- Szczerze mówiąc, zależy mi na zobaczeniu i dowiedzeniu się jak najwięcej na temat tutejszych terenów... o ile to nie problem...
- Oczywiście, z chęcią powiem ci co wiem o naszych ziemiach. Mogę spytać, skąd to szczególne zainteresowanie?
- To taki... odważny krok ku lepszemu życiu. Chcę zostać przewodnikiem - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Odważny, mówisz? - zaczął, rozpoczynając marsz - dotychczas myślałem, że odwagą można wykazać się na polu bitwy. Tymczasem skierujemy się w stronę Lasu Dusz, który stanowi główną część terenów Watahy.
- Bije to rzecz nie dla mnie, jedynie ośmieszyłabym Imię Krwawego Wzgórza. Jako przewodnik miałabym okazję poznać więcej wilków i może w końcu przestać się ich bać. - podniosłam wzrok, chcąc zbadać reakcję kroczącego dumnie wilczura. Być może mi się zdawało, ale w jego chłodnych, turkusowych oczach pojawił się błysk.
- Teraz, jako członkini Watahy, pamiętaj, że nikt cię nie skrzywdzi. Watah jest rodziną, a w rodzinie nikogo się nie odtrąca - zapewnił mnie Zorya, po czym zaczął opowiadać o samym Greyback'u, założycielu Watahy Krwawego Wzgórza, który niegdyś kroczył po ów lesie. Wsłuchana w słowa czarnego basiora, krążyłam wśród rosłych sylwetek drzew, których liście zerwał lodowaty podmuch wiatru, czyniąc z nich jedynie cień dawnej potęgi.
W momencie gdy przekraczałam ogołocone krzewy jagód, głos Zoryi urwał się w pół słowa, a złowieszczy świst powietrza rozerwał niebiosa. Zdołałam tylko podnieść głowę aby w ostatnim momencie dostrzec wirującą postać i...
leżałam, wbita w zimny śnieg, przygwożdżona ciężarem cudzego ciała. Ciała pachnącego mieszanką jeżyn i drzewa sosnowego.
- Amy?! - wydusiłam zaskoczona i nieco wystraszona spotkaniem z siostrą
- Genevieve! Co ty tu, choinka, robisz? - zapytała a jej oczy przepełniła najczystsza radość - z resztą, nie ważne! Dziewczyny są z robą? O matko, ale ty jesteś chuda! I jaka zimna! Od kiedy tu jesteś? - zasypywała mnie gradem pytań nie dając ani chwili na odpowiedź, w dodatku jej silne łapy nadal mocno mnie przyciskały.
Coś pociągnęło ją do góry, wywołując nagłe zdziwienie.
Zorya wyciągnął do mnie łapę gestem dżentelmena. Przyjęłam ofertę pomocy z wdzięcznością. Kiedy basior przywrócił mnie do pionu, dygnęłam w podzięce.
Wilkiem, który okazał się odciągnąć Amaranth nie był Zorya, a biały, niebieskooki samiec z pręgami na grzbiecie.
- Path, poznaj moją siostrę Genevieve - zaczęła, wyrywając się samcowi - Gen, oto Path. Widzę, że jesteście w trakcie oprowadzania - spojrzała na czarnego basiora - my...
- My chętnie byśmy wam potowarzyszyli ale idziemy w zupełnie innym kierunku - przerwał jej Path przez co Amy spojrzła na niego wilkiem. Odpuściwszy towarzyszowi, podeszła bliżej i objęła mnie parą silnych skrzydeł.
- Porozmawiamy wieczorem, bo, rzecz jasna zamieszkasz ze mną. Pamiętaj, że cię kocham - utuliła mnie jeszcze mocniej, a ja zorientowałam się, że dygoczę po bliskim spotkaniem ze śniegiem.
Nie zdołałam powiedzieć niczego sensownego, więc uśmiechnęłam się tylko, a gorące łzy spłynęły po moich policzkach. Siostra oddaliła się w towarzystwie Path'a a ja, nadal drżąc zwróciłam się do Zoryi. Żałowałam tylko, że nie zdołałam powstrzymać kapiących łez.
< Zorya? Wybacz, że tak długo musiałeś czekać >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!