryć tuż przy brzegu, ale cóż...
Gdy tylko stworzenie osiadło na ziemi i mogłam je zobaczyć w pełnej okazałości, dostrzegłam, z kim tak naprawdę miałam do czynienia...
- Witaj, potworze... – zaskrzeczało Kelpie, raniąc moje uszy jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć, że znowu mam do czynienia z tym konio-podobnym czymś. Dlaczego to się uczepiło akurat mnie?!
- Czego ode mnie chcesz?! -  warknęłam, nie wiedząc, czego się spodziewać... Podobno Kelpie gustowało w szczeniakach, ale nie wiedziałam jak z dorosłymi wilkami... Nie chodzi o to, że się go lub jej boję, tylko mimo wszystko postać ta wywierała szacunek. Nawet dość nędzny wygląd nie przeszkadzał, aby biło pewnym rodzajem majestatu...
- Dowiesz się w swoim czasie... Jutro odwiedzi cię mój... Przyjaciel... Mam do ciebie sprawę, nie pożałujesz – syknęło Kelpie, po czym na powrót osunęło się do wody i zniknęło, choć wiedziałam, że nadal mnie obserwuje. Stuliłam uszy, po czym zaczęłam się cofać. Nie ufałam temu czemuś, i nie chciałam się odwracać, póki mokradła nie znikną mi z oczu. Dopiero wtedy odbiegłam do swojej jaskini...
Nie wiedziałam, czy powinnam mówić o tym Fallenowi. Nie podobało mi się to, ale z drugiej strony pobudziło to moją ciekawość. Nie mogłam się doczekać przybycia towarzysza Kelpie, chciałam dowiedzieć się, czego ode mnie chcą. To mogło być bardzo ryzykowne, ale przecież chciałam tego. Na pewno było coś, dzięki czemu zostałam „wybrana”. Może wcześniejsze wydarzenia miały z tym coś wspólnego? Moja przyszłość prezentowała się jak kalejdoskop – było wiele wariantów, każdy inny, ale równie ciekawy. Najmniejszy szczegół mógł teraz przesądzić o wyglądzie następnego wariantu. Nie spodziewałam się, że moje życie się tak potoczy. Ciągle trzymały się mnie dziwne wydarzenia, i wyglądało na to, że to dopiero początek przygody...
Ponieważ biegłam, dość szybko dostałam się do mojej groty. Dostałam się do środka, i od razu ułożyłam na posłaniu. Nie wiedziałam, o której godzinie przybędzie towarzysz Kelpie, więc musiałam być przez cały czas wypoczęta i gotowa do akcji... Z takim nastawieniem, dość szybko zasnęłam.

QUEST ZALICZONY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!