Przez chwilę mrugałam tylko załzawionymi oczami, aby obraz kilku George'ów scalił się w jednego, a kiedy to wreszcie nastąpiło, kiwnęłam ledwie zauważalnie głową w odpowiedzi.
- Sądzisz, że znajdziesz w sobie dość siły, aby z moją pomocą do niej dotrzeć? - zapytał...mój wybawiciel, bo tym własnie mianem powinnam go od tej pory nazywać, mimo iż nie do końca pojmowałam czemu się tak dla mnie narażał. W końcu byłam zwykłą waderą jakich pełno na świecie... A może tu chodziło nie o mnie, tylko o Liesel? A może o nas obie...? Mniejsza, ważne, że oboje wyszliśmy z tego żywi...
- Wątpię. - szepnęłam tylko w odpowiedzi.
- To chociaż spróbuj... - to mówiąc, basior pchnął mnie lekko nosem.
- Niech ci będzie, ale to raczej nic nie da... - westchnęłam z nutką rezygnacji, po czym wspierając się na jego barku, podniosłam się o kilka centymetrów.
- Doskonale! - zawołał wyraźnie uradowany. Widząc jego reakcję i czując, że otaczające mnie do tej pory duchy zmarłych przodków powoli zaczynają mnie opuszczać, postąpiłam niepewnie parę kroków naprzód i... znów upadłam.
- To bez sensu. - stwierdziłam z zawodem.
- Nie mów tak... W końcu już raz ci się udało, a ja nie mogę pozwolić, aby jedyny rodzic Liesel i samica, którą sam uratowałem przed śmiercią, wróciła do jej krainy na ternach watahy. Zresztą jak miałbym to wytłumaczyć twojej córce...?
Ostatnie zdanie podziałało na moją duszę niczym wielki i stabilny punkt zaczepny. Spróbowałam, więc znowu i tym razem poczułam jakby łapy mniej mi się już trzęsły i wstępowały we mnie nowe siły.
- Ale idziemy powoli. - zastrzegłam.
- Jasne. W końcu wyglądasz na bardzo wyczerpaną. - zapewnił.
- I tak samo się czuję, a dodatkowo nie jestem przyzwyczajona do chodzenia po ziemi.
<George?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!