Przyspieszony oddech spowodowany tym, co działo się w mojej głowie, był głośny i głęboki. Oczy chciały się otworzyć, lecz wciąż pozostawały zamknięte. Ciało i duch chciały uciec, a mimo to wciąż leżały. Podświadomość chciała się uwolnić, ale nie mogła...
Ostatni łucznik wypuścił czterdziestą siódmą strzałę i dopiero ta ostatnia dobiła mego cierpiącego przyjaciela, który zginął po to, by ktoś inny miał z tego ogromne zyski. Te zakrwawione i jednocześnie pełne łez oczy patrzące w moje, mówiły same za siebie. Kiedy skonał, wydał z siebie dziki okrzyk bojowy.
Obudziłem się zalany potem, wodziłem błędnym wzrokiem po całej jaskini, próbując się uspokoić. To tylko sen... Oddychaj. Raz, dwa. Raz, dwa. To tylko sen. Poczułem, że nie zasnę tej nocy, że wciąż będę wracał do tej chwili. To prześladowało mnie od paru dobrych lat, wciąż zjadało mnie od środka, chcąc do końca wyniszczyć. Wiedziałem, że mogę liczyć tylko na jedną osobę, która również mogła liczyć jedynie na mnie...
- *Star, śpisz?* - Wysłałem telepatyczny sygnał i z nutką niepewności oczekiwałem odpowiedzi, którą otrzymałem po kilkunastu sekundach spokojnego oddychania i wpatrywania się w księżyc, będący tuż nade mną..
- *Nie. O co chodzi?* - Odpowiedziała, a ja odparłem tonem niepewnym i zagubionym:
- *Wiem, że miałem przyjść jutro... Ale potrzebuję pomocy psychicznej.*
- *Rozumiem, właśnie miałam się z tobą kontaktować.* - Odrzekła już po kilku sekundach, a ja nie wysyłając odpowiedzi pobiegłem w stronę jaskini alfy, która nie znajdowała się aż tak daleko, jak mogło się wydawać innym, a w szczególności, jeżeli leci się na skrzydłach. W prawdzie były to małe, nieopierzone skrzydła, ale postanowiłem z nich skorzystać, aby najzwyczajniej w świecie ułatwić sobie życie. W łapie trzymałem dużą butelkę wódki, gdyż miałem plan aby upić się i zapomnieć o swoich problemach, zasnąć i obudzić się z kacem. Po kilku minutach machania skrzydłami, dotarłem pod jaskinię alf.
- Przyniosłem wódkę. - Oznajmiłem, wchodząc do środka.
- Doskonale. - Uśmiechnęła się wilczyca. - Więc, o co chodzi?
- Popadłem w jakąś paranoję i chciałbym się z niej wydostać, zapominając o niej...
- Siadaj, przyniosę kieliszki. - Odparła z błyskiem w oku, którego jeszcze nigdy nie widziałem. - Więc, powiedz mi, o co chodzi konkretnie?
- Opowiadałem ci o moim przyjacielu, który teraz zaczął mnie prześladować w snach.
- Mówiłeś, że w tej krainie sny mają wielką moc. Czyżbyś się czegoś obawiał.
- Chyba tak. - Powiedziałem. - Może Wataha Ognia wytoczy nam wojnę?
- Zamknij się, bo wykraczesz dla nas wszystkich nieszczęście. - Odpowiedziała stanowczym głosem Star, a ja spojrzałem na nią. - Zmieńmy temat, błagam.
- Wiesz, myślę nad zmianą stanowiska. - Zacząłem, spełniając jej prośbę. - Posadę wojownika przyjąłem tylko dlatego, że zawsze wmawiano mi, że nie potrafię walczyć, a ja najprawdopodobniej chciałem sobie udowodnić, że nie mają racji. Myślę nad wyrocznią.
- Byłbyś jak mój dziadek. - Powiedziała, a swoją wypowiedź zapiła kolejnym kieliszkiem.
- A ty jakie masz plany na przyszłość, Star? - Zapytałem.
- Chciałabym znaleźć partnera i mieć co najmniej dwójkę szczeniaków, a potem zwalić wszystkie obowiązki na jego głowę, sama skupiając się na moich pasjach.
- Naprawdę nie zależy ci na pozycji prawdziwej liderki, na szacunku i respekcie?
- Nie lubię, kiedy ktoś respektuje bądź szanuje wilka tylko ze względu na stanowisko. - Odparła. - A pozycja w grupie mnie nie obchodzi.
- Masz bardzo nietuzinkowe podejście do rządzenia. - Stwierdziłem i sięgnąłem po butelkę w celu nalania sobie następnej dawki beztroski i braku świadomości wprost do kieliszka.
< Star? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!