Podczas gdy Patton walczył ze swoim "odbiciem" mi przyszło zmierzyć się z tym czymś, co niegdyś nosiło moje imię. Wilk powoli zbliżał się do mnie obficie brocząc krwią z miejsc w których rogi wychodziły z czaszki. Zęby nie wyglądały jak u normalnego wilka... były o wiele dłuższe, nienaturalnie ustawione. W chwili gdy potwór zamykał paszczę, zęby z dolnej szczęki przebijały się przez górną wargę. Monstrum kroczyło w moją stronę, a ja... panicznie szukałem broni w torbie. Miałem w niej nóż i czekan... dobyłem jednak tego pierwszego. W chwili gdy to coś zobaczyło oręż w mojej łapie skoczyło w moim kierunku z przeraźliwym rykiem do tego wspomagając się skrzydłami. Wywrócił mnie, a ja przejechałem na grzbiecie aż do poprzedniego pokoju. Karabin upadł spory kawałek ode mnie, a drzwi dzielące mnie i betę zatrzasnęły się z hukiem. Podniosłem ostrze z ziemi i przystąpiłem do natarcia. Po kilku sekundach wymiany ciosów zatopiłem nóż w piersi basiora. W tym samym momencie ten sam basior rozpłynął się w powietrzu, a ja poczułem silne uderzenie w zabandażowaną łapę. Przewróciłem się, a bestia złapała mnie za gardło. Za nią stały jeszcze dwie takie same.
- Który z nas jest prawdziwy...? - Z jego płuc wydobył się charczący głos. Kolejnym dźwiękiem jaki słyszałem było uderzenie o metalową półkę ze szkłem laboratoryjnym. Wytwór doskoczył do mnie, wyrwał mi nóż i wymierzył kilka prostych ciosów. Jak przez mgłę widziałem jak ogromna metalowa szafa przewraca się na niego przygniatając go do podłoża. Korzystając z unieruchomienia doskoczyłem do torby wyciągając z niej czekan i jednym płynnym ruchem rozpłatałem brzuch stwora. Wyrwałem oręż i zacząłem wbijać go w łeb... nowego siebie. Raz za razem ostrze wchodziło coraz głębiej, uszkadzając mózg i robiąc z niego krwawą papkę. Katem oka zauważyłem, że drzwi otworzyły się, a w nich stał normalny Patton. Nie mogłem się oderwać... byłem jak w transie. Tak jakby każdy cios dawał mi satysfakcję...
- Silence! - Krzyknął Patton odrywając mnie od zwłok i sprzedając porządny cios w pysk. - Co jest?! Otrząśnij się!
-Nie... nie! - Wrzeszczałem patrząc na pokój, w którym się znajdowaliśmy. Do złudzenia przypominał ten z ośrodka badawczego. Zerwałem się i wybiegłem na korytarz po czym zatrzymałem się tuż przed ścianą. Futro ociekało mi czerwoną posoką, a oczy błądziły jak w obłędzie. Z rany na łapie zaczęła powoli sączyć się krew, barwiąc śnieżnobiały bandaż na krwisty kolor. Czułem się wtedy taki mały... tak nic nie znaczący. "Który z nas jest prawdziwy?". Słowa ciągle dudniły mi w pamięci odbijając się mocnym echem w każdym zakamarku mojej psychiki. Dlaczego nie użyłem teleportacji, przemiany w demona? Jakbym zapomniał o tych mocach... ciągle gapiłem się już nie w śnieżnobiałą ścianę. Na jej powierzchni pojawiły się czerwone kropki. Kropelki krwi ściekającej mi na usta i wydmuchiwanej razem z powietrzem... zabłąkane oczy odzyskały spokój, oddech się unormował, a głos... tak jakby powrócił.
- Schody są na końcu tego korytarza Pattonie. Jeśli jesteś gotów możemy ruszać.
- Twoja łapa... i ty sam... wszystko dobrze?
- Łapa boli... w tym akurat żadnych nowości się nie doszukasz. A co do mnie... sam stwierdziłeś, że wiesz po moich dwóch osobowościach. Teraz poznałeś tą w pełni złą. Na ogół masz do czynienia z taką... fuzją. Więc nie dziw się mojemu zachowaniu.
W ciszy zeszliśmy na niższe piętro, a pierwszym, a zarazem ostatnim pokojem była "kanciapa" stróża. Od kolejnego segmentu oddzielały nas potężne wrota. Patton próbował się przez nie przepalić, ja natomiast wszedłem do owego pokoju. Pierwszą rzeczą jaką znalazłem były plany podpisane kolejno: Necro-Marco i Necro-Marco v2. Oba przedstawiały roboty ochronne wielkości... prawie dwa razy większej niż człowiek.
- To na nic. - Usłyszałem głos zza pleców. - Znalazłeś coś?
- Ta, podejdź tu. - Patton wykonał moje polecenie.
- To są plany dwóch robotów. Jeden z nich jest uzbrojony w Ckm, a drugi w wyrzutnię kwasu. Jeśli trafi Cię pierwszy, umrzesz od rany postrzałowej, a drugi... cóż. Napisali, że kwas rozpuszcza wszelkie tkanki nie stworzone przez człowieka.
- Czyli inaczej mówiąc zeżre mnie...
- Mniej więcej, co gorsza. Tu jest ich panel kontrolny... można by było łatwo je dezaktywować... problem w tym, że konsola jest poważnie uszkodzona, a oba w tym momencie są aktywne.
- Może skończyły im się naboje i kwas. To też jest jakaś opcja.
- Nie sądzę, to samowystarczalna placówka. Ma prąd, myślisz, że nie miałaby zapasów?
- Racja.
- Więc jak? Otwieramy? - Zapytałem kładąc łapę na przycisku pod którym widniał zatarty wyraz "Open".
< Patton? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!