środa, 22 lipca 2015

Od Demona - Miłość życia, czyli jak tu dotarłem

Po rozkazie rodziców w ramach ochrony, ja wraz z czterema moimi braćmi odeszliśmy z watahy. Po kilku dniach wędrówki rozeszliśmy się. Ja skierowałem się ku północy pogrążając w samotności i rozpaczy. Co noc wyznaczałem sobie nowe cele i granice ciągle dążąc do nich. Pewnego dnia rozmyślałem nad dalszym losem, byłem tak zamyślony iż nie zauważyłem dwóch walczących samców. Stanąłem i wpatrywałem się z ukrycia. Była to walka na śmierć i życie, o honor, terytorium i przewagę. Wygrany basior podszedł do młodej, nieprzytomnej wadery leżącej na ziemi, i chciał ją zgwałcić. Chciałem ją ratować i poruszyłem się, zwracając jego uwagę. Gdy go ujrzałem chciałem uciekać, lecz ten zauważył mnie i zranił. Po tym zagroził mi i wymazał z pamięci różne, niewłaściwe fakty, w tym imiona rodziny, a jego zamiarem było wymazanie mi z pamięci tej walki. Po wykonaniu swojego zadania jeszcze raz podszedł do nieprzytomnej wadery i brutalnie ją zgwałcił, a po wykonaniu zadania śmiertelnie ją zranił, dodatkowo kopiąc ją. Ja bezradny leżałem półprzytomny na ziemi nie mając sił by się ruszyć. Gdy tylko odszedł pozostawiając mnie i ranną waderę, natychmiast ostatkiem sił ruszyłem w jej kierunku. Przygotowałem wywar z ziół po czym ją uleczyłem. Ta po kilku minutach oprzytomniała i spytała:
- Gdzie ja jestem?
- Jak widać w lesie. - odpowiedziałem tym samym ciesząc się iż żyje.
- A co tu robię?- spytała jeszcze bardziej zaskoczona.
- Tego nie powiem, ponieważ sam zjawiłem się tu przed chwilą. - odparłem ukrywając ból.
- Kim ty jesteś?
- Jestem Demon, ale nie bój się, nie chcę cię skrzywdzić.
- Możesz mi powiedzieć co tu się stało? Skąd ta krew?
- Walczyły ze sobą dwa samce, a wygrany chciał cię zgwałcić.
- I co dalej?
- Ja mu na to nie pozwoliłem. Niestety zaatakował mnie i znów przystąpił do gwałtu. Ja nie mogąc się ruszyć patrzyłem na jego czyny.
- Dlaczego się poświęciłeś? Przecież mogłeś zginąć!
- Nie lubię się poddawać i patrzeć na takie rzeczy. Nie mogłem na to pozwolić. - odparłem coraz mniej silny.
- Spokojnie, rozumiem twój czyn. Jesteś zdolny do poświęceń. - mówiła delikatnym głosem.
- Wybacz, że dałem mu za wygraną i nie rzuciłem się na niego ponownie.
- Wybaczam Ci.
- Dziękuję, gdybym tylko mógł cofnąć czas... - odparłem bezsilnie.
- Przywyknę do tego...
- Do gwałtu... nie da się... przywyknąć... - odparłem osuwając się na ziemię.
- Przecież ty jesteś ranny! - wykrzyknęła, po czym nachylając się wzięła mnie za futro.
Obudziłem się w jaskini, jak się później okazało była to jej jaskinia. Siedziała obok mnie czekając aż się ocknę, powiedziała, że straciłem przytomność. Też znała się na lekarstwach i najwyraźniej była medyczką. Uleczyła mnie tak jak i ja ją. Już wiedziała czemu ją uleczyłem, sam będąc ranny. Po chwili przedstawiła mi swą babcię, miłą waderę. Ta patrząc mi głęboko w oczy przepowiedziała mi, że odmienić mnie może tylko prawdziwa miłość. Wyruszyłem w dalszą podróż serdecznie dziękując. Podróżowałem około dwa miesiące pogrążając się w samotności i spotykały mnie nowe przygody. Z pustką w sercu przemierzałem tereny watah, gdy pewnego dnia dostrzegłem białą postać. Była to młoda, uskrzydlona wadera. Szła pogrążona w myślach tak jak ja, była samotna, najwyraźniej czegoś szukała. Patrząc na nią stałem jak wryty, byłem w niej tak zauroczony, że przypadkiem zatrzepotałem skrzydłami. Odwróciła się w moim kierunku, a gdy mnie dostrzegła popatrzyła tak, jakby zobaczyła ducha. Po chwili zemdlała. Zaniosłem ją do pierwszej lepszej jaskini, gdzie zaczekałem, aż odzyska przytomność. Ocknęła się po kilku minutach.
- Ja Cię widziałam! - wykrzyknęła.
- Tak? Ja Ciebie nie. - odrzekłem.
- Widziałam Cię we śnie! - krzyknęła pełna entuzjazmu.
- Super! A mogę wiedzieć jak Ci na imię?
- Wybacz... Crystal jestem, a ty?
- Jestem Demon, miło mi Cię poznać.
- Mnie też miło... - odparła z rumieńcem na pysku. Po tej rozmowie nie mogąc się opanować przemieniłem się, ujawniając prawdziwe, naturalne oblicze. 
