Kiedy już miałem zaczynać swoją opowieść, która miała być kontynuacją opowieści mojego brata, przypomniało mi się, że zapomniałem momentu, na którym skończył.
- Poczekajcie... Zack, na czym skończyłeś? - Zapytałem.
- Na tym, kiedy zasnąłem w pniu. - Odpowiedział.
- Aha. Tak na marginesie, wyglądałeś wtedy jak przygłup.
- Wiem. - Uśmiechnął się. - Nie gadaj, tylko opowiadaj alfom o naszej ''przygodzie''.
- Dobrze, dobrze. Wracając zatem do opowieści...
Zack przeżył to bardziej niż ja. Jako starszy brat, musiałem zachować zimną krew...
***Retrospekcja - 1 miesiąc wcześniej***
Widząc, że Zack zasnął, przewróciłem oczami i westchnąłem głośno, wypuszczając z moich ust parę.
- Rozumiem, że to ja biorę pierwszą wartę... - Mruknąłem. Przez kilka godzin nie zmrużyłem oka, patrząc jak mojemu bratu cieknie po pysku ślina, słuchając jak chrapie, czując jego oddech na swoim pysku i śmiejąc się z tego, że wyglądał wtedy tak zabawnie. Szturchnąłem brata delikatnie, a ten obudził się.
- Czego? - Zapytał, przeciągając się. Spał kilka dobrych godzin, podczas których ja go pilnowałem i jeszcze marudzi? Niedoczekanie.
- Idę na polowanie. Masz nie spać i pilnować pnia. Nasze moce nie działają, sprawdzałem. Muszę zdać się na własne zmysły.
- Co ty, Angeal, zwariowałeś? Przecież zawsze trzymamy się razem... To nasza odwieczna zasada. Nie pozwalam ci iść samemu.
- Ale wtedy stracimy pień, naszą jedyną ochronę przed tym śniegiem.
- I co z tego? - Zapytał. Zachowywał się jak małe dziecko, chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. - Poza tym, musimy wypatrywać znaków od innych wilków. Podejrzewam, że wszyscy się rozdzieliliśmy... To co, idziemy?
- Tak, chodźmy. - Odpowiedziałem ochoczo. Nie wiem, dlaczego się zgodziłem. Przemierzając tereny znaleźliśmy zamrożoną na kość padlinę. Była to samica łosia, tak zwana klępa. Wlekliśmy ją za sobą, poszukując schronienia.
- Angeal, patrz! - Krzyknął Zack, porzucił naszą zdobyczy i pognał przed siebie. Przewróciłem oczami, wymruczałem pod nosem to, co chciałem wymruczeć i pociągnąłem nasz posiłek, podążając za Zackiem prosto w białą zamieć. I nagle zobaczyłem jaskinię, która osłaniała nas od wiatru.
- Zack, kocham cię. - Powiedziałem.
- Nie dziękuj. - Uśmiechnął się.
Nie liczyłem ile dni przesiedzieliśmy w tej jaskini, ale oszczędzaliśmy jedzenia i starczyło nam na długo. Dzięki niskiej temperaturze nie zepsuło się tak szybko. Pewnego dnia opuściliśmy jaskinię i wędrowaliśmy po watasze kolejne trzy. I wtedy oślepiło nas światło. Pobiegliśmy w jego stronę, gdy tylko powrócił nam wzrok. I tak odnaleźliśmy resztę naszej watahy, która również się tam zbiegła.
***Powrót do rzeczywistości***
- Ciekawe co by się stało, gdybyście się wtedy rozdzielili... - Uśmiechnął się Gustaw.
- Nie wiem. Ale od tamtej pory nie opuszczamy siebie na krok. - Odparłem.
- Czyli nic się nie zmieniło. - Rzekła Star.
- Nie. - Mruknąłem i położyłem się obok brata, grzejąc się przy ognisku. Przypomniałem sobie jak bardzo pragnąłem takiego ciepła, kiedy ten dureń ślinił się podczas snu... Jak dobrze być w domu, wśród swoich, i nareszcie porządnie się wyspać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!