wtorek, 14 lipca 2015

Od Wintry'ego - Szczęście

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Rano zauważyłem, iż w jaskini nie ma Pavony. Nie zwróciłem szczególnej uwagi na inne wilki, chociaż nie wiem, czy któryś mnie nie wołał. Wybiegłem z jaskini kierowany rządzą głodu. Galopowałem w stronę lasu. Pod czas biegu rozłożyłem skrzydła, by wznieść się do góry. Świerze powietrze zamąciło mi we łbie, a zapach żywicy z nim splątany pozbawił mnie orientacji. Nim się spostrzegłem, najnormalniej w świecie uderzyłem w drzewo. Przejechałem po konarze zostawiając krwawy szlak.
- Cholera. - stęknąłem.
- Co... Oj Wintry, Wintry coś ty ze sobą zrobił? - usłyszałem znajomy damski głos.
- Heh, ja walnąłem w drzewo jak widać. - obróciłem się i zobaczyłem Pavonę.
- Chodźmy do jaskini, opatrzę cię. - chwyciła mnie za łapę i poszliśmy do miejsca spoczywania.
***
Po opatrzeniu rany usadowiłem się w koncie. Wadera wytargała coś zza kamulca na końcu jaskini. 
- Nie ma nikogo oprócz nas? - zapytałem bezmyślnie.
- Wilki mają inne rzeczy do roboty niż siedzenie w jaskini. - odpowiedziała nie obracając pyska.
Ciepłe słoneczne promienie przebijające zimną mgłę dostały się do mojego futra od góry. Padały akurat na miejsce największego zagłębienia w mym ciele. Z rozkoszą zamknąłem oczy. Zaraz przy uchu poczułem ciepły oddech, a po łapie łaskotały mnie pióra.
- Wiesz Wintry... - zaczęła wilczyca.
- Tak?
- Chcę ci coś powiedzieć. - zdziwiłem się nieco.
- Słucham.
- Znamy się dosyć długo, a ja... - zaczęło się robić ciekawie i dziwnie... - Ja się chyba w tobie zakochałam...
- Co...? - nie dochodziło to do mnie. Zerwałem się jak oparzony.
- No...
- Ty? We mnie?
- Yhym...
- Nie wiesz jak się cieszę! - przytuliłem waderę, a ta się uśmiechnęła.
- Ja też...
Jej oczy zalśniły pod wpływem łez szczęścia. Moje chyba też, ale teraz byłem skopiony tylko na tym co przed chwilą usłyszałem; wpatrywałem się w jej promienny uśmiech i roześmiane oczy. Przytuliłem ją jeszcze mocniej.
- Au, bo mi żebra złamiesz! - zaśmiała się, a ja ją puściłem.
- Kochana, nie mogę uwierzyć, że taki cud się stał. Ja... Ja bałem się ci to...
- Ale teraz już masz odpowiedź i nie ma się co czaić. - mrugnęła.
Serce łomotało mi jak młotek. Dopiero teraz zauważyłem, że samica przyniosła mięso.
- Jak chcesz to jedz, ja nie jestem głodna. - odpowiedziała na nie zadane pytanie.
- Dzięki.
Począłem jeść. Później wyszliśmy na zaśnieżoną łąkę. Niebo miało piękny, błękitny kolor. Było słychać z dala śpiewny ptaków oczekujących prawdziwej wiosny.

<Pavona?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!