- Dobrze! Skoro tak bardzo tego chcesz, wynoś się! - Krzyknęła mama, po czym podeszła do mojej postaci, skulonej pod ścianą naszej jaskini i złapała mnie za skórę na karku, na co zapiszczałam, gdyż bardzo to bolało, a ja byłam młodziutka i delikatna, ważąca niewiele jak na swój wiek, który wynosił około dwa tygodnie. Trzymając mnie w powietrzu, wzięła zamach i rzuciła mną z całej siły, co spowodowało kilkumetrowym lotem i twardym lądowaniem na kamiennym podłożu, mokrym od lejącego przez cały dzień deszczu, przed jaskinią. - Żebym cię tu więcej nie widziała!
Skuliłam się i piszcząc z bólu, ułożyłam się w miarę wygodnie na kamieniach, jednak coś, a raczej ktoś, nie pozwolił mi na zaśnięcie. Mama dokończyła szarżę i rzuciła się na mnie, odrywając mi kawałek ucha. Odbiegłam na chwiejnych łapkach w stronę zagajnika, schowałam się w zajęczej norze i tam wypłakałam się. Myślałam, że mamusia mnie kocha, jednak okazało się inaczej. Gdyby tatuś interesował się mną i swoją partnerką choć trochę, zapewne by to tak nie wyglądało. Tego dnia pokłóciłam się z mamą o jedzenie, którego nawet nie miałyśmy i musiałam ponieść konsekwencje za to, że byłam bardzo głodna. Zjadłam to, co zające miały w norze, czyli jakieś rośliny łatwe do pogryzienia albo połknięcia w całości nawet dla mnie, a po zakończeniu tej czynności, sprawdziłam czy dalej pada, wystawiając głowę przed jaskinię. Na całe szczęście zaczęło się już przejaśniać, a deszcz nie kapał na moją głowę, więc poczłapałam w stronę ścieżki, którą odchodził tata, kiedy zostawiał mnie z mamą. Po około godzinie pokracznego marszu w moim wykonaniu, doszłam na rozstaje dróg, gdzie uparcie próbowałam rozpoznać zapach taty, którego niestety nie znałam zbyt dobrze, ponieważ był z nami zbyt mało czasu. Postanowiłam więc zaryzykować i poszłam w prawo, w stronę iglastej części lasku. Po niedługim czasie maszerowania przerywanego krótkimi postojami na odpoczynek, z każdą minutą zaczynało być mi coraz chłodniej. W końcu, po około trzech godzinach marszu i godzinie odpoczynku, coś białego, o ciekawym kształcie i konsystencji, bardzo delikatnego i małego, spadło na mój czarny nosek, na co kichnęłam, strzepując puszek. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam, że tego puszku jest dużo, dużo więcej.
- To ten śnieg, o którym rozmawiali mama i tata dzień przed kłótnią. - Stwierdziłam, kiedy wskoczyłam z zaspę i spotkałam się z niesamowitym uczuciem chłodu, do którego po jakimś czasie się przyzwyczaiłam. Znalazłam niewielki kamień, który wystawał ponad białą kołdrę przykrywającą grunt. Uznałam, że czas na drzemkę, więc położyłam się na kamień, myśląc, że jeszcze nie spałam na niczym innym niż właśnie tego typu twarde kamienie. Ten był zdecydowanie najwygodniejszy, choć zaczynało mi już przeszkadzać zimno i fakt, że ktoś gdzieś blisko warczał i buszował w krzakach, robiąc przy tym niewyobrażalny hałas. Kiedy przyzwyczaiłam się również do tego, nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Żaden mały wilk nie chciałby się obudzić w takiej sytuacji, w jakiej mi przyszło to zrobić, bo gdy otworzyłam swoje sklejone i zaspane, dwukolorowe oczy, zobaczyłam tuż przed sobą niedźwiedzia, który był sprawcą tego hałasu, przez który nie mogłam zasnąć przez jakiś czas. Krzyknęłam przeważona i w panice schowałam się za kamieniem, ale niedźwiedź czuł moją obecność i nie był głupi. Słyszałam, że do mnie podchodzi, więc zamknęłam oczy, aby nie patrzeć na to, jak będzie rozrywał moje ciało na kawałki. I w chwili, kiedy jego pazury już mnie dotykały, pozostawiając kilka krwawiących zadrapań, niedźwiedzia porwało coś znacznie większego i uniosło wysoko w górę, po czym poleciało z nim daleko, gdzie mój spanikowany wzrok nie sięgał. Nie wiedziałam co to było, chociaż widziałam to dokładnie: to była puma z gigantyczną głową orła. Niestety, przez swoje dwa tygodnie życia, nauczyłam się rozpoznawać tylko zwykłe zwierzęta, bo jak twierdziła mama, wiedza o potworach mi się nie przyda, bo po co mam wiedzieć, co mnie zjadło. Przytuliłam się bliżej kamienia, chcąc się schować przed ewentualnym zagrożeniem ze strony czegokolwiek na tym terenie. Nawet takie zachowanie nic nie dało, gdyż to dziwne zwierzę wróciło po mnie i bez trudu wsadziło dziób pod kamień, zręcznie mnie chwytając. Zaczęłam płakać, bo wiedziałam, że nie mogę się obronić, bo jestem za słaba i nie mam mocy, a nikt nie przyjdzie mi z pomocą. Myliłam się.
- Zostaw ją, paskudo! - Usłyszałam w oddali, a po chwili zauważyłam dwa wilki, które już były w trakcie skoku na gryfa. Schowałam się pod kamieniem i trzęsąc się ze strachu, modliłam się o to, aby wilkom się udało. Gdy walka, albo przynajmniej jej dźwięki, ustała, zobaczyłam coś, co zapamiętam do końca życia. Oraz przedstawiający nie jednego, a dwa wielkie, dziwne zwierzęta, a dalej dwa wilki, całe pokryte krwią i... już zimne. Kiedy dotknęłam moich wybawicieli, chcąc sprawdzić ich puls, przeszedł przeze mnie lodowaty chłód. Nie żyli. Padłam na ziemię i zaczęłam głośno łkać, a po około minuty płakałam, wciąż zadając głośne i rozpaczliwe pytania w stronę wszystkiego, co mnie otaczało. Przytuliłam się do jednego z wilków, i w chwili kiedy moja łza skapnęła na jego futro, moim oczom ukazał się niezwykły obraz, którego nie chciałam sobie wyobrażać:
Kiedy obraz zniknął, a moim oczom znów ukazał się brązowy wilk, otrzymałam jakby wiadomość w głowie, która rozniosła się po niej echem. Brzmiała tak:
- Zawsze będziemy cię chronić, Cloud.
Zastanawiałam się skąd znają moje imię... Może to wszystko była zasługa przeznaczenia? Poszli na obchód terytorium i spotkali mnie w opałach, bo tego chciał los? I poświęcili za mnie swoje życie? Miałam szczęście, ale do końca życia będę miała na sumieniu te dwa wilki, które były prawdziwymi bohaterami, ratując mnie, jak się okazało nieco później, przed parą gryfów. Nie chciałam się nad tym teraz zastanawiać, gdyż byłam bardzo zmęczona podróżą i wrażeniami. Wtuliłam się w miękką sierść brązowego wilka i wycierałam w nią kolejne łzy, które cisnęły mi się do oczu, gdy tylko to zrobiłam. To nie tak miało być... Znów zaczęłam płakać coraz głośniej nad losem moich wybawicieli, a wtedy usłyszałam szmer za sobą.
< Lost In Dreams? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!