sobota, 1 sierpnia 2015

Od Amaranth - C.D. Path'a ''Rysy na szkle, czyli jak tu dotarłam?''

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


- Oczywiście, że mogę iść sama! - prychnęłam w kierunku wadery, która pomogła mi wstać - nie chcę narzekać, ale macie zajebisty komitet powitalny! - to powiedziawszy, schyliłam się i z łzami w oczach przyjrzałam się złamanej strzale
- Wybacz mi tę niedogodność, koniec końców bronił naszych terenów, ale... - tu podniosła ton, aby idący na przodzie basior również to usłyszał - nie trzeba było przesadzać! - po tych słowach, jeszcze raz spojrzała na mnie - Czy strzała była cenna?
- I to jak... - rzuciłam, powstrzymując krzyk. Mama podarowała mi ją na trzecie urodziny. Miesiąc przed tym, jak zginęła w pożarze. Potrząsnęłam głową, nie zamierzałam opowiadać nikomu o wartości moralnej moich bełtów.
- Nasi najlepsi magowie postarają się ją odtworzyć, jeśli na to pozwolisz - westchnęła robiąc krok w kierunku wilka, którego nazwała Path'em oraz drugiego, tego, z którym przybyła
- Tej strzały nie da się już naprawić. Zawierała pióra ruka, była unikalna. - warknęłam, zbierając drzewce i wrzucając je do kołczana.
- Ruka? - zapytała Alfa - Albo zaraz, czuję, że odbiegamy od głównego tematu... - jej ton stał się bardziej stanowczy - jak masz na imię?
- Amaranth - odpowiedziałam krótko. Super. Szykuje się przesłuchanko. 
- Ja jestem Star, Alfa Watahy Krwawego Wzgórza, reprezentującej Elektryczność...
- To już wiem - wtrąciłam
- Och, w takim razie poznałaś już Path'a, członka Watahy, którego zaatakowałaś. Drugi wilk, to mój brat, Diesel.
- Skądś znam to imię. - zauważyłam, a niebieski wilk odchrząknął, jakby speszony. Koniec końców, nie jeden Diesel chodzi po ziemi.
Star siknęła głową, przechodząc do dalszych pytań:
- Widać, że doskonale wiesz jak obchodzić się z łukiem. Interesuje cię pozycja łucznika stopnia wyższego bądź niższego?
- Stopień wyższy? - zadrżałam, a nadzieja ponownie zakwitła w moich oczach - istnieje takie stanowisko?
- Owszem. Przynajmniej w naszej Watasze.
- Cóż, w takim wypadku bardzo chętnie je przyjmę. Pochodzę z Watahy Podniebnej Krainy, gdzie piastowałam stanowisko Przywódcy Łuczników. Możesz mi wierzyć, nie zawiodę w kwestii strzelectwa. 
Skinęła głową, najwyraźniej zadowolona moim ożywieniem, związanym z funkcją w Watasze.
- Mogę zapytać, czy masz jakieś szczególne upodobania? 
- Uważam, że odpowiedź jest dość prosta - zaoponowałam - ale poza strzelectwem, śmiało można mnie nazwać nocnym markiem i wielbicielem gier video.
- Jakaś ludzka technologia? - zapytała marszcząc czoło. Dwa basiory nadal szły przed nami.
- Nie, skąd. Jak zapewne wiesz, każdy prawdziwy, z naciskiem na "prawdziwy", mag był kiedyś smokiem. Kiedyś mój ojciec zabrał mnie na turniej. Dokładniej Igrzyska, na których udało mi się przeżyć. Nagrodą były trzy strzały z piórami feniksa, śmiertelnie groźne, dwie z amarantowym ostrzem, te zresztą też, oraz jedna wydzielająca opary smoka Grlulasa, jedynego smoka, którego trucizna jest tak groźna, że zabija po pierwszym oddechu. No, i oczywiście losowo wybrany sprzęt. Dostałam konsole, którą bardzo lubię. 
- Niesamowite. Nie wiedziałam o aż tylu odmianach strzał. I że w ogóle są takie groźne. - uśmiechnęła się, zadowolona.
- Och, jest ich dużo więcej! - zawołałam, ciesząc się, że ktoś chętnie wysłuchuje moich opowieści
- Jesteśmy. Star, pamiętasz, że Flash cię prosił? - dobiegł do mnie głos Diesela, brata wadery. Rozejrzałam się, szybko zdawszy sobie sprawę, że owo "tu" to wejście do ogromnej jaskini. Zapewne należącej do Alf.
- Faktycznie. No cóż, Amaranth, gdyby nie fakt, że wywodzisz się z Watahy nastawionej przyjaźnie, pytań byłoby dużo więcej. Teraz muszę ci podziękować, bo mam kilka rzeczy na głowie. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości opowiesz mi o rukach i innych stworzeniach - skinęłam głową, patrząc jak Star obraca się - Ah! - obróciła się na pięcie i spojrzała na odchodzącego po cichu, białego wilczura. - Path? W ramach pokuty, za złamanie strzały Amaranth, wyznaczam cię na jej przewodnika. Pokaż jej tereny, niech przy okazji wybierze sobie jaskinię. 
- Proszę? - zapytał, nieco wzburzony
- Nie wymiguj się - zaśmiała się cicho, po czym jeszcze raz spojrzała na mnie - Nie żyw urazy, teraz to Twój nowy dom. Życzę ci powodzenia w nadchodzących dniach. Do zobaczenia, strzelcu wyborowy.
To powiedziawszy, wraz z bratem zniknęła w głębi jaskini. Ucieszyło mnie, że choć jedna z tak wielu spotkanych przeze mnie przywódców nie jest super-sztywnym zrzędą. Westchnęłam, uśmiechając się pod nosem. A w sekundę później, uśmiech zrzedł mi z pyska.
No tak, jeszcze on...

< Path? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!