niedziela, 4 czerwca 2017

Od Altheny - C.D. Arcady'iego "Potencjalny obiad


Nie mogłam uwierzyć. To małe gówienko naprawdę myślało, że jest w stanie cokolwiek mi zrobić?! Ledwo poczułam, jak gryzie mnie w łapę. Natychmiast złapałam go za kark i wyrzuciłam w powietrze. Fallen natychmiast wzbił się w powietrze i z całej siły uderzył w tego idiotę. W mgnieniu oka przerył całym swoim ciałem po suchej i twardej ziemi. Wydawało mi się, że usłyszałam ciche chrupnięcie, co bardzo mnie ucieszyło. Nienawidziłam tych małych larw i cieszyło mnie ich cierpienie. Musiały dostać w skórę, aby czegokolwiek się nauczyć...
Powoli podeszłam do granatowej kupki sierści, triumfalnie się uśmiechając. Fallen wylądował tuż obok mnie, również krytycznie przyglądając się szczeniakowi. Poczwarka była jeszcze młoda, miał nie więcej niż 8 księżyców... Cały czas był jednak przytomny i próbował dźwignąć się na łapy, albo chociaż podnieść łeb. Ku naszemu zadowoleniu, jego starania z każdą próbą szły na marne. Najwyraźniej dość mocno oberwał... Ups, jaka szkoda...
- Naprawdę jesteś taki głupi, aby atakować napotkane wilki...? – warknęłam z politowaniem, obchodząc go dookoła i lekko przysypując go ziemią. Zaczął kaszleć, jednak nadal próbował wstać – Utopimy go, wrzucimy do lawy czy zakopiemy żywcem?
- Decyzja należy do ciebie, Then – odparł Fallen na moje pytanie. Ciężka decyzja... Gdybyśmy go zakopali, te ostatnie chwile życia spędziłby prawdopodobnie w panice, ale nie mogłabym przyglądać się, jak ta larwa marnie ginie. Znaczy się, nie uważam, że śmierć z naszej ręki jest czymś marnym! Po prostu chcę zaznaczyć, że takie coś nie zasługuje na coś godniejszego, np. śmierć w walce. Ale wracając, moglibyśmy wrzucić go do lawy. To byłaby dość bolesna, ale możliwe szybka śmierć. ZA szybka. A gdybyśmy go utopili... Umierałby trochę czasu i zdawałby sobie z tego sprawę, a dzięki przejrzystej wodzie moglibyśmy to obserwować. Dość dobry pomysł!
Bez słowa stworzyłam swój mroczny bicz i owinęłam koniec wokół jego szyi, po czym ruszyłam w stronę Wodopoju Grzeszników. Fallen od razu podążył za mną, nie oglądając się na tamtą larwę. Rozmawialiśmy, jak gdyby nic się nie stało – nie przeszkadzało nam nawet szuranie i ciche powarkiwanie tej kulki futra, za każdym razem, gdy trafiało na jakiś kamień. Po kilkunastu minutach niespiesznego marszu dotarliśmy do celu, a naszym oczom ukazało się charakterystyczne drzewo. Po chwili do naszych uszu dobiegł także cichy szum wody, który doskonale wyciszał i uspokajał...
Tuż przy brzegu przyciągnęłam szczeniaka bliżej siebie
- Wstawaj! – warknęłam, a on jakimś cudem wykonał polecenie, próbując jeszcze kłapnąć zębami. Zdecydowanie mu to nie wyszło i rozbawił nas tym, ale gdy tylko odwrócił od nas wzrok i spojrzał w kierunku wody, kopnęłam go w bok tak, iż wpadł do wody spory kawałek od brzegu. Nawet nie zdążył zaczerpnąć po raz ostatni powietrza, a już poszedł na dno. Ciecz w pobliżu miejsca jego położenia zaczęła zmieniać kolor na moją ulubioną czerwień – najwyraźniej po drodze „trochę” się poranił. Trudno, jemu to już i tak bez różnicy...
Jeszcze przez chwilę wpatrywaliśmy się w zwiniętą postać tej granatowej larwy, ale w końcu uznaliśmy, że już jest martwy i nie ma sensu tutaj ślęczeć. Już mieliśmy odejść, gdy usłyszeliśmy cichy plusk.
Ku naszemu zaskoczeniu – ba, to mało powiedziane – poważnie ranny szczeniak unosił się na powierzchni, a co w tym wszystkim najgorsze, nadal żywy! To nie miało prawa się wydarzyć! Już miałam powiedzieć Fallenowi, aby dobił tego szczeniaka – bo ja nie miałam jak, ponieważ nie chciałam zbliżać się do wody – gdy wyczuliśmy w pobliżu znajomy zapach wilka. Jeszcze Silenta tu brakowało...

< Arcady? <3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!