 - *Chyba się zakochałem...* - pomyślałem- *Ale nie mogę posuwać się za daleko.*
- Demon, co Ci jest?- spytała przerażona Crystal.
- Wybacz, nie kontroluję uczuć i tak wychodzi...
- Jakich uczuć?
- Kiedyś taki byłem, spotkałem wilczycę w której się zakochałem, a gdy ona odrzuciła me uczucia przemieniłem się w to dziwadło, a pewna wadera powiedziała, że odmienić może mnie tylko prawdziwa miłość, przed której obliczem na chwilę staję się normalny. - wytłumaczyłem.
- Rozumiem, chodź.
- Gdzie idziemy?
- Przed siebie! - powiedziała Crystal. Jak się później okazało, szliśmy do watahy jej pochodzenia, do Watahy Krwawego Wzgórza. Zatrzymywaliśmy się w jakiejkolwiek jaskini na nocleg, a potem ruszaliśmy w trasę. Pewnego słonecznego dnia, gdy wracałem z polowania niosąc zdobycz usłyszałem piski i krzyki. Był to głos wadery i trzy inne głosy. Podchodząc bliżej zobaczyłem Crystal i trzech basiorów, najwyraźniej mieli oni złe zamiary. Byłem przerażony patrząc na to zdarzenie. To byli zwykli zboczeńcy! Jeden uciskał jej tylne łapy, drugi ją podduszał a trzeci zaczął się do niej dobierać. Nie mogłem w to uwierzyć. Oni chcieli się nią zabawić, a potem zostawić na pastwę losu! Rozpoznałem z nich jednego, czarny basior z błękitnymi runami na sierści dobierający się do Crystal okazał się być tym samym basiorem, który zgwałcił, a potem zranił i zostawił waderę, którą uleczyłem. Zaatakowałem od tyłu podduszającego Crystal basiora, a ona w obronie własnej sypnęła skrzydłem piachem w oczy zboczeńcowi dobierającemu się do niej. Natychmiast rzuciłem się na uciskającego jej łapy, a gdy go zabiłem rzuciłem się z całej siły na czarnego basiora. On znów powalił mnie na drzewo, lecz tym razem się nie poddałem i resztkami sił podniosłem się tym samym władając jego ciałem tak, że popełnił samobójstwo rzucając się w przepaść. Po kilku męczących dniach podróży usłyszałem płacz Crystal leżącej nad jeziorem. Patrząc na wielkie, szkarłatne łzy spływające po jej pięknej, lśniącej sierści usiadłem obok niej, próbując uspokoić. Gdy już trochę ochłonęła usiadła naprzeciw mnie i patrzyła swymi wielkimi oczyma, spojrzałem jej głęboko w oczy a delikatny uśmiech zagościł na mym pysku. Odmieniłem się i nie mogąc zapanować nad uczuciami pocałowałem ją czule. Ta chwila była tak cudowna, iż chciałbym aby trwała wiecznie. Całowaliśmy się dalej, a jej piękne, błękitne dotychczas oczy zalały się purpurą. Nastała noc, lecz nam nic nie przeszkadzało i pomimo panującej ciemności ciągle się całowaliśmy, a biała wadera w której zakochałem się nad życie powoli wtulała się w moje futro. Bardzo bym chciał aby ta chwila trwała wiecznie, lecz wszystko się kiedyś kończy. 
- *Godząc się na partnerstwo, godzisz się na wszystko. Pamiętasz?* - przekazała mi Crystal telepatycznie, jakby znając moje myśli.
- *Wiem, kochana* - odparłem także przez telepatię, nadal ją całując.
- *I pamiętaj, że zostaniesz moim partnerem już na zawsze.*
- *Oj nie wymądrzaj się już tylko się zgódź!* - odpowiedziałem ciesząc się.
- *A zatem rozpoczynamy wspólną drogę życia!* - krzyknęła entuzjastycznie moja partnerka.
- *Świetnie! A teraz może dokończymy to co zaczęliśmy?*- zażartowałem.
- *Niech będzie!* - odpowiedziała Crystal śmiejąc się. Ta noc nie była nocą straconą, to była najwspanialsza noc! Gdy tylko zaświtało od razu wyruszyliśmy w drogę, śmiejąc się i żartując. Po pół godziny dotarliśmy do Watahy Krwawego Wzgórza i natychmiast poszliśmy do Star, alfy tej watahy, którą Crystal darzy niezwykłym szacunkiem. Gdy tylko zostałem przyjęty, wyszedłem na zewnątrz radując się, że zostałem przyjęty. Potem Crystal poszła do alfy, a ja zaczekałem. Po chwili wyszła moja partnerka, a wtedy ruszyliśmy w stronę jaskini mojego zamieszkania jak i zarówno jaskini zamieszkania Crystal. Tam zastaliśmy jej przyjaciółkę, Sheirę. Gdy Crystal mnie z nią zapoznała poszliśmy całą trójką w obchody po terenach mojej nowej watahy. Po drodze spotkaliśmy miłego, łaciatego basiora, Zaina i wszyscy ruszyliśmy w drogę. Nie mogłem nacieszyć się myślą zdobycia partnerki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!