piątek, 7 sierpnia 2015

Od Diesel'a - C.D. Brokenheart ''Bestia, którą się stałem''

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


Popatrzyłem na rozemocjonowaną, czarną wilczycę, nie wiedząc, czy jest wściekła, czy smutna i co mam właściwie zrobić, aby się rozchmurzyła. Moje wsparcie mogła odebrać różnie, negatywnie, pozytywnie lub obojętnie. Nie chciałem ryzykować poróżnieniem naszych relacji, które i tak były już wystarczająco napięte i postanowiłem po prostu być szczery, a przy okazji poprawić humor nie tylko Brokenheart.
 - Też go nienawidzę. - Uśmiechnąłem się, kładąc się na grzbiecie obok mojej towarzyszki, a ta podniosła głowę i spojrzała na mnie kątem oka. - I pomyśleć, że kiedyś byliśmy największymi przyjaciółmi...
 - Czuję się zażenowana. - Westchnęła w odpowiedzi, ponownie kładąc łeb.
 - Niepotrzebnie. Nie każdy jest w stanie zrobić coś takiego, jak ty. Nie wszyscy są tacy śmieli, nie każda wilczyca umiałaby od tak powalić basiora. To się ceni...
 - Te niekontrolowane emocje kiedyś mnie zniszczą. Wybuchłam zupełnie niepotrzebnie, ośmieszając się przy tym przed chłopakami. Pewnie ten dureń śmieje się teraz ze mnie pod nosem. Ach... - Westchnęła z rezygnacją.
 - Chcę ci jakoś poprawić humor, Broken, ale jesteś tak cholernie skomplikowana, że musisz mi pomóc. - Westchnąłem, poddając się. Długo nie miałem do czynienia z wilczycami.
 - To miał być komplement? - Zapytała obojętnie, na co ja wzruszyłem ramionami, nie mając zamiaru odpowiadać, gdyż sam nie byłem pewny, jak to traktować. 
 - A może trening walki poprawiłby ci humor? - Zaproponowałem, na co wilczyca zaśmiała się. Rozumiałem to, w końcu nie byłem za dobry w walce, skupiając się na polowaniu.
 - Z tobą? Śmieszne... - Odparła, opanowując się.
 - Będziesz mogła się wyżyć. - Nalegałem, wciąż nie dając za wygraną, a na moim pysku pojawił się mały, zdeterminowany uśmiech. 
 - Nie dzisiaj. - Ucięła i przewróciła się na grzbiet. W jednej sekundzie wstałem i przygwoździłem ją do ziemi, po czym spojrzałem w zaskoczone oczy stanowczym wzrokiem.
 - Rzadko proponuję komuś spuszczenie mi łomotu, nie przegap tej okazji. I nie, to nie jest prośba. - Powiedziałem, a wadera uśmiechnęła się półgębkiem, po czym za pomocą jednego ruchu, zmieniła całą sytuację. Teraz to ona trzymała mnie za łapy i stała nade mną ze spuszczoną głową, a jej wzrok był zdeterminowany sto razy bardziej, niż mój.
 - Zapamiętaj sobie jedno: mnie się nie rozkazuje, jeśli chce się przeżyć. - Odparła. 
 - Hmm, chyba o czymś zapomniałaś. - Powiedziałem i podkurczyłem tylne łapy, po czym odepchnąłem nimi wilczycę, wyzwalając się z jej pułapki. Ta z gracją odbiła się od drzewa i skoczyła z obnażonymi kłami w moją stronę, a ja nie pozostałem jej dłużny. To był właśnie jej cel. Wykonała unik i wykorzystując moje chwilowe oślepienie spowodowane śniegiem w oczach, zaatakowała. Cudem przekoziołkowałem metr od miejsca, gdzie wylądowała i wstałem lekko oszołomiony, a Brokenheart natychmiast docisnęła mnie do gruntu. Udało mi się jednak podciąć ją i sama spadła w śnieg, natychmiast wstając. Cofnęła się kilka kroków i wzięła rozbieg, a ja uczyniłem to samo. Spotkaliśmy się na środku naszych drug i trzymaliśmy się za przednie łapy, warcząc na siebie wściekle i napierając. - O nie, możesz zapomnieć o remisie. - Rzekła, wyczytując moje myśli ze spojrzenia, po czym zamachnęła się swoim gigantycznym skrzydłem, a następnie uderzyła mnie nim, przez co upadłem. Zablokowałem jej kolejny atak i kontratakowałem, a następnie posługując się ostrymi zębami trzymałem waderę na dystans. To była gra. Zataczałem małe koła, nie spuszczając Broken z oczu, a ona wciąż krążyła wokół mnie, czekając na właściwy moment. Kiedy oboje byliśmy w linii prostej z drzewem, skoczyła i docisnęła mnie do niego, po czym uśmiechnęła się zwycięsko. - Chyba wygrałam.
 - Gratuluję. - Odparłem, lekko kaszląc pod wpływem silnego ucisku łap wilczycy, która wciąż nie puszczała. - To jak, lepiej ci już?
 - Średnio. - Mruknęła, puszczając mnie i odwracając się, po czym ruszając wolnym krokiem. Otrzepałem się i dogoniłem ją, po czym wyprzedziłem i zagrodziłem jej drogę. - Jeszcze ci mało? - Zapytała groźnie.
 - Nie, ale... No, do cholery, uśmiechnij się wreszcie! - Nalegałem.
 - To wbrew mojej naturze, nie próbuj mnie zmieniać. - Ciągnęła i ominęła mnie.
 - Też tak kiedyś mówiłem. - Odpowiedziałem, a wilczyca odwróciła się i zmierzyła mnie ciekawskim, zaskoczonym spojrzeniem.
 - Ty?! Jaki niby miałeś powód? Nie przeżyłeś tego, co ja! - Rzekła.
 - Nie. Przeżyłem o wiele mniej i już nie umiałem sobie z tym poradzić. Podziwiam cię za to, że mimo tylu problemów byłaś w stanie przetrwać, wykazując się niesamowitą siłą i upartością. Strata jedynej osoby na świecie, która mnie rozumiała, nie może się równać z twoimi przejściami, wiem. Ale nie traktuj mnie jak powietrza, nie chcę od ciebie obojętności, bo nie zasłużyłem sobie na to. Fakt, walcząc wtedy z Keebą sprowokowałem cię i zachowałem się jak ciota, ale żałuję tego i chyba już ci to okazałem. Ale nigdy cię nie zostawię, przestań być tak nieufna wobec mnie. - Mówiłem, ale stwierdziłem, że moja wypowiedź nie trzyma się kupy, była tak spontaniczna...
 - Nie rozumiem cię, możesz mówić jaśniej? - Spytała w nerwach. Podszedłem do niej.
 - Zapomnij o tym, proszę tylko o uśmiech na twoich ustach. Szczery. Próbuję poprawić ci humor odkąd zobaczyłem ten dziwny wyraz twojej twarzy. Dałem się sprać, żebyś się uśmiechnęła. Co mam do cholery zrobić?!
 - Czemu się tak na to uparłeś?!
 - A czy wszystko musi mieć jakiś powód? - Zapytałem, spoglądając wilczycy w oczy, a emocje powoli zaczęły opadać.

< Brokenheart? Również zepsuta końcówka, sorry >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!