W chwili gdy wilk wypowiedział słowa kończące jego monolog przystanąłem, a Patton mnie minął. Na moim grzbiecie zaczęły pojawiać się małe kryształki lodu, które po połączeniu ze sobą dawały złudzenie optyczne przypominające zbroję. Samiec beta przystanął i obrócił łeb w moją stronę.
- Wiesz Patton'ie, nie wiem czy mam się cieszyć ze słów, które usłyszałem czy raczej żałować.
- Co masz na myśli?
- Wiem, do czego jesteś zdolny. To przyczyna mojego rozdarcia.
- Wiesz?
- Tak. Ale o tym porozmawiamy kiedy indziej. Powiedz, wolisz unikać wilków i raczej nie będzie Ci przeszkadzało to, iż spotkamy obcych?
- Dlaczego się o to pytasz.
- Na północ od nas w śniegu leżą dwa basiory. Obserwują nas od dłuższego czasu. Jeśli nie zmienimy kursu wpadniemy na nich , nie znasz ich zamiarów.
Patton popatrzył w stronę, którą wskazałem łapą po czym wzruszył ramionami.
- Ja tam nikogo nie widzę.
- Nie słyszysz ich? Jeden musi być ranny. Dyszy jakby miał przebite płuco.
- Słyszę tylko wiatr...
- Pozwól, że pomogę. - Mówiąc to położyłem łapę na łbie basiora i wszedłem w jego umysł. Kilka chwil zajęło mi wzmocnienie słuchu bety. Gdy tylko udało mi się to zrobić zerknąłem na jego pysk. Był skupiony i widać było po nim, że usłyszał owych nieznajomych.
Zabrałem łapę z jego łba co poskutkowało powrotem wszystkiego do stanu pierwotnego.
- Jak ty to...?
- A jak to jest być demonem i wilkiem w jednym ciele? - Przerwałem pytanie.
- Skąd to wiesz?
- Jeśli ktoś potrafi się zmienić w jedno z tych stworzeń, wyczuje prawdziwego demona.
- Powinienem jeszcze coś wiedzieć?! - Zapytał lekko poirytowany.
- Tak, musimy zmienić kierunek. Jesteśmy na terenach jakiejś watahy.
- Za dużo wiesz i wydaje mi się to podejrzane.
- Myślałem, że ufasz gammie.
- Ufałem.
- Posłuchaj, albo podejmujemy walkę albo zmieniamy kierunek. Pamiętaj, że jesteśmy na ich terytorium.
- Obejdźmy ich, ale spróbujmy wyrobić się przed tą burza.
- Jasne. - Wydusiłem z siebie odwracając pysk i gapiąc się w słońce. - Chodź.
***
Obejście owego punktu spornego zajęło nam znacznie więcej czasu. Nieznajomość terenu i najszybszej drogi spowodowały, że utknęliśmy gdzieś w górach. Na dodatek w środku zamieci śnieżnej.
- Musimy znaleźć jakąś jaskinię, inaczej tu zamarzniemy. - Zawołał Patton wlokąc się za mną. Brodziliśmy w śniegu tak głębokim, że połowa naszego ciała była pod, a druga nad powierzchnią lodowego puchu.
- Wiem, ale nic nie widzę. Podejrzewam, że wszedłbym na skałę i zauważyłbym ją dopiero uderzając w nią łbem! - Zawołałem odwracając się w stronę mojego kompana.
- Silence, potrafisz stworzyć coś z lodu? Coś na wzór pryzmatu, tylko że pustego w środku.
- Spróbuję, ale nie obiecuję, że mi się uda.
Po kilku próbach stworzyłem coś na wzór wielkiej, lodowej żarówki. Podałem wytwór Patton'owi, a ten wrzucił do środka kulę ognia, co przyniosło efekt w postaci prowizorycznej lampy. Gdy tylko samiec zbliżył się do mnie i oświetlił przestrzeń przed nami, dostrzegliśmy upragnioną wyrwę w skale. Popędziliśmy do środka, a gdy już byliśmy wewnątrz, rozpaliliśmy ognisko i odłożyliśmy torby pod ścianę. Ze swojej wyciągnąłem liście tytoniu i siedząc przy wyjściu zacząłem robić papierosa. Gdy skończyłem odpaliłem go i zaciągnąłem się dymem.
- Patton. - Przerwałem wypowiedź i wypuściłem szarą chmurę - Nie było ku temu okazji, ale wiedz, że też Cię lubię.
Po tych słowach odwróciłem się w stronę z której wpadał chłód.
< Patton? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!