Ranek zapowiadał się jak każdy inny, czyli z kiepskimi warunkami atmosferycznymi, głównie śnieg i burze śnieżne. Kiedy Silence się obudził i otrzepał ze śniegu, który napadał na niego przez noc, podszedłem do niego.
- Chcesz zwiedzać w taką pogodę? - Zapytałem. - Mi to nie przeszkadza, ale nie wiem jak z Tobą. Dzisiaj powinna być burza śnieżna, około osiemnastej.
- Trudno. - Odpowiedział beznamiętnie.
- Dobrze. Proponuję najpierw zjeść śniadanie, a następnie ruszać w drogę.
- Podoba mi się ten pomysł. - Rzekł i zabraliśmy się do jedzenia, wyciągając z toreb jedzenie, które zostało przygotowane przez nasze partnerki, Makkę i Dilettę. Po posiłku udaliśmy się na północ. - Ciekawe na terenie jakiej watahy teraz jesteśmy...
- Możliwe, że jesteśmy na terenie niezależnym. Powiedz, co jeśli spotkamy jakieś wilki?
- To zależy. - Odparł. - Jeżeli będą wrogo nastawione, nie będziemy im dłużni. Jeśli będą mili, może przyczynimy się do zawiązania nowego sojuszu?
- Może. - Urwałem. - Na ile starczy ci jedzenia?
- Jeszcze na kilka dni. Potem będziemy musieli zacząć polować, bo z całą pewnością ty masz go podobną ilość. - Rzekł.
- Musimy się pilnować, aby nie polować na terenie innych watah. Wtedy możemy rozpętać nawet wojnę. Ale przecież nie muszą o niczym wiedzieć...
- Heh, jeżeli będą wiedzieli, pozbawimy ich nie tylko wiedzy. - Uśmiechnął się.
- Wiesz co Silence? Krótko się z znamy i stosunki między nami są nijakie, ale lubię cię.
< Silence? Nie wyszło, wiem... ;-; I przepraszam, że krótkie, ale ciężko się ponownie wczuć w temat >
Dopisek od administratora bloga: Tak, postanowiliśmy wskrzesić niby wygasły temat. Ale kto powiedział, że nie można dokańczać opek sprzed kilku miesięcy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!