sobota, 1 sierpnia 2015

Od Elizabeth - Początek końca


Dzisiejszego popołudnia, które Liesel spędzała na pobieraniu jednej z ostatnich lekcji mocy u Diesel'a, wybrałam się na samotną przechadzkę w stronę Dymiących Gór. Postanowiłam na ich szczytach przemyśleć kilka, ważnych dla mnie spraw, między innymi tych dotyczących przyszłości mojego pierworodnego dziecka. Wciąż było mi niezwykle trudno uwierzyć, że stoi ono już prawie u wybrzeży niezgłębionego do tej pory morza zwanego dorosłością. W końcu tak niedawno nosiłam ją jeszcze skrytą pod sercem, a teraz to już piękna panna...Szkoda tylko, że przez cały okres jej szczenięctwa nie znalazłam dla niej zastępczego ojca, co na pewno miało pewien wpływa na jej zachowanie.
***
Tak rozmyślając, sama nawet nie wiedząc kiedy, dotarłam do ich podnóża. Jako, że doskonale zdawałam sobie sprawę, iż piesza droga na szczyt zajmie mi o wiele dłużej niż lotnicza, rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Już po kilku minutach znalazłam się na górze, gdzie je złożyłam. Następnie zaczęłam się powoli przechadzać, słuchając odgłosów przyrody i podziwiając otaczające mnie widoki. Nagle parę metrów za sobą usłyszałam chrzęst turlających się kamieni i głos, którego liczyłam nigdy nie usłyszeć:
- Witaj piękna.
Czym prędzej obróciłam się w jego stronę i zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem.
- Dziwię się, że miałeś odwagę tutaj przyjść.
Wilk zaśmiał się złowieszczo w odpowiedzi i oświadczył:
- Przypominam Ci, że ostrzegałem Cię, iż znajdę Cię nawet na końcu świata i odbiorę malca.
- W takim razie dlaczego nie zjawiłeś się po nią przez tak długi okres? - zapytałam, mrużąc oczy.
- Wolę nie musieć uczyć od podstaw szczeniaków, nawet jeżeli są to samiczki. - wyjaśnił mój gwałciciel i zaindagował. - A tak właściwie jak się ona nazywa i gdzie mogę ją znaleźć?
- Tego akurat dowiesz się dopiero po moim trupie. - odrzekłam i przyciemniłam nieco otoczenie.
- W takim razie najpierw pozbawię Cię życia, a potem ruszę na jej poszukiwania. - oświadczył i jednym skokiem znalazł się przy mnie.
Jako, że nie miałam czasu na przemyślany atak, wbiłam swe kły w to, co akurat znajdowało się najbliżej, a mianowicie lewy bark samca. Ten jednak szybko się otrząsnął i zwalił mnie z niego z takim impetem, że na kilka minut pociemniało mi w oczach. To wystarczyło, by mój przeciwnik znalazł się nade mną i zaczął ciągnąć za kark w kierunku przepaści utworzonej z doliny między grzbietami górskimi. Nim zdążył jednak tam dotrzeć wysłałam w jego stronę małą chmurkę trujących oparów, co powstrzymało go na parę sekund, w czasie których zdołałam się wyrwać i osunąć trochę od skarpy.
- Sądzisz, że takie coś wystarczy, aby mnie powstrzymać? - warknął, gdy już się pozbierał i wytworzył dziwną kulę. Następnie posłał ją w moja stronę, ale na całe szczęście zdążyłam przed nią uskoczyć. Ładunek powędrował jednakże z wielką prędkością za mną i tym razem trafił. Natychmiast poczułam, że moje ciało drętwieje, a głowa staje się niezwykle ciężka. Powoli wszystko było mi obojętne. Wiedziałam tylko, że jego wytwórca znów znalazł się nade mną i zarzuciwszy na grzbiet niesie mnie z powrotem w kierunku przepaści. Kiedy znalazł się już tuż nad nią, zdjął mnie i przerzucił prze nią. Dopiero teraz otrzeźwiałam i w ostatnim momencie zaczepiłam się o jej krawędź łapami. Mój oprawca przybliżył się natomiast o kilka centymetrów i...nagle odwrócił głowę, wbijając oczy w jakiś punkt majaczący na horyzoncie. Moje spojrzenie powędrowało również w tamtą stronę. W sylwetce wilka rozpoznałam jednego z basiorów należących do mojej watahy, a dokładniej ujmując- tłumacza Georga. Czyżby nadszedł ratunek...? Chociaż na to akurat nie mam co liczyć...W końcu jest tak daleko, a moje ,nierozwinięte za dobrze, mięśnie w łapach powoli słabną....

<George? W Twoich łapach życie lub śmieć Elizabeth. Zależy co wybierzesz, ja pozwalam na wszystko....>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!