sobota, 18 lipca 2015

Od Alois'a - C.D. Nani ''Z dziejów ja i mój mentor''

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Poprzednie opowiadanie

- Dokąd pójdziemy? Nauczysz mnie czegoś? A może jakiś trening? Na przykład bieg na przełaj. O albo, albo wspinanie na drzewa... Nie nie czekaj już wiem, już wiem, już wiem, walka wręcz!
Wziąłem głęboki oddech... . Ciekawe skąd to nagłe uczucie, że mój świat dosłownie rozlatuje się na kawałki? Ta mała wciąż coś mówiła... . W pewnej chwili usłyszałem:
- Tylko nie pływanie, nienawidzę tego.
Przystanąłem i spojrzałem na szczeniaka z zaciekawieniem. Czyżby bała się wody? Nagle wpadł mi do głowy pomysł na pierwszą lekcję.
- Chodź za mną. - Powiedziałem bez emocji. Właściwie to nie wiedziałem dokąd idę, lecz miałem nadzieję, że prędzej czy później natrafię na jakieś jezioro. Wreszcie się udało. Wszedłem do wody, sprawdzając jej temperaturę oraz czy jest w miarę bezpiecznie. Nani usiadła na brzegu i przyglądała mi się. Wyszedłem z wody i otrzepałem futro z jej nadmiaru. Podszedłem do najbliższego drzewa i usiadłem pod nim.
- Po co tu jesteśmy? - spytała wadera.
- To twoja pierwsza lekcja.
- A konkretniej?
- Odwaga. - Rzekłem z powagą.
- Nie rozumiem...
- Prawdziwą odwagą jest stawianie czoła swoim lękom i przezwyciężanie ich.
- I co mam niby zrobić? - spytała.
- Przełamać strach... - powiedziałem, lecz nie miałem pewności, czy ona boi się wody. Nani zdjęła bluzę i położyła ją obok mnie. Powoli weszła do wody. Stała w miejscu chyba pół godziny. Wreszcie zamoczyła się w wodzie po szyję i próbowała pływać. Udało się jej kawałeczek przepłynąć. Zaczęło się ściemniać.
- Wracajmy - powiedziałem, podając mokrej po sam nos waderze bluzę. Ruszyliśmy w stronę jaskini.
- Jak mi poszło? - spytała głosem pełnym entuzjazmu. 
- Przełamałaś się, a to dobry znak. - Rzuciłem nie patrząc na nią. Dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do środka i naszym oczom ukazał się Zorya.
- To jest Nani. Wybrała mnie na swego mentora, więc od teraz mieszka z nami - oświadczyłem patrząc na mojego współlokatora. Ten nic nie odpowiedział, tylko przeniósł swoje pozbawione jakichkolwiek emocji spojrzenie na małą. Ta lekko, prawie niedostrzegalnie skuliła uszy. Uśmiechnąłem się w duchu. Choć przyznam, że z jej perspektywy to musiało wyglądać jeszcze straszniej niż z mojej. Sam czasami miałem nieprzyjemne dreszcze od tego spojrzenia.
- Zorya. - powiedział głosem równie bezbarwnym jak wzrokiem. - Nie wszystkie nasze decyzje są w stu procentach trafne i właściwe - dodał. Spojrzałem na niego chłodnym, zabójczym wzrokiem, zdając sobie sprawę z ukrytej w jego wypowiedzi aluzji na temat mojej opieki nad tą małą.
- Chodzi o to, że jestem cała mokra? Nic nie szkodzi, futro zaraz wyschnie. - wyszeptała nie rozumiejąc znaczenia słów basiora. - Co będziemy teraz robić? - spytała patrząc na mnie.
- Teraz to ty pójdziesz spać.
- Jak to? Dlaczego? Przecież jeszcze nie jest aż tak późno. - Zapiszczała oburzona. Zignorowałem jej poirytowanie i dodałem:
- Jutro pobudka o 6:00, lepiej żebyś była wyspana, bo zabieram cię na trening gwardzisty, który pokaże czy będziesz się nadawała na gwardzistkę w dorosłym życiu.
Nie zwracając uwagi na komentarze Nani bez słowa położyłem się na swoim miejscu. Już zasypiałem, gdy nagle poczułem coś ciepłego tuż przy plecach. Odwróciłem łeb i ujrzałem małą.
- Tylko ograniczmy te przytulanki do minimum. - powiedziałem wstając i odchodząc od niej kilka kroków.
Wreszcie zasnęła. Siedziałem w bezruchu i przyglądałem się jej.
- Nie powinieneś rzucać jej na tak głęboką wodę - usłyszałem za plecami.
- Nic jej nie będzie - odparłem twardo.
- Alois, to jest szczeniak, a nie dorosły wilk - wycedził Zorya. - Nie możesz jej zabrać - dodał rozkazującym tonem. Rzuciłem się na niego i przycisnąłem do ściany. 
- Nie będziesz mi mówił, co mogę, a czego nie - syknąłem. - Nie zapominaj, kto jest twoim przełożonym. - Warknąłem i puściłem basiora. Ten zniknął w mrokach jaskini... . W końcu poczułem zmęczenie. Położyłem się i zasnąłem.

*Następnego dnia*

Równo o 6:00 obudziłem Nani. Ruszyliśmy w stronę lasu... Najpierw biegi na krótki i długi dystans. Potem brzuszki i pompki.
- Teraz wspinanie na drzewa - powiedziałem lekko zdyszany. Nani wybrała sobie drzewo i zaczęła się na nie wspinać. - Wyżej! - krzyczałem raz po raz, gdy wadera zatrzymywała się i patrzyła na mnie.
- Nie mogę! - odkrzyknęła wreszcie.
- Przełam strach!
W pewnym momencie zamyśliłem się i nie zwracałem uwagi na małą. Nagle rozległ się trzask łamanej gałęzi. Zdążyłem tylko zobaczyć jak Nani z hukiem ląduje na ziemi. Podbiegłem do niej przerażony.
- Mała! Ej mała! - wrzeszczałem delikatnie potrząsając waderą. - *Kurwa!* - przeklinałem w myślach. - *Co robić? Co robić?* - pytałem sam siebie. Postanowiłem zabrać ją do uzdrowicielki. Delikatnie podniosłem w pysk Nani i pognałem do jaskini Bet.
***
Wpadłem do środka i rozglądając się jak opętany, szukałem Makki. 
- Co się stało? - spytała wyłaniając się z mroku. Położyłem szczeniaka tuż przed nią. Wadera patrzyła przerażona, to na małą, to na mnie.
- Pomóż jej! - wrzasnąłem zrozpaczony, aż samica Beta lekko podskoczyła. - Przepraszam... proszę pomóż jej... - dodałem cichym i pokornym tonem, kuląc uszy.
- Dobrze. Wyjdź z jaskini. - Odparła spokojnie. Widać, że niewiele jest rzeczy, które wyprowadzają ją z równowagi. Wyszedłem z jaskini i chodziłem w kółko. Czułem, że mam przejebane za; Po pierwsze, niedopilnowanie małej i po drugie, za chamskie zachowanie wobec samicy Beta...

<Nani? Makka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!