Światło, ciepło, zielony las.
- Po co to robisz? - zapytała Isabelle patrząc na mnie przekrzywiając głowę, jak zaciekawiony ptak.
- Co robię? - odpowiedziałam rozglądając się wokół siebie. Nie poznawałam tego miejsca. Mimo to czułam się.... bezpieczna. Zerknęłam na Isabelle. Ta patrzyła na mnie z mieszaniną zdumienia i smutku.
- Ciągle uciekasz. Cały czas się boisz. Po co? - miałam wrażenie, że prześwietla mnie spojrzeniem.
- Nie boję się. - skłamałam. Isabelle prychnęła.
- Jasne, wmawiaj sobie ile chcesz, ale mnie nie oszukasz. Dlaczego się nie zatrzymujesz? Dlaczego się ciągle boisz? - wbiła we mnie uporczywe spojrzenie. Zwiesiłam głowę.
- Gdybym tylko to wiedziała... Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę się zatrzymać. - spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą siedziała Isabelle. Teraz stała kilka metrów dalej. - Isabelle?
- Proszę cię Wish. Nie ma sensu uciekać w nieskończoność. - Isabelle spojrzała na swoją łapę, a ja podążyłam za jej wzrokiem.
- Isabelle... - wyszeptałam. Jej łapa zamieniała się w krwawe strzępki mięsa. Spojrzałam na nią przerażona i zobaczyłam, że z jej ciałem dzieje się to samo. - Isabelle!- wrzasnęłam i zaczęłam do niej biec...
***
Obudziłam się z głuchym krzykiem, oblana zimnym potem. Rozglądałam się przez chwilę kompletnie otępiała.
- *Jaskinia, jestem bezpieczna. Wataha Krwawego Wzgórza* - pomyślałam. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i próbowałam jeszcze raz zasnąć. Podobne koszmary śniły mi się niemal każdej nocy, odkąd opuściłam Watahę z Dudniących Wodospadów. Kilkadziesiąt dni temu pożegnałam się z Watahą Górskiego Potoku, która przyjęła mnie w swoje szeregi, ale traktowała z dystansem. Widziałam ulgę w ich oczach, kiedy odchodziłam. Wszędzie zabierałam ze sobą skrawek futra z ogona Isabelle, która stała się moją bransoletką. Długo błądziłam po obcych terenach i nieraz byłam przeganiana z jednego miejsca w drugie. Bieg nie sprawiał mi trudności, ale uczucie beznadziei, towarzyszące mi od długiego czasu w końcu mnie wykończyło: rzadko jadłam, a jeżeli już to zazwyczaj padlinę i czułam się odosobniona. Pewnego dnia weszłam na teren jednej z watah. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że jestem na terenach Watahy Krwawego Wzgórza. Liczyłam na to, że ktoś mnie dobije, albo pozwoli zostać na kilka dni. Nie miałam siły na walkę. Wtedy zobaczyłam w oddali cień wilka. Poczekałam aż podejdzie bliżej. To była wilczyca. Była głównie fioletowa, ale dostrzegłam również inne kolory, na barku miała gwiazdę.
- Kim jesteś? - zapytała. Jej głos był mocny i pewny, ale mimo wszystko przyjazny.
- Nazywam się Wishastonish, ale mówią na mnie Wish. - mówiłam cicho, prawie szeptem. - jestem.... byłam członkiem Watahy Dudniących Wodospadów. - Wadera kiwnęła głową, jakby potwierdzała moje słowa.
- Chciałabyś zostać? - zapytała wprost. Spojrzałam jej w oczy. Były ciepłe i pełne zrozumienia.
- Jeżeli to nie problem.... Na jak długo mogę zostać?
- Na zawsze. - odparła natychmiast, zupełnie, jakby rozumiało to się samo.
- No, to na zawsze. - uśmiechnęłam się.
- Witaj w Watasze Krwawego Wzgórza! Jestem Star i jestem alfą tej watahy. Cieszę się, że jesteś teraz z nami. - mówiła szczerze, a w jej tonie nie słychać było ani grama fałszu.
- Dziękuję. - odpowiedziałam uśmiechem. Potem Star pokazała mi, gdzie mogę mieszkać i opisała mi, gdzie kończą się tereny watahy. Robiło się późno, więc położyłam się spać. Po koszmarze nie mogłam zasnąć, więc wstałam i poszłam się przejść. Było zimno, ale nie odczuwałam tego. Po kilku minutach zaczęłam biec w równym tempie. Ruch sprawiał mi radość i już po chwili biegłam w pełnym pędzie. W ostatniej chwili zauważyłam kogoś na przeciwko i gwałtownie wyhamowałam. Druga osoba drgnęła, gotowa do odskoczenia w razie zderzenia, ale nie było takiej potrzeby. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczącym zdumieniu.
<Ktoś dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!