sobota, 8 sierpnia 2015

Od Silence'a - C.D. Patton'a ''Przedsionek piekła''


Winda jechała powoli często gwałtownie hamując. Patrzyłem na bagnet zabrany wojskowemu, przeglądałem się w jego ostrzu... było takie piękne. 
- Mówisz, że nie musimy tylko łupić... 
- Tak. Zabraliśmy już wystarczająco dużo. 
- Karabiny, mapa i bagnet? 
- Mhm, tyle wystarczy. 
- Do twojego M4 jest blisko trzech magazynków. Do Ak mamy dwa... licząc ten załadowany. To jest teraz nasza główna siła ognia. 
- I tak nie powinniśmy brać więcej rzeczy, może nas to spowalniać. 
- Fakt, nie pomyślałem. 
Drzwi od windy otworzyły się z wielkim zgrzytem. Przed nami pojawił się magazyn, ogromny magazyn. Kilka lamp wisiało z sufitu, niektóre były popękane, a nieliczne wisiały w całości. Na drugim końcu hali widać było wielką, metalową bramę. Prawdopodobnie było to przejście do następnego magazynu. 
- Silence, nie chcę cię martwić... ale chyba nie jesteśmy tu sami. 
- Wiem, też to czuję. - Odpowiedziałem rozglądając się po pomieszczeniu pełnym paczek i skrzynek. - Ale nie mam zamiaru się cofać. 
Staliśmy w bezruchu wytężając każdy zmysł. Węch, wzrok, słuch... wszystko postawione w gotowości. Fala dźwiękowa w lewym uchu, szybkie przeładowanie karabinu i wycelowanie w ciemny punkt. W jednej sekundzie z ciemności wystrzeliło coś na wzór macki. Złapało mnie za łapę, nie pomyślało jednak o tym, że umiem się bronić. Odciąłem część dziwnego organizmu, a z głębi hali dobiegł nas skowyt podobny do wrzasku Banshee. Schowałem bagnet i ruszyłem mierząc przed siebie. Patton powoli podążył za mną... Szliśmy powoli patrząc w każdy róg, na każdy pakunek. W pewnej chwili dotarliśmy do agregatu prądotwórczego. Poziom benzyny był wystarczający. Szarpnąłem dwa razy za linkę po czym pomieszczenie rozbłysło jasnym światłem i zostało przeszyte odgłosem działającego urządzenia. Już spokojniejsi ruszyliśmy do skrzyni będącej przed nami. Otworzyliśmy ją, a w środku znajdowały się ubrania. Pełno ubrań... szaliki, rękawiczki, bluzy, kurtki, czapki. Nie było tam nic przydatnego, kolejna przesyła zawierała części samochodowe. Świece, chłodnice i kilkanaście innych rzeczy. Już mieliśmy brać się za trzecią dużą paczkę. Po sprawdzeniu jej zostałyby nam tylko poszczególne paczuszki. W jednej sekundzie większość lamp popękała, a jedyną działającą została ta, która była nad nami. Dookoła nas zaczęły ukazywać się lśniące, czerwone ślepia. Słyszeliśmy wyraźne kroki, a z ciemności przed nami powoli coś wychodziło. Stworzenie podobne do człowieka, jednak o wiele bardziej owłosione. Z grzbietu wychodziły mu kolce, ciągle raniąc popękaną, suchą skórę. Na zdeformowanej czaszce znajdowały się losowo rozmieszczone przekrwione gałki oczne, a z pyska pełnego ostrych zębów wystawał język odcięty w połowie. 
- Chyba wleźliśmy w ich gniazdo. - Wyszeptałem.
- Ta, trzeba będzie walczyć. 
- Jesteś szybszy, biegnij w stronę windy.
- Jaja sobie robisz, a z tobą co? 
Spojrzałem na Pattona, widziałem, że nie chce się wycofywać. 
- W takim razie użyjmy tego, co mamy. Celuj w łeb, nie wiemy jak wytrzymałe jest to coś. 
Wycelowaliśmy się w poszczególne punkty. Pierwszy strzał padł z broni Pattona, kolejny pocisk wyleciał z lufy mojego karabinu, rozszarpując głowę potwora i rozbryzgując jego mózg na podłodze przede mną. 

< Patton? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!